Serial ogólnie nie był zły, natomiast strasznie irytowały mnie zmienione nazwy miejscowości. Skoro twórcy uparli się na Wrocław 1997, to co po Gierżoniów czy inne Kęty. Argument, że serial nie jest o powodzi, a jest tylko z powodzią w tle i chodzi o dramat czy przemianę głównych bohaterów nie trafia do mnie, ponieważ w takim razie trzeba było zrobić powódź w fikcyjnym mieście Brosław latem 1980 roku, a nie silić się na prawdziwe wydarzenia. Poza tym nawet w tym jest nieścisłość, bo o Kłodzku mówią już normalnie i jeszcze dość nieprzychylnie ("co tam Kłodzko ich zalewa co dziesięć lat") , co mogli sobie darować, bo Kłodzko znacznie ucierpiało w tej powodzi i wcale nie zalewa go co 10 lat -.-
Główna bohaterka pije ten metadon, jak jej się podoba, a uzależnienie od heroiny to nie jest byle co i trudno z tego wyjść albo normalnie funkcjonować na heroinie, a skoro zrobiła studia to musiała jednak w miarę normalnie się trzymać.
I najbardziej irytujące w polskich filmach od zawsze, że obcokrajowy mówią innymi językami. Tak ja wiem, że Francuzi mówią po francusku, Holendrzy po holendersku, a Niemcy po niemiecku, ale jak oglądam polski film to wolałbym go rozumieć bez napisów, co chwilę. A dodatkowo syn-Niemiec jedno z dwóch znanych mu zdań po polsku to "płyńmy do domu". Gdyby nie powódź pewnie by mu się nie przydało. Nieprzemyślane.
Dodarkowo to, że Jaśmina po tym jak zostawiła córkę na 14 lat będzie mieć drugie dziecko - moim zdaniem niepotrzebny wątek. Podobnie jak z tymi sądami na koniec, sąd za rzucenie racą, czego w ogóle mogło nie być, wątek niepotrzeby. Jakby go sądzili za utrudnianie pracy organom bezpieczeństwa to jeszcze, ale tak to bez sensu. A Jaśminę to po co wzywają? A no i do urzędu, zamiast do sądu? Nie wiem czy to jakiś błąd czy tak wtedy było.