postanowiłem podtrzymać tradycję...
temat poświęcony 4 odcinkowi finałowego 6 sezonu LOST
16 luty 2010 postać centryczna: John Locke (nareszcie)
-z tym ciałem Locka słuszne stwierdzenie, to 'hologram' a nie przejęcie ciała.
- z Saiydem dzieje sie to samo co z Francuzami, tylko początkowe stadium.
Jackob i Flock jedna i ta sama osoba? odważna teoria :)
ja myśle, że to 2 różne osoby, to byłoby zbyt duże przegięcie, scena na plaży musiałaby być jakiegoś rodzaju halucynacją, a przez to wszystko przestałoby sie trzymać całości.
Ciekawa koncepcja. Być może nie taka daleka od prawdy.
Co do Sayida to myślałem nad tym, że być może istnieją dwie wersje osobowości każdego człowieka. I w tym momencie Sayid nie jest sobą. Podobnie jak mały Ben po wyleczeniu go przez innych czy Francuzi - zupełnie inni ludzie po tej tzw. infekcji. A tamte osobowości (dusze) są gdzieś uwięzione.
Ciekawa i odważna teoria o schizofrenii Fantastico!
Może i coś w tym jest. Przecież twórcy serialu mieli nas pożądnie zaskoczyć.
Jedno jest pewne że związek jaki jest między Jackobem i Flockiem będzie chyba dość specyficzny i zaskakujący.
Co do Sayida to obstawiam że się z nim "nic" konkretnego nie dzieje. Po prostu chłop ma tendencje do bycia "tym" złym.
Trochę żałuję że po tak niesamowitym okolicznościach (był ciężko ranny, zrobili mu niezłą kąpiel , potem wszyscy zgodnie stwierdzili że jest martwy) ,on budzi się jak gdyby nigdy nic! Miałem wtedy nadzieję że wydarzy się coś niesamowitego, np. odrodzi się Jackob. A tu kicha! Oby ten wątek jeszcze wrócił ,a Sayid nas nieźle zaskoczył ;-)
A co do jaskini to rzeczywiście trochę jest mi trudno uwierzyć że należała tylko do Jackoba. Panował tam spory nieład ,a jak ktoś już kiedyś wspomniał był on bardzo skrupulatny i staranny (dziergał makatki i makramy). A te napisy były popisane bez żadnego ładu i składu.
Kolejna rzecz: co to za lista jak widnieją na niej wszystkie lub prawie wszystkie nazwiska?? Chyba lista obecności , a nie lista kandydatów!
Ps Mam nadzieję że ktoś to przeczyta ;-) Pozdrawiam
Nieco niepotrzebnie napisałem to w osobnym temacie, dlatego pozwolę sobie tutaj przytoczyć moją wypowiedź z wczoraj, gdyż mimo wszystko jestem ciekaw co o tym sądzicie - czyli czy to jedynie moje zupełnie błędne założenia, czy też teoretycznie nie jest to, aż tak wykluczone.
___________________________________________________
Przede wszystkim zacznę od tego, że pomimo, iż jestem twardym fanem Zagubionych, to na to forum dopiero zerkam od obecnej serii, więc nie wiem, czy ktoś z Was już podobną teorię wysnuł.
Po drugie przyznam, że jestem troszkę zły na siebie, że próbując ostatnio oceniać kolejne odcinki szóstego sezonu, z jednoczesną próbą wyjaśnienia niektórych spraw (z czego w chwili obecnej się trochę śmieje, gdyż kilka moich poprzednich teorii i wyjaśnień uważam za chybione), tak doznałem dzięki temu wszystkiemu swoistego przebłysku i coś mi się wydaje, że na 99% wiem jak skończy się serial.
Jeśli więc ktoś z Was nie chce psuć sobie zabawy, choćby nawet nie wierzył - kompletnie nie dawał wiary, że jakiś tam fantastico nie pomyli się zbytnio co do faktów i że jego (moje) przypuszczenie faktycznie okaże się słuszne, to jednak, aby teoretycznie nie psuć sobie ewentualnej przyjemności z poznania zakończenia, proszę, aby zakończyć czytanie niniejszego posta właśnie w tym momencie.
_________________________________________________
_________________________________________________
_________________________________________________
A więc...drodzy ciekawscy, skoro postanowiliście jednak to przeczytać ;)
Po pierwsze "zasadnicze" zakończenie serialu zostało nam niestety, stety, czy jak kto woli chcąc nie chcąc, już pokazane.
