Serial ma ogromny potencjał, bo temat początków USA na zachodzie jest ciekawy i mało wykorzystany w filmach, tym bardziej życie nowych migrantów. Jestem typem widza, który czepia się realizmu historycznego i choć w tym serialu nie ma go zbyt wiele, to nie to jest główny problem. Bo choć można się czepiać pewnych luk w scenariuszu, ahistorycznych zdarzeń, ja też nie jestem fanem treści, gdzie połowa czasu ekranowego to seks, alkohol, narkotyki i przemoc, to moim głównym zmartwieniem jest to, że serial - choć osadzony w realiach o gigantycznym potencjale fabularnym - jest po prostu nudny. Jucha się leje cały czas, seksu i narkotyków pełno, a mimo wszystko jakoś mi wszystko jedno co się wydarzy, nie czuję żadnego przywiązania do bohaterów, ani nie czuję napięcia wynikającego ze sposobu budowania fabuły. Ot po prostu Chińczyk w każdym odcinku z kimś walczy, w przerwach na chlanie i seks. Raz wygra, raz przegra i tak się serial toczy w niewiadomym kierunku. W latach, w których osadzona jest akcja, Kalifornia, a zwłaszcza San Francisco, rosły po kilka % rocznie i to powinno być głównym kontekstem imho, bo takie zjawisko samo w sobie jest fascynujące, zwłaszcza dla nas w Europie, gdzie nigdy go nie było, a przy okazji utożsamiamy taką sytuację z Ameryką, więc pokazanie lepiej tego tygla kultur i języków byłoby ciekawe dla widza nawet przy słabo zbudowanych postaciach. Połowę mieszkańców San Fran stanowili wówczas obcokrajowcy, co 3 był Irlandczykiem, co 5 Chińczykiem, reszta głównie Niemcy. Policja mordowała robotników, ci z kolei potrafili podczas protestów puszczać całe miasta z dymem, wszędzie były wojny gangów, Mark Twain rozwalał układy korupcyjne swoimi artykułami (w tym o policji), a północ stanu przez dekady terroryzowali bandyci z Black Bartem na czele. Nic z tego jednak nie znalazło uwagi scenarzystów. Nie hejtuje, bo serial da się oglądać, ale moim zdaniem więcej potencjału jest zmarnowane, niż wykorzystane. Ocenę dam jak obejrzę wszystko (skończyłem sezon 1), na teraz będzie pewnie ok. 4-5/10.