Obejrzałam całość (1 sezon) i muszę przyznać, że serial mnie jednak rozczarował. Lubię filmy, seriale kostiumowe i trochę ich już obejrzałam w życiu, więc mam porównanie.
Po pierwsze scenariusz jest mało przekonywujący : "bieganie" lady Katherine za, jakby nie patrzeć, nowobogadzkim kupcem, zabieganie na siłę o jego względy - uważam za spore nadużycie. Może dziś takie zachowanie by uszło, ale w Anglii w XIX wieku?! Przy tym nikt z otoczenia lady nie gorszy się takim zachowaniem, a także mezalians nie wzbudza szczególnych emocji. Rozwarstwienie społeczne było w Anglii znaczne i takie "mieszanie się" było jednak raczej nieakceptowalne przez arystokrację.
Inny błąd obyczajowy jaki wychwyciłam to odwiedziny sam na sam obcych mężczyzn w pokoju chorej panny Audrey. Nie tylko chlebodawca wpada z wizytami do leżącej w łóżku kobiety, ale także jej były-niedoszły narzeczony, stary sklepikarz. Nawet dziś średnio sobie wyobrazić taką sytuację, a co dopiero ponad 100 lat temu...
Po drugie - Moray. Nie wiem, czy to wina aktora, czy scenariusza i reżysera. Facet jest współczesny aż do bólu, jego sposób poruszania się, trzymanie rąk w kieszeni gdy rozmawia oficjalnie z ludźmi, itd. Rozumiem, że nie był dżentelmenem, ale jednak nawet kupca obowiązywały pewne normy. Poza tym wizualnie mi nie pasuje, ma orientalną urodę, a wywnioskowałam, że jeśli już to w grę wchodziło raczej francuskie pochodzenie (nazwisko), a nie arabskie. W każdym razie - na angielskiego dżentelmena (lub pretendującego do tej roli) mi nie wygląda. Bardziej angielsko wygląda już jego wspólnik Dudley. ;-)
Pierwsze 4 odcinki uważam za bardzo słabe, ktoś już tu wspomniał o zlepkach słabych historii, które przewijały się w innych tego typu seerialach, tyle, że tutaj te słabe odcinki są zaraz na początku serii, a nie w trzecim czy czwartym sezonie jak w innych seriach. Dalej jest już trochę lepiej.
Na plus : scenografia, kostiumy, muzyka, charakteryzacja.
Mam wrażenie, że lordostwo Glenndeninga jest stosunkowo świeżej daty. On sam się określa mianem bankiera. Prawdziwa arystokracja miała posiadłości ziemskie, nie banki, jak mi się wydaje. Tytuł mógł zostać kupiony. Oczywiście, w tej sytuacji mariaż córki z kupcem uczyni zabieganie o tytuł niepotrzebnym, bo nikt tego tytułu nie odziedziczy, a Katherine dzięki niemu nie wyjdzie za mąż za innego lorda.
Co do odwiedzin obcych mężczyzn - to zawsze było bulwersujące, ale w przypadku pań w pewnym wieku o wiele mniej, zwłaszcza gdy w grę wchodził pracodawca, a kobieta mieszkała w zasadzie sama i nie było nikogo, kto mógłby jej towarzyszyć podczas wizyty. Poza tym okoliczności też były szczególne - odwiedzali chorego, nie kobietę.
Moray niestety jest najsłabszym ogniwem tego filmu. Całkowicie nieprzekonujący jako kupiec, który zrobił przecież oszałamiająca karierę. W zasadzie nie wiadomo, jak mogło mu się udać, skoro nie ma jakichś specjalnych umiejętności zarządzania, pomysły podrzuca mu personel, do tego jest chwiejny emocjonalnie i podejmuje dziwne, często nietrafione decyzje.
Czytając wielokrotnie książkę Zoli miałam pewne wyobrażenie sposobu przeniesienia treści na ekran, wyglądu i postawy głównych bohaterów.Po obejrzeniu pierwszego odcinka jestem bardzo zawiedziona.Pominięcie wątku braci Denise,ogromne skróty w filmie już od początku fabuły w stosunku do dzieła Zoli, całkowicie - jak dla mnie - nietrafny dobór głównych bohaterów, brak wyrazistości postaci powoduje, że tak oczekiwana przeze mnie ekranizacja - rozczarowuje.Nie ta Denise i nie ten Moray... szkoda.