Podkreślam słowo "zasadnicze", gdyż o ile nie znamy jeszcze wyjaśnień wielu spraw (ja przynajmniej ich nie znam), tak końcowa rzecz jest już według mnie odkryta.
Co logiczne i zrozumiałe, nie mam 100% pewności, co do tego, jaka dokładnie scena z już nam okazanych będzie TĄ ostatnią.
O jaką scenę mi chodzi?
Ano, o tą, która śmiem twierdzić, jest jedną z najlepszych i najbardziej wciskających w fotel!
Dokładnie! Zgadliście! - mowa bowiem o jednej z pierwszych scen z pierwszego odcinka szóstego sezonu, gdy mamy przejście od widoku z okna samolotu, do nogi posągu na zatopionej na dnie oceanu wyspie.
Mam nadzieję, że wszyscy zgodnie przyznacie, że robi to wrażenie(?)
Na mnie zrobiło!
Czy faktycznie będzie to ostatnia scena serialu???
Uważam to za bardzo prawdopodobne.
Serial więc skończy się tak jak początek pierwszego odcinka ostatniego sezonu, ale po części zatoczy także koło w stosunku do całego serialu i momentu, zanim samolot z naszymi bohaterami rozbił się na wyspie.
_________________________________________________
W tym miejscu mała dygresja.
Jak dobrze wiemy, filmy czy seriale różnie się kończą.
Jedne np. przedstawiają wszystko czarno na białym.
Dla przykładu bohaterowie biorą ślub i żyją długo i szczęśliwie.
Inne pozostawiają widza z niedomówieniem.
Staramy się potem domyślać się pewnych wydarzeń etc.
Często bywają one oczywiste, no ale reżyser i tak postanawia tak postąpić, bo np. taką ma koncepcję
Innym zaś razem, zakończenia pomimo raczej czytelnego przekazu, pozostawiają jednak widzom szeroko otwartą furtkę do własnych wyobrażeń i domysłów co do dalszych zdarzeń.
Często potem w takich przypadkach głowimy się nad dopowiedzeniem sobie, co według nas najprawdopodobniej się może zdarzyć.
_________________________________________________
Jak będzie w przypadku Zagubionych?
Ano wyjątkowo(!)
Dlaczego?
Gdyż pomimo, iż serial najprawdopodobniej skończy się wspomnianą już przeze mnie sceną, tak widz wcale nie pozostanie w sytuacji, czy to niedopowiedzenia, czy otwartej furtki, lecz będziemy już doskonale wiedzieli co się wydarzy po końcowej scenie!, czyli jak potoczą się losy naszych bohaterów i tym samym nie będziemy musieli się już czegoś domyślać, wyobrażać sobie etc.
To wszystko już bowiem zostaje nam pokazane(!), czyli mowa o wydarzeniach po szczęśliwym wylądowaniu samolotu.
_________________________________________________
Poznajemy więc zasadnicze zakończenie oraz po części zdarzenia po nim (na chwilę obecną, to co już wiemy z czwartego odcinka).
Póki co nie wiemy jeszcze, jak nasi bohaterowie ponownie znaleźli się w samolocie, który tym razem szczęśliwie wylądował.
Najpierw musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to, że tym razem szczęśliwie wylądowali, to alternatywna rzeczywistość powstała na skutek np. wybuchu bomby, czy może jednak, mamy do czynienia z ciągłością wydarzeń(?)
Według mnie to drugie.
A jeśli więc to drugie, to nasi bohaterowie musieli przeżyć wszystkie te przygody, które od rozbicia się samolotu im się przytrafiły, i z jakiegoś powodu lecąc po raz "drugi" tego wszystkiego nie pamiętali.
Powyższa teoria wymaga oczywiście wyjaśnienia, lecz na chwilę obecną wyjaśnić się tego nie da bez poznania zdarzeń z odcinków, które to dopiero są przed nami.
Jednakże, pomimo iż jeszcze tego nie wiemy, to i tak można zacząć się domyślać pewnych rzeczy np. owej niepamięci w samolocie o tym co przeżyli na wyspie.
Jaką mam w tej materii teorię?
Według mnie są dwie najbardziej prawdopodobne możliwości:
1. Aby znaleźć się z powrotem w samolocie całym i zdrowym musiało dojść do takich wydarzeń, które niestety sprawiły, że nasi bohaterowie zostali ograbieni z pamięci - a czy doszczętnie, czy jedynie tymczasowo, nie jest, aż tak istotne.
2. Bardzo możliwe, że brak pamięci o wydarzeniach z wyspy jest świadomym wyborem naszych bohaterów i tylko godząc się na to (np. na ten swoisty efekt uboczny), mogli "przeskoczyć" do momentu, w którym zaczęli przygodę, czyli na pokładzie samolotu.
