Jestem świeżo po zapoznaniu się z drugim sezonem „Wiedźmina” i jestem rozczarowany.
Na plus zasługują efekty specjalne, scenografia, charakteryzacja oraz muzyka które zostały poprawione względem pierwszego sezonu.
Nie mam również większych zastrzeżeń co do gry Henrego Cavilla oraz Joeya Bateya, jednak dziury w scenariuszu i niekonsekwencja nie pozwalały mi się w pełni bawić podczas seansu.
Zawsze staram się rozdzielać książkę oraz film jako dwa różne twory, które nie mogą być takie same. Czasami scenarzyści muszą podjąć pewne kroki i wprowadzić zmiany, aby scena, motyw lub jej przesłanie, które było atrakcyjne i emocjonujące w książce, wywołało taki sam efekt na dużym ekranie, jednak adaptacja „Wiedźmina” w wykonaniu Netflixa jest po prostu przeciętna. Szkoda bo Netflix mógł z tego serialu stworzyć dzieło, które krążyłoby echem w wieczności jak „Gra o Tron”.
Jednym z zarzutów tej produkcji jest ogromne uproszczenie wielu wątków. Odnoszę wrażenie, że Netflix bał się, że widz nie zrozumie scen moralnych, rozterek, wewnętrznych przemian psychologicznych i maksymalnie je spłycił. W rezultacie większość interesujących wątków zostało okrojonych ze wszystkiego, co czyniło je wyjątkowymi, tworząc miałką papkę dla mas, którą można zobaczyć w piątkowy wieczór do piwka a w sobotę o niej zapomnieć.
Pomijając jednak kwestie okrojenia, głównym zarzutem serialu „Wiedźmin” jest masa nielogicznych scen.
Kaer Morhen jest tajną siedzibą wiedźmińskiej szkoły, tylko osoby wtajemniczone, zaufane posiadały wiedzę nt. jej lokalizacji oraz w jaki sposób się do niej dostać.
A jednak nie jest to żadną przeszkodą by sprowadzić do warowni „godne zaufania” kurtyzany i urządzić libację (ku aprobacie Vesemira?).
Torturowanie Cahira – jaki był tego cel? Geralt, który potrafi ekstremalnie szybko przemieszczać się pomiędzy znacząco oddalonymi od siebie obszarami (ratunek Yennefer i Ciri). Rience, który wchodzi sobie jakby nigdy nic do świątyni Melitele oraz Kaer Morhen. Władcy, którzy siedzą sobie na otwartym terenie bez żadnej ochrony i obserwują egzekucję. Yennefer ratująca wrogiego dowódcę (którego wcześniej planowała spalić) bez żadnego logicznego powodu i ich bezproblemowa ucieczka.. Czy rzeczywiście potężni władcy północy nie obstawili terenu żołnierzami i nie zorganizowali pościgu? Nikt nie próbował ich powstrzymać i nikt się nie zainteresował faktem, że właśnie jeden z generałów skazany na śmieć oraz czarodziejka uciekli w siną dal na randomowym koniu?
Problemem tej produkcji nie jest oddalenie się od pierwowzoru (książki) a fakt, że jest w niej bardzo dużo dziur logicznych i scenariuszowych.
W rezultacie wiele postaci (pomijając postacie pierwszoplanowe) są nierealistyczne, wręcz przezroczyste a w rezultacie nieistotne.
I tak oto otrzymaliśmy kolejny serial fantasy przy którym możemy spędzić wolny czas. Szkoda, że to tylko tyle i nie jest czymś więcej.
Czasem kluczem do szczęścia są mniejsze oczekiwania. Dzięki temu możemy uniknąć rozczarowań. Postaram się to zapamiętać na przyszłość.
To jest moja prywatna opinia. Warto się zapoznać z tą produkcja aby wyrobić sobie swoją własna.