Dyskusja o ostatnim :( odcinku najlepszego serialu,LOST-Zagubieni. SPOILERY!!!
Ja zacznę od fanowskiego promo ostatniego odcinka, które wg mnie bije do tej pory wszystkie, które zaprezentowało nam ABC
http://www.youtube.com/watch?v=p1qVkuT7cg8&fmt=18
Czysta poezja :)
No,to promo jest super,fajny pomysł ,ale najbardziej podoba mi się to http://www.youtube.com/watch?v=Rz1yHmUW05Y :)
Jesteśmy jednym z nielicznych lostowych for , które dziś nie zostaną zamknięte dla pisania nowych newsów, także apeluję do wszystkich, aby z wielką rozwagą tutaj na forum wchodzili zanim jeszcze nie obejrzą odcinka ! Bo niestety trolle nie śpią ;/
. . .
Kate nareszcie dokonała wyboru :D
Ale tak na serio...
eh.. muszę obejrzeć jeszcze raz :P
finał naprawdę świetny.
całkiem skopali te zakonczenie to smiech wogule serial powinien sie nazwac chyba lost in heaven o_O wogule te retrospekcje bohaterow przez 80minut potem 10minut ratowania wyspy i takie to zakonczenie dla mnie zalosne i calkowicie zmienilem zdanie co do calej seri LOST ;/;/ a szkoda
A więc koniec tego wspaniałego serialu. Chyba już nigdy nie zobaczę nic równie dobrego. Co do moich przewidywań sądziłem, że to jednak wyspa jest niebem/piekłem, 4 sezon jednak mi to wypersfadował.
Sam odcinek - zakończył się banalnie w atmosferze sielanki ze łzami w oczach. Niestety nie było fajerwerków i wstrząsającego zwrotu akcji zupełnie jak "Supernaturals", ale tamten jeszcze się nie skończył. Powiem tak, jedynym minusem zakończenia byłą jego fabuła, spodziewałem się więcej, wszystko inne zrobili naprawdę dobrze.
Nie cierpię jak się kończą moje ulubione seriale. Ale jeszcze gorzej, jak kolejne sezony prezentują coraz niższy poziom. Lipa wielka, że to już koniec i że się kończy właśnie w taki sposób, ale jednocześnie zakończenie świetne :)
Goral daj spokoj nie masz chyba pojecia o dobrych serialach obejrzyj se anime Monster (2oo4) bo film jeszcze tworzą na jego podstawie.. po obejrzeniu tego zobaczysz co to znaczy znakomite dzieło jak przez 74 epiosdy po 20minut ciagle trzyma wnapieciu i zakonczenie tez jest super, IMO w LOST spartaczyli tą koncowke wogule ta cała historia o niebie i to w jaki banalny/ glupi sposob zostal pokonany Lock to porażka ^_^ dobra beke mialem jak Jack wyskoczyl do Lock'a jak Leonidas z "300"
Widac ze Tworcom skonczyly sie pomysly i zakonczenie takie jakby od niechcenia zrobili bo wkoncu musieli to jakos skonczyć a naprawde szkoda:(
Masz jeszcze:
"Sallville"
"Supernaturals"
"Gotowe na wszystko"
i wiele wiele innych
Dobre zakończenie znakomitego serialu, który ustanowił nowe standardy i stał się źródłem wielu klonów. Coby nie pisać o "Loście "muszę przyznać, że ogólnie miażdżył. Momentami był zbyt rozwlekły, momentami telenowelowaty, ale w ogólnym rozrachunku jest to serial wyjątkowy. Tak znakomite dzieła powstają rzadziej niż raz na 10 lat. Czapki z głów dla twórców.
Jeśli chodzi o sam odcinek, zdziwiła mnie dość szybka śmierć Smokey'ego, ogólnie zgaszenie tego światła sprawiło, że stał się zwykłym śmiertelnikiem (stąd ciekaw jestem czy przywrócenie światłą nie powinno go ożywić ;P). Trochę szkoda co prawda, że nie nastąpiło definitywne zakończenie, na wyspie co prawda wiele do roboty juz nie zostało, wszyscy zostali wybici itd., ale w USA, w kościele wszyscy się zgromadzili i żyli długo i szczęśliwie...? Kate dalej jest poszukiwana, Sayid też, więc nie bardzo zczaiłem. Czyżby nagle wszystko się wyzerowało? Nie poznaliśmy niestety jakim cudem powstał projekt Dharma i co oni tak naprawdę tam robili, nie dowiedzieliśmy isę dlaczego właściwie to Jacob był tym dobrym (w końcu Ben który pracował dla niego wymordował masę ludzi tym gazem), itd. itd. Na moje brakowało jeszcze kilku odcinków, ale jak pisałem mało który serial potrafił zapewnić tyle emocji przez tak długi czas. W serialu Lost co drugi odcinek był genialny, a co trzeci miażdżył i trzeba oddać scenarzystom, że wykonali kawał świetnej roboty.