Według mnie stanie się właśnie to drugie, zaś dokonanie przez nich wyboru będzie decyzją dramatyczną - co najmniej taką, przed którą stanął Jack trzymając w ręku bombę i decydując się na wrzucenie jej do odwiertu, co miało ich "zabić" lub jak kto woli w wersji optymistycznej i przez nich oczekiwanej cofnąć na lotnisko LAX.
(A może "pośrednio" tak się dokładnie stało?)
________________________________________________
Jestem świadomy tego, że ta teoria ma luki. Wiele luk.
Zaznaczam jednak, że moim celem jest przedstawienie samego wyniku "równania", a nie przedstawienie i wyjaśnienie dziesiątków "obliczeń", które ów "wynik" dają.
O wielu "obliczeniach" bowiem jeszcze nie wiemy i zakładam, że pozostałe odcinki wstawią w nasze "niewiadome" konkretne "wartości", które w logiczny sposób doprowadzą nas do tej prawdy.
________________________________________________
Hugo, Desmond oraz trumna z ciałem ojca Jacka.
Dlaczego wymieniłem te trzy osoby?
Uważam bowiem, że przy zakończeniu serialu będą one kluczowe.
Czemu Hugo?
Hugo bowiem, jako jedyny, różni się od pozostałych osób z samolotu.
Podczas feralnego lotu jest to człowiek wokół którego "pech goni pech i pechem pogania" a i sam jest on przeświadczony co do tego, że faktycznie niesie ze sobą nieszczęścia.
Natomiast podczas udanego lotu objawia nam się jako największy szczęściarz, pogodny człowiek bez problemów, właściciel prosperującej sieci sklepów etc.
Czy można to samo powiedzieć o innych osobach?
Niestety NIE.
Jack nadal targa trumnę ojca, Kate nadal w kajdankach, Rose nadal walczy z rakiem, Lock niezmiennie przykuty do wózka, Boon bez szczęścia w relacji z siostrą, Claire jeszcze z brzuchem i co gorsza (dla niej) bez rodziców zastępczych dla swojego dziecka, para Kwon znowu ze swoimi problemami małżeńskimi (Sun ukrywa znajomość angielskiego, Jin każe żonie zapiąć sweterek pod szyją itp.), Charlie dławi się w toalecie "prochami" i omal nie kopie w kalendarz itd. itd.
Warto też zaznaczyć, że Hugo nawet będąc pechowcem, na wyspie odróżniał się od innych.
Pomijając zdolności "czysto" paranormalne Milesa - jakkolwiek przewrotnie to brzmi, Hugo swobodnie widywał duchy i z nimi gaworzył.
________________________
Desmond.
Czy pomylę się uważając go za nowe wcielenie Jackoba?!
Zapewne szokująca to teoria. Nie przeczę.
Ale czy aż tak nie niemożliwa?
Podczas udanego lotu Desmond nagle pojawia się w samolocie i siada obok Jacka. (Rose nie umiała później potwierdzić Jackowi jego obecności, tłumacząc się ucięciem sobie drzemki. I tu jej wierzę)
Desmond co prawda powiedział, że przesiadł się z tyłu samolotu, gdyż pasażer obok chrapał, ale to nie prawda.
Desmond bowiem pojawił się nagle (znikąd) w samolocie.
W jaki sposób?
Tego się w swoim czasie dowiemy.
Pamiętacie, jak Jackowi osoba Desmonda wydała się znajoma, szczególnie wtedy, gdy ten zwrócił się do niego "bracie"(?)
Dla Jacka było to swoiste "deja vu".
Podobnego "deja vu" i my doświadczymy oglądając zakończenie serialu.
Będziemy mieli wrażenie (a wręcz pewność), że już to widzieliśmy.
Nie pomylimy się! :) ...bowiem zobaczymy tą samą lub bardzo podobną scenę z pierwszego odcinka ostatniego sezonu.
Bardzo prawdopodobne, że wtedy zostanie nam ujawnione to, jak Desmond znalazł się na pokładzie samolotu oraz także pewnie losy trumny z ciałem ojca Jacka.
Co do ojca Jacka.
Bardzo możliwe, że Desmond pojawił się w samolocie w konkretnym celu.
Z jednej strony może zobaczyć, czy u naszych bohaterów - co by nie powiedzieć jego przyjaciół, wszystko OK, a po drugie i chyba ważniejsze, przybył po trumnę.
Po co niby po trumnę?
