Byłoby bardzo dobrze, gdyby nie ten drewniak Matthew Rhys. Twarz jak po liftingu, zero emocji - no chyba, że Amerykanie tak sobie wyobrażają agenta KGB - nawet w kontaktach osobistych z żoną mimika się nie uruchamia. Okropnie mi zgrzyta w tym serialu.
Ale jak mówi Maria Czubaszek - serial "żre", tzn wciaga. Polecam.
W kazdym razie trzymam kciuki za Pana Afroamerykanina, zeby odbił Keri Russell temu drewniakowi.
Zgadzam się z opinią że czym dalej tym lepiej. Oglądałem właśnie 9 odcinek i muszę przyznać że akcja mocno przyśpiesza ;) co powoduje że serial coraz mocniej "żre". Byłem sceptyczny co do tego serialu, myślałem że to Following będzie hitem tej zimowej wiosny, ale Americans rządzi...
Rhys stara się jak może, chociaż wybitnym aktorem nie jest, ale ta jego fryzurka i okulary zakładane podczas spotkań z Martą są zabawne. Ogólnie dają radę, a trzeba pamiętać że ich "małżeństwo" jest przykrywką dla głównego celu ich pobytu w USA, mimo że mają już nastoletnie dzieci i spory staż małżeński.
Drewniania twarz? Zero emocji? Chyba oglądamy inny serial i innego Matthew Rhysa. Oo. Razem z Keri Russell tworzą świetny duet. Skrzy między nimi od emocji i to częściej Rhys je pokazuje mimiką i całą swoją grą.
Btw. powiedzenie o czymś, że "żre" to znane powiedzonko w świecie mediów, nie wiem czemu przypisujesz je Czubaszek.
Pozostaniemy przy swoich opiniach. Ten brak chemii między nimi najbardziej mi przeszkadza. Mam nadzieję, że Pan Afroamerykanin się jeszcze pojawi. No i to by było na tyle:-)
Wg mnie Rhys nie jest tak "rosyjski" z twarzy tak jak np. Konstantin Chabienski, ale odpowiednio uczesany wygląda wiarygodnie jako młody rekrut KGB. Jeśli chodzi o emocje to na pewno wybitnym aktorem nie jest, ale w tej roli ma niezłe momenty. Widać to zwłaszcza w scenach rodzinnych ze Stanem i jego żoną, kiedy np. dowiaduje się o czymś zaskakującym, ale nie może dać tego po sobie poznać. Nie wiem czy Was pogodziłem, ale dla mnie Rhys ogólnie nie jest zły. Spokojne 6/10.
Ja nie jestem pokłócona z tobą, tylko z panem/panią odpowiedzialną za casting.
Do adamcpdst - masz rację, miał kilka dobrych momentów, tylko że potencjał filmu na jego bezbarwnych momentach wiele traci.
Wyobraź sobie, że w Rodzinie Soprano obsadziliby w głównej roli zamiast Gandolfiniego Rhysa. Serial nadal by trzymał poziom, ale nie osiągnąłby statusu kultowego.
To jest aktor drugoplanowy, po prostu. Nigdy nie będzie wybitny, i dlatego szkoda serialu, który zapowiada się nieźle.
No to masz fajnie. Bo ja bym wolała oglądać ten serial w wersji - nie wyobrażam sobie nikogo innego na tym stanowisku.
Mam w głowie masę nazwisk, które zagrałyby to lepiej.
Czy zastanawiam się, kto mógłby podmienić Charliego Hunnama w serialu Sons of Anarchy? Nie. Gdyby nie on, to byłby zupełnie inny serial. Gorszy.
Wymiana Rhys'a na dobrego aktora mogłaby z tego serialu zrobić naprawdę genialny serial. A z nim w roli głównej zawsze będzie taki sobie. Ani dobry, ani zły.
Nie rozumiem Twojej wypowiedzi ;) To w końcu dobrze, że Rhys tu gra czy nie? Dobrze kreuje swojego bohatera czy nie?
Idąc tym tokiem myślenia to każdą postać z tego serialu mógłby zagrać ktoś z bardziej znanym nazwiskiem. Dla mnie akurat sytuacja, w której aktorzy grający główne role są praktycznie anonimowi jest korzystna i pozwala skupić się na fabule. Serial nie jest wysokobudżetowy, aktorzy też nie, ale póki całkiem nieźle to wygląda.
Chyba inaczej definiujemy drewniane aktorstwo. Dla mnie Rhys gra bez zarzutu. Owszem jest to oszczędne aktorstwo, pozbawione ekspresji, ale w kilku scenach jak kłótnie z serialową żoną pokazał swoje umiejętności. Bardzo lubię ten serial, ale irytują mnie czasem te wątki obyczajowe, podobnie jak w Homeland.