No z tego co ja zrozumiałem to oni wszyscy zginęli. Alternatywna rzeczywistość to wspólny wymysł wszystkich bohaterów, po tym wszystkim gdy sobie przypomnieli mieli pójść dalej (czyt. niebo), odpuścić. Jak dla mnie ogólna fabuła bez sensu ... wychodzi na to że wyspa była czyśćcem?
Dla mnie kontrolowane rozczarowanie ... wiedziałem, że i tak nie złączą wszystkich wątków w znośną całość. Takie ogólne chwalebne amerykańskie zakończenie z uściskami i pocałunkami to dla mnie na nie. Ostatnia scena z Jackiem ... może to jest to jak wyobrażałem sobie koniec (to samo miejsce, zamknięcie oczu), natomiast reszta - tak jak napisałem w innym wątku ... dla takiego zakończenia szkoda było marnować 6 lat. (takie brzydkie zakończenie a'la Passengers).
To nie wyspa była czyśćcem, tylko alternatywna rzeczywistość. Jak powiedział Christian, czas który bohaterowie spędzili ze sobą był najważniejszym w ich życiu, dlatego odnaleźli się po raz drugi.
"- Nobody does it alone, Jack. You needed all of them, and they needed you.
- For what?
- To remember. And to... let go."
Wszyscy zginęli, każdy w swoim czasie. Kate, Sawyer i reszta spółki pewnie mieli dalsze życie poza wyspą, z tego co zrozumiałam Hurley i Ben chronili Światło (to mogło trwać bardzo długo), Rose i Bernand pewnie umarli na wyspie itd itp, ale wszyscy spotkali się jeszcze raz po śmierci. Ja tak to zrozumiałam.
Idasiek ma racje. Jack zginął patrzac na odlatujący samolot z sześcioma osobami z wyspy. Na wyspie pozostali Hurley, Ben, Rose i Bernard. Nie wiadomo tylko co stało się z Desmond'em. Ale pewnie też przeżył i zaczął chronić wyspy, lub próbował wrócić do domu
Według mnie świetny serial. Szkoda tylko, że niektórych wątków nie wytłumaczyli do końca...
Zgadzam się! Doskonały opis tego co i ja zrozumiałem z zakończenia.
Choć muszę powiedzieć, że od bardzo długiego czasu podejrzewałem że chodzi o "rytuał przejścia do innego świata."
Za tym przemawia jeden fakt: Ben został przed kościołem! Czyli nie otrzymał szansy przejścia lub tak jakby sam ocenił, że musi jeszcze odpracować/odpowiedzieć za swoje czyny:
"I was selfish. Jealous. I wanted everything you had." i potem " I have a few things I need to work out. I'm going to stay here for a while" i wreszcie "I don't think I'm coming in."
Co myślicie?
PS: Plus, duchy Michaela... Ojca Jacka...
a co z wodorówką którą wysadziła Juliet? Nie zabiła ich wszystkich? Nie było wybuchu? WTF?
wodorówka wybuchła i rozwalila to magnetyczne miejsce co w czasie przenosilo co wrocilo bohaterow do prawidłowego czasu.. czy jakos tak.
no wlasnie: czy jakos tak.. w ten sposob mozna "wytlumaczyc" wiekszosc pogmatwanych skeczy scenarzystow
Chyba mogę powiedzieć, że skończył się właśnie najlepszy serial, jaki dane mi było oglądać. Trudno mi jest się na razie wysłowić bo jeszcze przeżywam to wszystko. Na chwilę obecną powiem tylko, że dostałem od Darltonów to, na co liczyłem. Finał był niesamowity, fenomenalny, zapierający dech w piersiach... mam wrażenie, że należy stworzyć nowy przymiotnik, bo żaden z istniejących nie oddaje do końca mojego zachwytu i wzruszenia.