Tego jeszcze nie wiemy, ale pewnie i to zostanie wyjaśnione.
_____________________________________________________
I na koniec...
Sawyer i Juliet.
Jak wiemy Juliet umarła na rękach Sawyera, kończąc swój żywot słowami o piciu kawy "po duńsku".
Po pierwsze w ramach uściślenia, nie powiedziała o kawie "po duńsku", ale "po holendersku", zaś to ostatnie "po holendersku" wcale nie w odniesieniu do kawy, a do "udania się do Holandii"(!)
Na marginesie zabawne jest to, że i osoba robiąca napisy do tego odcinka błędnie zrozumiała słowa Juliet, ale to i tak jeszcze nic, gdyż w wersji z lektorem na n'ce, lektor nie podjął się przetłumaczenia tego fragmentu wypowiedzi Juliet!!!
Czyżby nie był pewny i bał się, że popełni błąd(?), więc wolał pozostawić to ocenie widzów?
No bo chyba nie uznał akurat tą część wypowiedzi za nieistotną(?!)
Na 99% Juliet po zaproponowaniu Jamesowi filiżanki kawy, następnie "zaproponowała" mu, aby może potem "udać się (razem) do Holandii".
Czy Juliet w obliczu śmierci była już umysłem przy przyszłych wydarzeniach?
Nie zdziwi mnie sytuacja, gdy los zetknie Jamesa i Juliet i - czy to już na ślubnym kobiercu, czy też podczas jakiejś romantycznej sceny miłości, Juliet będzie wypowiadać w stronę Jamesa dokładnie te same słowa o napiciu się kawy i udaniu się do Holandii (może np. w miesiąc miodowy lub temu podobne)
___________________________________________________
Zdaję sobie sprawę z tego, że wielu z Was z takiego lub innego powodu postanowi zaraz szybko spróbować poobalać moje teorie rozbijając je w drobny pył.
A czy dlatego, że się z nimi najzwyczajniej nie zgadza, czy też uważa, że są kompletnie nielogiczne i na potwierdzenie tego przytoczy twarde argumenty, czy może i dlatego, że po prostu nie chciałaby aby właśnie tak się to wszystko skończyło, to absolutnie nie będę miał tego nikomu za złe.
Zaznaczam bowiem, że nie mam monopolu na wiedzę, nie wiem, jak to się wszystko skończy i póki co nie umiem wytłumaczyć wielu kwestii.
Jednakże coś mi intuicja podpowiada właśnie taki finał.
Czas pokaże jak bardzo się pomylę.
A może i nie...(?) ;)
Fantastico, zapoznałem się już wcześniej z Twoją teorią. Napiszę krótko - jest to jedna z możliwych wersji zakończenia, choć ja osobiście stawiam na jakiś większy zwrot akcji.
według mnie Flock doprowadzi do tego, że wszyscy następcy będą się nawzajem zabijać
@joe_kaktus
Zważywszy, że już w poprzednich sezonach reżyser stosował podobny "trick" z pokazaniem najpierw jakiegoś przyszłego wydarzenia, do którego z czasem dochodziliśmy, więc uważam to za bardzo prawdopodobne.
_____________________________________________________
Dwie rzeczy o których nie wspomniałem wcześniej (być może o jednej z nich już ktoś tutaj powiedział).
Desmond objawił nam się w samolocie dopiero po "turbulencjach".
Chyba fanom LOST nie muszę zbytnio dopowiadać możliwej korelacji tych dwóch zdarzeń: "turbulencje" oraz pojawienie się/zniknięcie ;)
Co do drugiej rzeczy...., to dlatego uważam, że czy to scena z pokazaniem zatopionej wyspy, czy może tylko sam "drugi" udany lot (ewentualnie z momentem pokazujący także, jak pasażerowie szczęśliwie opuszczają pokład samolotu) będzie naszym finałem serialu, gdyż wiele rzeczy staram się odczytywać na płaszczyźnie niewerbalnej.
Pare osób nie tyle śmiało się z fryzury Jacka (tej 'nowej' w samolocie), co zwróciło na nią uwagę.
I słusznie! - gdyż zarówno ona, jak i sam wygląd Jacka odpowiadają niemal wprost, że mamy do czynienia z zakończeniem.
Już wyjaśniam "dlaczego".
Jacka z tą fryzurą, w takim schludnym ubraniu, z rzucającym się w oczy białym kołnierzykiem, który pomimo krawatu nie do końca ciasno przylega do szyi, sprawia dla mnie bardzo czytelne wrażenie - szczególnie w scenie gdy udaje się do toalety i staje przed lustrem.
