... jak wersja filmowa bije na głowę pierwowzór literacki. A zdarza się to niezmiernie rzadko. Del Toro jest świetnym reżyserem, a Hogan niezgorszym pisarzem. Niestety obaj panowie wpadli na pomysł wspólnego napisania książki, do tego podzielili się "rozdziałami". Te pisane przez reżysera wołają o pomstę do literackiego nieba, a te popełnione przez pisarza po prostu (tylko) trzymają warsztatowy poziom. Całość jest jednak literacko nie do przełknięcia - miejscami aż zęby bolą od nieudolnego stylu. Natomiast, kiedy panowie połączyli siły w dziedzinach, w których są dobrzy, wyszło coś naprawdę smakowitego. Scenariusz nie kuleje i trzyma dynamikę, a w całej reszcie filmowego dania widać znakomity kunszt reżyserski. I chyba po raz pierwszy w życiu apeluję: Nie traćcie czasu na książkę, w zamian obejrzyjcie serial. ;)
serial jest dobry ,ale książka również ,część wątków zmieniono co jest bardzo częste w przypadku ekranizacji,
raczej nie zgadzam się z opinią że serial ją przewyższa bo po jej przeczytaniu ciut jednak traci w moich oczach...
polecam innym sięgnąć po pierwowzór literacki ,pozdrawiam
serial też rewelacyjny nie jest, o ile sam motyw robaków zmieniających ludzi w wampiry jest ciekawy i oryginalny to reszta leży i kwiczy.
Fabuła jest nielogiczna i pełna dziur. Ludzie znikają z domu i nikt się tym nie interesuje. Czwórką cudem ocalałych pasażerów też nikt poza doktorkiem Ephraimem nikt się nie interesuje, ani służby medyczne ani media. Co w USA jest niemożliwe, bo byliby dosłownie rozszarpywani przez telewizję.
Doktorek też dziwnie się zachowuje. Ma nagranie z sekcji i jedyna osoba, której je pokazuje to szef, który nie chce go oglądać. Dlaczego nie pokazał go żonie żeby mu uwierzyła i uciekła? Dlaczego nie pokazał go FBI żeby udowodnić, że ma rację? swoją drogą jakieś dupowaci ci agenci FBI, bo jedną z pierwszych rzeczy jaką powinni zrobić to sprawdzić telefon.
Lubię Del Toro ale scenariusz do The Strain zupełnie mu nie wyszedł. Po pierwszym odcinku miałem ochotę na przeczytanie książki, po szóstym zupełnie mi przeszło
Odpowiedź może być tylko jedna- to wina Palmera i nazi wampira, którzy trzęsą całym światem :D ha!
ale z telefonem to faktycznie... może uległ uszkodzeniu, albo co.
Moim zdaniem książka trzyma poziom, jest równie dobra jak nie lepsza od serialu !! Zdecydowanie Polecam, ja kupiłem w czwartek i nie mogłem się oderwać, niesamowicie buduje napięcie, ma ponad 550 stron a czyta się bardzo szybko, nie mogę doczekać się kolejnych tomów. Reasumując jedna z lepszych pozycji tego typu (horror, wampiry itp) jaką czytałem w ciągu ostatnich kilku lat, chyba od czasów "Salem" Kinga, "Ostatni Rejs .. " Martina, i książki Spectora .
Cóż, nie mogę się zgodzić. Choć faktycznie, książka arcydziełem żadnym nie jest, ale przynajmniej przyjemnie się ją czyta i ma mega klimat, którego w serialu niestety brak. Jest wiele wątków, które łączą się w logiczną całość, a serial rozwleka to niemiłosiernie. Zamiast budować napięcie to tylko wydłuża to co nieuniknione. Nie pamiętam już dokładnie książki, ale wiem, że byłam nią urzeczona i uważałam ją za jedną z najlepszych o istotach wampiropodobnych, które przyszło mi czytać. Potraktowanie wampiryzmu jako choroby roznoszonej przez wirusa, jest jak dla mnie świetne. Czekam na kolejne tomy powieści. Wirusa będę czytać jeszcze raz, gdyż weszłam w posiadanie odświeżonej wersji od Zysku! <3
Miejmy nadzieję, że Zysk nie porzuci tytułu po 1 tomie, tak jak NK... Już 5 lat czekam na tom drugi:).
Nooooo... ja też mam taką nadzieję! Przejęcie sprawy przez Zysk daje szansę na zakończenie tej serii. W końcu!
W takim razie czuję się zobowiązany wyjaśnić swoje stanowisko względem jakości książki. Zawodowo zajmuję się pisaniem beletrystyki oraz redagowaniem tekstów literackich, stąd moje wyczulenie na nieporadny styl i błędy językowe. Owszem nie jest winą autora (jesli nie jest zawodowym pisarzem, jak del Toro), jeśli ma kiepskiego redaktora lub tłumacza. Nie potrafię się po prostu skupić na fabule (która jest świetna - tu nie mam żadnych zarzutów), jeśli na co drugiej stronie książki natykam się na babole, wadliwą składnię i notoryczne powtórzenia. Warsztatowo książka leży, co nie znaczy, że "zwykłemu" czytelnikowi musi to przeszkadzać. Obracam się w środowisku "pisarsko-wydawniczym" i zauważyłem, że na przestrzeni ostatniej dekady jakość literacka spada, zwłaszcza przy tłumaczonych dziełach. Tłumaczami zostają studenci anglistyki, a zdecydowana większość redaktorów wydawniczych grzeje stołki "po znajomości", nie mając pojęcia o poprawnej polszczyźnie. Czasem zwykłe opowiadanka nikomu nieznanych skrybów, publikowane w Internecie trzymają o wiele wyższy poziom, niż bestsellery stojące na opłacanych półkach empików. :)