I co za ironia... tyle teorii o wyspie jako o czyśćcu, a to flash sideways okazały się nim być.
Idę ochłonąć.
Właśnie obejrzałam finał. Bardzo podobało mi się niejednoznaczne zakończenie, pozostawienie go do własnej interpretacji widza.
Epicki finał epickiej historii.
Jak wiele osób podejrzewałam, że ostatnią sceną będzie ujęcie zamykającego się oka Jacka, ale w życiu nie pomyślałabym, że zrobi na mnie takie wrażenie. Bardzo, bardzo rzadko zdarza się, że film/serial sprawia, że mam łzy w oczach... Lostowi się to udało.
Mimo, że szczerze nienawidzę wszelkiej maści happy endów, w połowie odcinka złapałam się na tym, że trzymam kciuki, żeby bohaterowie żyli długo i szczęśliwie, przynajmniej moi ulubieni. Przez 6 lat można się było przywiązać :)
Swoją drogą, dziwi mnie, że ludzie piszą, że nie było warto oglądać przez tyle lat, bo zakończenie było be itd. Oglądacie serial dla zakończenia? Serio? Wydaje mi się, że, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, zakończenie jest tylko zakończeniem, liczy się sześcioletnia podróż, wpływ, jaki Lost miał na nasze życie, to, co nam dał (a było tego trochę).
Osobiście nie dotarło do mnie jeszcze, że Lost się kończy, podświadomie czekam na kolejny odcinek. Do serialu wrócę za jakiś czas, chociażby po to, żeby powspominać cotygodniowe wycieczki na Wyspę, które serwowali nam twórcy (i dzięki im za to!).
Przepraszam za chaotyczność mojego posta, ciągle jestem ,,nabuzowana" jak po 108 litrach Nescaffe :)
mis_polarny, Murdoc, to jest ten Happy End., którego się obawiałem ponieważ spodziewałem się go, czy nie ma?
Kwestia interpretacji. Na pewno nie skończyło się niczym w stylu ,,i żyli długo i szczęśliwie, i mieli dużo dzieci i dwa psy".
To finał w stylu Love or Hate, musi danej osobie podpasować :)
skad desmond na wyspie wiedzial o tej alternatywnej rzeczywistosci jak to okazalo sie byc czyscem? no niby skad mogl wiedziec co bedzie po smierci za kilka lat?
Jak go Widmore między te dwa wielkie elektromagnesy włożył, to się na chwilę przeniósł w zaświaty, w tym przypadku chyba, ehh.
Durne to zakończenie niestety, a tak broniłem tego serialu, z 9 na 7.
Ale z was frajerzy. 6 lat oglądać serial, który uważa się za durny, lol. Tylko mi nie piszcie, że całego serialu nie uważacie za durny, ale samą końcówkę, bo wyjdziecie na *****. Żeby końcówka mogła zepsuć serial, który ktoś wcześniej uważał za rewelacyjny? Śmiech na sali. Odcinek ostatni to nawet nie 1% całego serialu... Nie wiem czego się spodziewaliście, przecież wiadomo było, że nie wyjaśnią wszystkiego. I bardzo dobrze, jakby się w to bawili wyszłaby jakaś mitologiczna papka. Czasem lepiej nie wiedzieć, np. skąd się wzieła Moc w Star Warsach (wytłumaczenie tego jest tak głupie, że lepiej go nie znać).
No stary, jak w kryminale, na ostatniej stronie, okazuje się, że mordercą był lokaj, to też jakoś świadczy o całej powieści i zaniża poziom całości.
Ja po prostu do 6 serii myślałem, że to jest s-f bardziej, niż fantasy, a pseudo chrześcijańskie zakończenie już w ogóle do mnie nie przemawia.
Uważam, że właśnie za dużo chcieli wyjaśnić no i trochę ich poniosło.
Goral ale daj spokoj ta hisotira myslalem ze bedzie miala jakies bardziej przyziemne wyjasnienie a nie ze oni w czysccu sa buahahhaa
Co do tego ze lepiej koniec pozostawić do interpretacji to zgadzam sie to swietny pomysl ale akurat nie w tym wypadku gdy ten koniec jest az taki poj$#@ny ;/
Dla mnie zakonczeniem zj$#@li wszystko;/
To jest fantasy, ja zrozumiałem to tak, że desmond przez jakiś czas był martwy, widziałeś, że poprzedni koleś umarł? Może des posiadał podobną umiejętność do Richarda? Wszyscy uświadomili sobie, że są martwi - ich świadomość gdzieś tam pozostała.