Jak więc wygląda Jack i o czym ów wygląd nam mówi (a wręcz krzyczy!)?
Jest to osoba, która jakby dopiero co wyszła spod prysznica i gdybyśmy tylko mogli poczuć, to pewnie od razu woń "wody kolońskiej" by nas otoczyła.
Jack tak właśnie świeżo wygląda, jak osoba, której udało się w końcu zakosztować przyjemności pełnego umycia swego ciała po wielu trudny i długich przygodach (zapewne tych na wyspie ;)
Symbolika tego jest bardzo wymowna i wskazuje na koniec, tak samo jak i ów wspomniany porządny prysznic kończy nasze takie lub inne przygody, gdy np. wracamy z jakiejś długiej - mniej lub bardziej męczącej wędrówki.
W tym przypadku naszą "wędrówką" są (były) wszystkie wydarzenia, które przeżyliśmy niemalże na równi z naszymi serialowymi bohaterami.
Ktoś przy okazji komentowania jednego z wcześniejszych odcinków na swój sposób zdziwił się na fakt, jak bardzo niektóre osoby starają się czasem wysnuć nioski choćby tylko z jednego niewinnego uśmiechu - wyrazu twarzy, który według tych pierwszych wcale nie skłania do wyciągania, aż tak dużych i daleko idących wniosków.
Mówię o tym dlatego, gdyż równie dobrze i teraz ktoś mi "zarzuci", że zbytnio przesadzam z tym odczytywaniem wyglądu Jacka i że po prostu nic niezwykłego w tym nie ma, poza normalnym człowiekiem, który najzwyczajniej w świecie jest schludnie ubrany i akurat tak a nie inaczej uczesany i przecież niczym niezwykłym także nie jest to, jeśli przed lotem nie postanowił się wykąpać.
Oczywiście z takim uproszczeniem sprawy trudno będzie mi polemizować, nie mniej to właśnie często przekaz niewerbalny odpowiada nam na wiele rzeczy i uważam, że tak właśnie jest w tym przypadku.
W tym szaleństwie jest rzeczywiście jakaś metoda ;-)!!
Pozwoliłem sobie tak zażartować o Twojej teorii. Kto wie może w maju przytoczysz ten post pisząc : a nie mówiłem ;-)
W LOST wszystko jest możliwe a jego twórcy rzeczywiście lubili wybiegać (chwilowo) z akcją sporo do przodu. Dlatego nie wykluczam Twojej teorii.
Twórcy serialu wyraźnie powiedzieli że tą drugą rzeczywistość jaką nam pokazali nie wolno nazywać alternatywną! A jakby co to nie mogą się przyznać (na razie) po co ją pokazali , bo wtedy zdradziliby sporą tajemnicę. I "tutaj" zaczyna mi pasować Twoja teoria (przynajmniej z grubsza).
Ja byłbym za jeszcze bardziej zakręconym zakończeniem. To znaczy pozwoliłbym naszym bohaterom wrócić do domu (co się dzieje według Ciebie). Ale za to w jakiś dla mnie niewytłumaczalny sposób połączyłbym (skazał) drugie pokolenie bohaterów na wyspę. Chodzi mi tu oczywiście o Walta i Arona. Może oni rozpoczną na nowo rozgrywkę na wyspie jaką toczą teraz Jackob i Flock.
Wiesz Adamie79mce, majgorsze jest to, że wcale nie chciałbym, aby serial tak właśnie się skończył i zaręczam, że ostatnią rzeczą jaką chciałbym zrobić, to potem wpaść tutaj i triumfalnie zawołać:
"haaaa! a nie mówiłem?! Już tu przede mną bić pokłony i po wszeczasy opiewać wielkość mojego intelektu oraz przenikliwość jakże błyskotliwego umysłu" ;)
Jedno natomiast nie podlega dyskusji, a mianowicie tak czy inaczej, serial jakoś się skończy :(
Wiadomo, że jak będziemy wysuwać coraz to bardziej prawdopodobne teorie owego zakończenia, to niestety teoretycznie zwiększamy szanse na to, że w końcu trafimy w to najbliżej odpowiadające prawdzie.
I na dobrą sprawę zaraz dojdziemy do absurdalnego założenia, że okaże się, że zakończeniem, które jakkolwiek by nas jeszcze zaskoczyło, będzie lądowanie kosmitów na wyspie, zrobienie prania mózgu z darmowym czyszczeniem pamięci naszym bohaterom, a następnie "podrzucenie" ich do samolotu, który tym razem szczęśliwie wyląduje.
