Sorry, ale dla mnie wszystko, co dzieje się po śmierci Ragnara (który - swoją drogą, zasłużył na godniejszą śmierć niż scenarzysta mu wymyślił - z ręki jakiegoś nic nieznaczącego gównokróla) to tłuczenie kotka za pomocą młotka - na siłę. Jeszcze król Egbert coś ciekawego wnosił, po jego odejściu nie ma już żadnej postaci, dla której warto to oglądać. Męczę końcówkę piątego sezonu i chyba niedomęczę. Z psychopaty Ivara też możnaby wyciągnąć więcej. Był potencjał. Może jak domęczę szósty sezon to zmienię zdanie? Zmienię? Czy nie warto się męczyć z oglądaniem tego?