Dziwne, że nie pojawili się mr. eko, ana, michael, desmond, danielle, alex, charles, eloise itp. :<
Można także odebrać to tak, że oni poszli 'do nieba', sidewaye to 'czyściec', jack nie miał syna, wymyślili go sobie razem z Juliet jak i całą resztę. Dodatkowo - michael nie pojawił się dla tego, że nadal był uwięziony na wyspie - w końcu jako duch się tam pałętał, a hurley gadał też z duchem Any, i Michaela - a może po prostu nie zdążyli się wystarczająco przyzwyczaić, poznać itp. żeby zapamiętać i razem spędzić 'wieczność'.
W życiu nie spodziewałem się, czym są sidewaye - motyw z bombą nieźle zdezorientował widzów - oznacza to, że na prawdę w serialu zawsze obowiązywała zasada cokolwiek się stało, to się nie odstanie.
A może wszyscy bohaterowie na wyspie byli duchami? :p - chociaż to w sumie zbyt naciągane.
Motyw z tym światłem, całkiem spoko - nazwa strasznie jak z fantasy, ale wiadomo, że chodziło o energie elektromagnetyczną - ciekawe tylko jak to się stało, że czarny dym stał się czarnym dymem po tym jak wpadł tam -.- mogli by to pokazać, oraz to czemu to desmond, czy jack nie przemienili się także w dymka.
Ogólnie, to mogli zostawić już flocka, nie zabijać go - bo po co? i dać mu uciec z wyspy, narobił sporo złego ale zawsze pragnął tylko i wyłącznie jednego - a przestał być przecież już czarnym dymem.
Ciekawi mnie jeszcze, czemu nie mógł opuścić wyspy, gdy byli na niej kandydaci... o co w tym chodziło?
Najbardziej podobało mi się to, że twórcy nie odpowiedzieli na główne pytania zostawiając nutkę tajemniczości. Ciekawe czy jest szansa na spin-off, bo chętnie bym sie dowiedział jak funkcjonował duet Hurley&Ben. Pewnie było dość ciekawie, skoro Ben nazwał Hugo "najlepszym numerem 1" (czyli lepszym niż Jacob), a Hugo Bena "najlepszym numerem dwa" (czyli lepszym niż Richard). Zważywszy na fakt, że flashsidewaysy okazały sie afterlife`ami, ta współpraca mogła trwać nawet setki lat.
Skoro w zaświatach czas się nie liczył, niektórzy zdążyli przeżyć całe życie aż do starości zanim tam się znaleźli, więc z pewnością byłoby o czym opowiadać. Dziwi mnie jedynie, że każdy z nich wrócił akurat do tego jednego, konkretnego czasu. Wprawdzie Christian powiedział, że czas który bohaterowie spędzili ze sobą był najważniejszym w ich życiu, ale bez przesady - naprawdę nic ciekawego i dobrego przez kolejne lata życia ich nie spotkało? Jak rozumiem każdy kto nie zginął na wyspie do końca życia pozostał sam, tęskniąc za utraconą miłością. To trochę smutne.
Tyle czasu czekałem na zakończenie, byłem wielkim fanem tego serialu i zawiodłem się na sam koniec... zakończenie dla mnie kompletnie nie zrozumiałem... ciągnąć serial tyle czasu tylko po to by zrobić zakończenie , które można było zrobić już w 3 sezonie? Mój ojczulek już po 2 sezonie powiedział ,,oni są martwi , a wyspa jest w pewnym rodzaju ich odkupieniem , która ma za zadanie pokazać im , ze sa martwi,, Tyle nie potrzebnych wątków... ciągnięcie go przez tyle lat... jestem rozczarowany.. az specjalnie musiałem się zarejestrować i podzielić sie moimi odczuciami :)
Ja nie wiem, skąd te tępe interpretacje, oni umarli W RÓŻNCH CZASACH, co stwierdził christian, więc gdyby wszyscy umarli wtedy, gdy samolot się rozbił umarli by w JEDNYM czasie, i NIE PRZEŻYLI najlepszych chwil swojego życia.