Śmiem jednak twierdzić, że na ten ostatni pomysł w swej wspaniałomyślności scenarzyści LOST jednak nie wpadli ;) - jakkolwiek faktycznie zaskoczyłoby to 99,9% widzów, czy wręcz ich zszokowało ;) - o rozzłoszczeniu nawet nie wspominając ;)
Mówiąc jednak poważnie....
Chciałbym, aby zakończenia, przynajmniej do momentu emisji ostatniego odcinka, nie można się było ot tak wprost domyślić.
Czy uda się to scenarzystom?
TAk
...ale tylko wtedy, gdy postanowią postąpić nieszablonowo.
Ta moja teoria z zakończeniem niestety w ów szablon właśnie się wpisuje i na dobrą sprawę trzeba by po zastanawiać się chwilę nad rozwiązaniem o 180 st. innym - pomijając przy tym oczywiście to "z kosmitami" w roli głównej ;)
________________________________________
Co do umieszczenia "młodszego pokolenia" na wyspie, to byłoby to chyba zbyt trywialne.
O kurcze! - w tym momencie przyszła mi do głowy pewna myśl!
Jak Wam się wydaje, czy ten mały chłopiec - blondynek, którego gonił Flock, czy przypadkiem nie może być nim....Aron?!
Przyznam, że na tę chwilę zupełnie nie pamiętam, jak wygląda sprawa z Aronem, czyli gdzie jest, co się z nim dzieje etc.
Wydaje mi się, że chyba byłoby to raczej nielogiczne, aby ten chłopiec był już nieco podrośniętym Aronem, no ale....może... - może zdarzyło się coś o czym jeszcze nie wiemy(?)
co do hugo to wydaje mi się że jest szczęsliwy bo wyspa zatoneła????? być może przez to liczby nie są "złe" i utraciły swoją moc. może teraz są szczęsliwe.
ciekawe ciekawe...nawet bardzo! ale w tym caly urok lost..ilu ogladajacych - tyle glosow choc w wielu sprawach sie pokrywa
piszesz o desmondzie, bracie i zdziwieniu jacka ze chyba go juz widzial...przeciez oni sie spotkali na stadionie co nie? mysle ze o to chodzilo i od razu o tym pomyslalem a nie o jakims glebszym sensie..co myslicie?
i jeden maly smaczek o ktorym nikt nie napisal..dzwiek budzika locke'a mi baaaaaardzo przypomnial dzwiek z bunkra, alarm ktory brzmial gdy nie zdarzylo sie wpisac liczb na czas..jakby to bylo zamierzone to fajny myk heh
Z tą Holandią to zaszalałeś koleś xD Ciekawa teoria, ale nieprawdziwa, przykro mi. 'To go Dutch' znaczy 'dzielić się wydatkami' lub 'płacić każdy za siebie'. Takie 'fixed expression' powiedziałbym. Wystarczy poszperać w słowniku :)
Pozdrawiam!
zauwazyliscie jak bardzo zmieniły się postacie bena i richarda?? zrobili się tacy..... bezbronni i slabi. niewiem czy to tylko takie moje odczucie ale wydaje mi się że tak jakby po smierci jackoba znikła ta ich moc np. richarda zawsze twardo stapjacego po ziemi czy cwanego bena który kazdego potrafił zmanipulować, itp.
moze jedank jest przed czym chronić wyspę. myslę że jackob był źrudłem jakiejś energii.
a pamietacie jeszcze te dwa szkielety co zostały znalezione w jaskiniach w pierwszym sezonie?? tam też były przy nich dwa kanienie i czy nie były one czasem biały i czarny?? to chyba wiem czyje to ciała a wy ??
Jacob nie byl raczej zrodlem energii.Poprostu tak sie wydarzenia potoczyly ze Ben zszedl nisko,nie jest przywodcą nie ma kim manipulowac,a Richard wyraznie boi sie Flocka,czemu dowiemy sie pewnie w odcinku dziewiatym ;d
Wiele osób sugeruje, że szkielety znalezione przy jaskiniach w sezonie 1. należą do Rose i Bernarda.
...zauwazyliscie jak bardzo zmieniły się postacie bena i richarda?? ...
Nic dziwnego!! Ben nieźle się wystraszył po tym jak zobaczył swoją zmarłą córkę Alex ,która kazała mu się słuchać Locka. Akcja z dymem pod statuą pokazała mu jaki jest bezbronny. Następnie pewnie trochę żałuję swoich czynów (m.in. zabicie Locka i Jackoba).
