Feministyczny bełkot polany androfobią. Przede wszystkim trudno to nazwać grą. Gameplay polega na przesuwaniu myszką wzdłuż sugerowanych ścieżek używając na zmianę skalpela i dłoni. Narzędziem rozcinamy brzuch, dłonią odsuwamy na bok wnętrzności, po czym znowu używamy skalpela, aby odsłonić kolejną warstwę. Od czasu do czasu klikamy na kwiaty, przez co zmienia się otoczenie w czasie, które pozwala na progres, czyli pojawiają się nowe miejsca do nacinania i przesuwania. I tak kilka razy aż do zakończenia.
W opisie gry możemy przeczytać, że gra porusza tematy seksizmu, przemocy wobec kobiet i opresyjnych poglądów kulturowych dotyczących kobiecych ciał. Cóż, tego w tej produkcji nie znalazłem. Sam tytuł, czyli Biofobia to podobno lęk przed przyrodą, niechęć do natury itp. Jeśli autorka „gry” chciała w jakiś sposób przedstawić wcześniej wymienioną problematykę, to powinna zmienić sposób realizacji i nadać tytuł „Mizogonia”. Bowiem coś tutaj się nie zgadza, że walką z traktowaniem kobiet jest produkcja, w której okaleczamy kobietę (w sumie jej zwłoki). Niezrozumiały fikołek. Przyroda zaś jest tutaj tylko tłem i obrazuje upływający czas. Może i można byłoby to zinterpretować, że ów kobieta reprezentuje matkę naturę, ale gameplay na to jednak nie wskazuje. Zakończenie nie sugeruje odrodzenia życia na nowo, wg mnie wręcz przeciwnie. Niemniej subtelnie ujęto przemijanie i kruchość ciała. Ów produkcja nie jest długa, to maksymalnie 20 minut, więc każdy może sobie „zagrać” i zinterpretować po swojemu, ale w sumie lepiej przeznaczyć czas na coś innego.
Tematy traumy znacznie lepiej przestawiają inne produkcje jak np. Omori, Little Misfortune, czy Adam – Lost Memories. I w te gry już lepiej sobie zagrać. Samo napisanie niniejszej opinii zajęło więcej niż ukończenie tej produkcji, której zdecydowanie nie polecam.