Co to oznacza? flash sidewaye tak jakby nie istniały, przeżyli:
Kate, Sawyer, Claire, Walt - poza wyspą
Bernard, Rose, Hurley - na wyspie
Desmond, Ben - na wyspie
Miles, Frank, Richard - poza wyspą.
A także:
Dodatkowo: Eloise Hawking, Paik, Córka Sun i Jina, Penny z synem, oraz Aaron, no i córka Sawyera z takich 'bardziej' znanych postaci.
Czemu prawie wszyscy spotkali się w jednym czasie?:
Hurley - żył pewnie setki lat, jednak bez swojej miłości
Kate - pomogła claire się ogarnąć i wychować Aarona, straciła Jacka
Sawyer - Juliet umarła, a jak widać to on ją kochał
Ben - Stracił Alex, został strażnikiem wyspy
Desmond - raczej nie opuścił wyspy
Miles - To na wyspie poznał ojca, zdobył przyjaciół i przeżył niezapomniane chwile - w końcu 3 lata w Dharmie żyli :p
Frank - jego nie było z rozbitkami, więc na wyspie nic aż tak ciekawego się nie stało
Richard - on jest pewnie w swoich czasach, jako Richardus ze swoja dupcią.
Walt - on miał całe życie przed sobą pewnie dla tego go nie było
No i przy okazji
Michael - 'utknął' na wyspie i 'nie może iść dalej', z MiBem pewnie też tak jest - szkoda, że jego imienia nie podali ;<
Cały czas śmieszy mnie, że było tyle teori czym są sidewaye, twórcy podkreślali, że to nie jest żadna alternatywna linia czasowa itp. a nikt nie rozkminił tego, że to były wydarzenia po śmierci, w jakimś czyścu, czy jak to ująć.
O, jakiś ty doskonały jak ciasto z musztardą. Jak cię tak to śmieszyło to dlaczego wcześniej nie pisałeś, że to wydarzenia po ich śmierci tylko dopiero teraz?
Ok, trochę zamotałam się w końcówce :) Mógłby mnie ktoś prosto i logicznie wytłumaczyć jaki był ten THE END? Ps. Z tego co ogółem zrozumiałam to oni wszyscy zginęli tylko w różnych czasach: niektórzy już w samolocie, niektórzy na wyspie, a nie którzy w życiu poza wyspą. I co? Potem wszyscy jakby już "martwi" "wracają" na wyspę bo to był ich "wspólny punkt odniesienia" i zostają na niej tak długo aż nie zdadzą sobie sprawy z tego że nie żyją a to jest jakby ich "druga szansa na spotkanie się znów razem"? Pomóc w przypomnieniu sobie że są martwi mają im te sidewaye? Więc tak to mniej więcej idzie ;)?
Jedno jest pewne im dłużej ciągnęli ten serial tym bardziej musieli zakręcić końcówkę.. ten serial zakończył się o 3 sezony za późno.. ale czekamy na wypowiedź prawdziwego psychomaniakalnego filmowca który zrozumiał zakończenie i w piekny zwięzły sposób nam to wytłumaczy..
jaki powrot na wyspe? na wyspie wszyscy normalnie zyja, umieraja a te ,,sidewaye,, to po prostu czysciec/zaswiaty i dzieje sie po smierci wszystkich postaci czyli w jakiejs dalszej przyszlosci
tylko nie rozumiem jak desmond przeniosl swoja swiadomosc tam, tzn moze i rozumiem ale strasznie glupie to jest
myślę, że po części na podobnej zasadzie jak Juliet, która przed śmiercią na wyspie mówiła o kawie oraz że coś się udało.. wtedy myśleliśmy, że chodziło o wybuch bomby, teraz wiemy, że chodziło o automat do batoników ;'D
świadomość Desmonda już podróżowała w czasie, czemu nie mogła by przenieść się w przyszłość, nawet po jego śmierci?
Dla mnie wszystko jest w miare jasne i zgadzam się z Idasiek. Zresztą posłuchajcie co mówi ojciec Jacka na końcu: "Każdy w końcu umiera. Niektórzy przed tobą niektórzy długo po tobie". Wszyscy gdy już umarli spotkali się ten ostatni raz i mogli iść dalej( do nieba).
Jak dla mnie to piękne zakończenie.