Co do Richarda to fakt że jego guru Jackob nie żyje + uwolnieni Flocka (chyba wie na co go stać). I oczywiście dostał niezły łomot!
strasznie się zmieniły.. a Ben to już w ogóle.. moja ulubiona postać z 3 i 4 sezonu a teraz taki pożal się boże drugoplanowy bohater :/
Dym chce wykurzyć z wyspy wszystkich kandydatów, by nią rządzić, by nikt
jej już nie chronił. Zna zasady (jakiekolwiek one są). Skłamał Sawyerowi,
że wyspa nie musi być chroniona, ponieważ to on jej zagraża!
Spostrzeżenie - zauważyłem, że Flocke przestraszył się tylko jednej rzeczy
- chłopaka, którego nie widział Alpert (wykonawca rozkazów, pachołek), a
którego zauważył Sawyer (jeden z kandydatów na fuchę po Jacobie). Flocke
dotąd pewny siebie co zauważył zresztą Sawyer, miał rozbiegane oczka na
widok tego chłopaka.
Czy Richard nie zauwazyl dziecka to nie jest takie pewne,dziecko zniknelo kiedy Richard sie odwrocił.
@peschemas
Również w pierwszym odruchu pomyślałem o tamtym wydarzeniu, ale szybko to odrzuciłem, gdyż myślę, że nie chodzi akurat o to wspólne bieganie Jacka z Desmondem na stadionie (między rzędami), gdyż ta sytuacja była tak "konkretna", że chyba tylko zdiagnozowany niedobór lecytyny u nich obu mógłby sprawić, że żaden z nich nie pamiętałby tego ;)
Skądinąd dziwne jest to, że żaden z nich nie podniósł tego wydarzenia..., gdyż o ile jestem już trochę "zmieszany" tymi przeskokami w czasie, to jednak owo wydarzenie według mojej najlepszej pamięci miało miejsce grubo przed feralnym lotem.
Wyjaśnienie tego natomiast idealnie wpisywałoby się w moją teorię o tym, że może Desmond to 'nowy' Jackob.
Albowiem może stało się tak, że Jack (a i inni pasażerowie) stracili pamięć o wydarzeniach z wyspy, a także o tym wszystkim co związane z Desmondem z uwagi na to, że ten ostatni stał się Jackobem(?!)
A może Desmond w momencie spotkania z Jackiem wtedy podczas biegania, już był "niezwykły"?
Pamiętacie co mówi się o Jackkobie?
Że nawiązywał (nawiązuje) on kontakt w momentach trudnych, czy przełomowych dla danych osób.
Wtedy gdy na stadionie Desmond natrafił na Jacka, ten ostatni był chyba mocno przybity (zdaje się, że lekko załamany nieudaną operacją. Nie pamiętam dokładnie, a nie chce mi się odtwarzać tego odcinka).
Jackob = Desmond ?!
Co ich łączy?
Ano m.in to, że obaj byli (są) przeświadczeni co do tego, że trzeba chronić wyspę i na dobrą sprawę obaj czynnie to robili!
Chyba nie trzeba nikomu przypominać z jaką gorliwością Desmond co 108 minut klepał w komputer te same liczby, a następie wciskał sławetny klawisz ;)
Teoria.
A może wtedy nasz Desmond już był Jackobem?!
...a jego partner (pamiętajcie, że początkowo był drugi gość, który pomagał Desmondowi co 108 minut ratować "świat"), był naszym facetem w czerni?!
Może takie właśnie było początkowe zadanie Jackoba i "Flocka", aby w jednej ze stacji klepać liczby i wciskać Enter?
Czy było to ich główne zadanie, czy może jakaś tymczasowa kara (np. za złamanie jakichś zasad)???
Nawiasem, ten drugi gość pasowałby mi do postaci Flocka :)
Tylko to nie zgadzałoby się z finałem 5 sezonu, gdzie jest pokazany Jacob wiele lat przed przybyciem Desmonda na wyspę. Zresztą jakoś mi się to nie komponuje logicznie. Ale na pewno coś wspólnego z Jacobem Desmond miał, jeśli o chodzi o przekonanie, że ratuje wyspę, świat.