To może tak. Finał uważam za udany, choć na pewno scenarzyści przerabiali wiele wariantów. Brakuje mi jednak w tym 6 sezonie jeszcze 1 odcinka. Jednego, który by coś więcej powiedział o początkach wyspy, pokazał jak budowano posąg na wybrzeżu, z którego została tylko stopa i kto tak na prawdę stał za Dharmą.
jezus ludzie, mis polarny bral udzial w badaniach dharma. przeciez nawet klatki byly na drugiej wyspie..
bylo powiedziane, bodajze w którymś instruktazowym filmiku z tym chinczykiem.
Ja się zawiodłem. Fajnie, że wyspa okazała się prawdą (tzn. istniała i to co na niej się stało BYŁO) ale flash sideways jako czyściec czy jak to nazwać to trochę porażka, coś co do mnie nie przemawia, spodziewałem się jakiegoś mniejszego banału. Lubiłem w lostach subtelność z jaką twórcy łączyli naukę i mistykę, tą zatartą granice, nie przesycenie jednej ze stron, a w ostatnim odcinku zostaję to zniszczone.
Niby jest happy end bo go właśnie obserwujemy w fsw, wszyscy się ściskają, całują, gadają a z drugiej tak naprawdę (to co się stało w pierwotnej linii, przed wybuchem - choć jak wiemy wybuch nic nie zmienił tylko zatrzymał skoki w czasie) było i się nie odstanie ('Whatever Happened, Happened").
Bardzo mieszane uczucia, na pewno zmaterializowanie sLocka po "wyłączeniu" wyspy było dobrym pomysłem, ale sama jego śmierć zwyczajna i trochę jednak niesatysfakcjonująca. Scena odlecenia z wyspy iście z filmu "2012" śmieszno-naciągana, na plus, że ktoś wrócił, miłe zaskoczenie, to nowi właściciele wyspy Hugo+Ben.
Ale największe rozczarowanie to kim-czym był Dym, odpowiedzi zero! Na pewno nie był bratem J. bo on umarł, na pewno nie był to JL.
ehh 7/10 może 7.5/10 jak ochłonę.
Był bratem Jacoba, który stracił swoje ciało, po tym, jak Jacob wrzucił go do tej jaskini. Umarło jego ciało, a dusza została uwięziona w postaci dymu. To wszystko bylo wyjaśnione.
Bardziej popieprzonego serialu nie widziałem:P Lecz cóż... oglądałem od pierwszego do ostatniego odcinka :|
No więc to już koniec.. w perfekcyjny sposób skończył się genialny dramat pt. Lost.
Nawet jeśli zostały jakieś pytania, na które nie dostaliśmy odpowiedzi, to wiedziałem, że w finale nie ma co się ich spodziewać. Wiedziałem, i liczyłem, że skupią się na bohaterach, których znamy od 1 odcinka a nie na wyjaśnianiu np. kto zbudował posąg... bo szczerze, to mało mnie to już w tych ostatnich godzinach obchodziło.. zwłaszcza, że wystarczy mi w tym temacie moja własna teoria. Żal mi też ludzi, którzy spodziewali się, że w ostatnim odcinku naprzeciwko Jacka siądzie ktoś i wyjaśni wszystkie (nawet te śmiesznie niedorzeczne) tajemnice, które bardziej sami fani stworzyli niż twórcy serialu. Oglądając 6 sezon, przekonałem się, że nie zależy mi na konkretnych odpowiedziach dot. wyspy i jej mitologii, co więcej, podoba mi się to, że twórcy zostawili w tym temacie otwarte zakończenie a skupili się na postaciach i ich odkupieniu. W ten sposób Lost ma szansę stać się kolejnym potężnym uniwersum, książki, gry.. kto wie co jeszcze zobaczymy w tym temacie. No i być może dzięki temu fora takie jak to, nie pozostaną puste po zakończeniu serialu. Sam serial był przecież ostatecznie historią o ludziach, którzy rozbili się na tajemniczej wyspie.. a nie serialem o tajemniczej wyspie, na której rozbił się samolot.. a ten finał był idealnym zwieńczeniem ich historii.
Twórcom udało się też coś, co uważałem za niemożliwe. Kolejny numer rodem z 'Through the Looking Glass' gdy dowiadujemy się, że we flashach widzieliśmy przyszłość, a nie przeszłość. Sądziłem, że niczym nie uda im się już mnie w tym temacie zaskoczyć. Poważnie się myliłem. Wszystkie wydarzenia poza wyspą były swego rodzaju ostatnią próbą, przed ruszeniem naprzód - nie spodziewałem się tego.
Spodziewam się za to, że wielu ludzi będzie niezadowolonych z finału.. cieszę się jednak, że ja do nich nie należę. Bo nie wyobrażam sobie gdyby serial, w który zainwestowałem tyle czasu i który tak mnie wciągnął zakończył się dla mnie nieciekawie i nie wynagrodził mi ostatnim odcinkiem tych dni spędzonych przy Lost.
'The End' to zdecydowanie jeden z najlepszych odcinków Lost (na chwilę obecną, powiedziałbym nawet, że najlepszy.. ale być może to jeszcze emocje, które muszą opaść ;p). Naładowany emocjami, akcją i tajemniczością do granic możliwości. Scena poświęcenia Jacka i jego powrót na pole bambusowe razem z Vincentem przejdą do historii telewizji.. jestem tego pewny. Lustrzane odbicia wydarzeń z ubiegłych sezonów w scenach takich jak Jack i fLocke spoglądający w dół dziury, Locke odzyskujący czucie w nogach, pusta trumna, czy ostatecznie: Jack zamykający oczy to prawdziwe perły tego odcinka. Czuć, że historia się zamknęła przy jednoczesnym poczuciu, że dostaliśmy otwarty finał. Mamy bowiem sporą lukę, między wydarzeniami na wyspie a wydarzeniami w "zaświatach". Najlepsze jest właśnie to, że zostawiam ten serial czując, że dostałem happyend, ale jednocześnie niepokojąc się: czy Desmond wrócił do Penny i synka? czy Ajira bezpiecznie wylądowała? jak potoczyły się losy Hugo i Bena?
Już o tym pisałem, ale uważam za genialne, fakt, że twórcy pokazali nam swego rodzaju 'czyściec'. Z perspektywy czasu, gdy wie się, że fani już od 1 sezonu tworzyli teorie, że wyspa jest czyśćcem, na które twórcy stale odpowiadali 'na pewno nie', wydaje się to wszystko niezwykle ironiczne. Motyw z inną rzeczywistością, stworzoną po wybuchu bomby, już na samym początku nie przypadł mi do gustu.. przekonał mnie do niego tylko fakt, że postaci we flash sideways były po prostu sobą, nie 'skażone' wyspą i przeznaczeniem, można było więc znów poczuć klimat 1 sezonu i tylko przez to podobały mi się flash sideways, bo koncepcja, że może istnieć wiele równoległych rzeczywistości powodowała, że mogło istnieć wiele wersji naszych bohaterów, czemu więc mielibyśmy martwić się o Jacka na wyspie, skoro inny Jack żyje gdzieś indziej. Finał jednak rozwiał mój niepokój.. i zrobił to w fenomenalny sposób.
Czy było coś, co nie podobało mi się w finale? Tak. Jest taka jedna rzecz... Chodzi mianowicie o Davida, którego twórcy przedstawili nam jako syna Jacka by ostatecznie objawić nam smutną prawdę: David to tylko wytwór wyobraźni Jacka, stworzony podświadomie być może by uosobić problemy Jacka w relacjach na gruncie 'syn-ojciec', radząc sobie z nimi w odcinku 'Lighthouse' zrobił pierwszy krok ku zostawieniu starych demonów za sobą. Problem w tym, że polubiłem tego dzieciaka.. podobała mi się ich relacja, i czuję się teraz trochę oszukany. Idealnym rozwiązaniem było by, gdyby twórcy wyjaśnili, że David to był tak naprawdę młody Jack, jego obraz, który powstał by Jack mógł postawić się w roli Christiana, zrozumieć punkt widzenia swego ojca i po części poradzić sobie sam ze sobą. Tego mi brakowało.
Wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć. Lost to dla mnie nie tylko 40 minut serialu co tydzień, to też pozostałe dni spędzone na czekaniu i przesiadywaniu na forach, dyskusje, dzielenie się teoriami, oglądanie i czytanie re-capów, dłużące się przerwy między sezonami, przeglądanie lostpedii, powracanie do starych odcinków by przypomnieć sobie najdrobniejsze szczegóły. Szkoda, że to już koniec ;)