Co ja sobie myślę, to to, że w bieżącym sezonie wszystko się połączy ze sobą w logiczną całość. Myślę, że powróci wątek bunkra i wciskania przycisku. W końcu o tym był cały drugi sezon i do końca nie wiadomo czemu to służyło. Rozładowywaniu energii powiecie, ale w sumie nic się nie stało kiedy nie wcisnęli przycisku. Bunkier zniknął wprawdzie, wybuchł to chyba złe słowo, bo osoby które były w środku nie zginęły. Wydaje mi się, że wciskanie przycisku było naprawdę ważne, dopóki na wyspie nie pojawili się rozbitkowie z lotu 815. Twórcy serialu odwrócili uwagę widzów od tego wątku, jednak w pierwszym i drugim sezonie bunkier był największą tajemnicą. Działalność Dharmy znamy tylko sprzed incydentu, kiedy to faktycznie byli jakąś hippisowską komuną. Bunkry, zagadki, mapa Radzińskiego to wszystko miało miejsce później. Jakie zasady złamała Dharma, że inni musieli ich wszystkich eksterminować. Kto wydał taki rozkaz, skoro Ben nigdy nie widział się z Jacobem.
Co łączy rozbitków z liczbami? Czemu Desmond wpisywał akurat te liczby, w takiej a nie innej kolejności? Czemu ich nie wpisanie ściągnęło na wyspę samolot?
Po zastanowieniu się nad ostatnim odcinkiem zatytułowanym zastępstwo, w którym na końcu ujawniono powiązanie bohaterów z liczbami, pomyślałem sobie, że może to oni są zastępstwem tych liczb. Desmond musiał wpisywać kod i wciskać przycisk, było to bardzo ważne, dopóki na wyspie nie pojawili się ci określeni ludzie. Dlatego nie wpisanie liczb w finale drugiego sezonu nie doprowadziło do katastrofy.
Dlatego oni nie mogą opuścić wyspy, a kiedy już do tego doszło musieli wrócić. Kiedy chcieli opuścić wyspę, Locke dostał polecenie, żeby ją przenieść. Chodziło o to moim zdaniem, żeby przenieść pozostałe osoby do czasu sprzed konieczności wprowadzania liczb. Gdzie zaczekają na pozostałych i wrócą później do właściwego czasu. To, że Locke nie żyje nie ma moim zdaniem znaczenia bo jego ciało jest na wyspie, poza tym pamięć i wygląd Locke'a ma ktoś inny. Nie wiadomo dokładnie co działo się po incydencie i dlatego moim zdaniem, nie można tego wszystkiego logicznie wytłumaczyć, ale jestem przekonany, że temat bunkra i wciskania przycisku jeszcze w tym sezonie wróci.
Mam jeszcze jedną myśl, ale to już jedynie mało prawdopodobne przypuszczenia. Kiedy bohaterowie uciekali z wyspy w 4 sezonie widzieli, że wyspa znika. Natomiast postaci na wyspie przenosiły się tylko w czasie, który był niezmienny na wyspie. Zmieniał się tylko dla tych ludzi. Poza tym twierdzenie, że na wyspie zaczęły się dziać złe rzeczy gdy niektórzy ją opuścili i muszą wrócić. A jak się okazało przenosząca się w czasie ekipa prowadziła luźne życie w latach 70, jakby nigdy nic. No może te złe rzeczy dotyczyły tych przeskoków w czasie, ale dlaczego musieli wrócić wszyscy po tym jak Locke zakończył przenoszenie w czasie ustawiając koło. Teraz moja mało prawdopodobna teoria. Kiedy oceanic six opuszczali wyspę to co widzieli z helikoptera to wyspa, która przestawała istnieć. Znikała, jak bunkier, w którym nie wpisano liczb i Desmond musiał przekręcić kluczyk. To samo w analogii do wyspy, liczby ją opuszczały, Ben musiał przekręcić koło (kluczyk), przenieść w czasie pozostałych na wyspie ludzi, do chwili w której będą bezpieczni i gdzie zaczekają na powrót tych co zwiali. Skąd wiec wyspa w 2007 roku? Jest to skutek powrotu rozbitków na wyspę w lata 70. Później incydent, następuje korekcja rzeczywistości, wyspa zostaje uratowana. Wszystkie liczby=postacie są tam gdzie być powinny.
Nie chcę być wredny, ale czy wy sobie jaja jakieś robicie? Odcinka nie było. Wchodzę na forum, pomyślałem - 3 strony tematu... może jednak puścili wcześniej? Tu niestety jakiś spam.
a tobie o h*j chodzi?? jak się ma neo 512 to może i nie miałeś okazji do
obejżenia...
Teraz się tu kupy jakoś trzyma. Wcześniej zakładałeś temat tydzień przed, teraz chyba modzi posklejali to inaczej.
Mój błąd. Pomyliłem tematy, co nie zmienia faktu. Miałem na myśli twój temat o odcinku 05, lecz kliknąłem za szybko w ten.