Gra jest świetna, można w nią grać jak w strzelaninę, można się skradać, można łączyć oba te style. Grafika okej, poziom trudności dość wysoki, wszystko idealne oprócz dwóch rzeczy.
1. Walki z bossami - tworzone przez inne studio i to niestety widać, gdyż sprowadzają się one do zwykłego pakowania w przeciwnika jak największej liczby pocisków.
2. Ostatnia misja oraz zakończenie gry - kto przeszedł ten powinien wiedzieć co mam na myśli.
I właśnie za te 2 rzeczy które tak bardzo odstają od reszty gry, wystawiam jej 9/10.
Możliwe spoilery.
1. Szczerze mówiąc, wolę to od jakichś typowo zręcznościowych walk, chociażby opartych na QTE. Każda walka z bossem wymaga innej taktyki. Przecież nie jest tak, że wystarczy wpakować w przeciwnika kilka magazynków.
2. Co ci się w nich nie podobało? Mnie drażniło tylko to, że w outrach nie było scen z gry, tylko pogadanka Jensena z prawdziwymi materiałami filmowymi w tle.
1. A ja bym wolał QTE od ładowania w przeciwnika ile się da. Pierwszych trzech bossów trzeba było naładować taką ilością pocisków że aż robiło się nieprzyzwoicie, końcowego bossa juz trochę mniej ale i tak trzeba było ostro napier*alać. Jeśli ktoś rozwijał postać w kierunku skradania się to mógł mieć z tymi walkami problem.
2. Nie podobało mi się to że zakończenie nie zależało od całej gry tylko od tego który przycisk naciśniesz na samym końcu.
Możliwe spoilery.
Dlaczego miałby mieć problem? W pomieszczeniach, w których walczy się z bossami, jest tyle amunicji i uzbrojenia, że głowa mała. W dodatku na wszystkich najemników działają granaty EMP, które są absolutnymi "must-have". Niezawodny jest też Tajfun. Barretta można bez problemu wykończyć samymi granatami (odłamkowe też tam są). Jeśli ktoś rozwijał postać w kierunku skradania, mógł użyć kamuflażu i atakować z zaskoczenia. W czym problem?
Btw, jedynymi przydatnymi ulepszeniami bojowymi w grze są te zmniejszające odrzut broni i przyjmowane obrażenia, a przynajmniej jedną mocną broń powinien mieć przy sobie każdy, niezależnie od preferowanego stylu gry.
Naprawdę twoim zdaniem wciśnięcie w odpowiednim momencie jakiegoś klawisza czy nawalanie LPM, przypominające uciekanie przed kamieniami i innymi pułapkami w RE4, byłoby takie fajne? Cóż, przynajmniej wiem, że jedna z walk z bossem w Max Payne 3 i zakończenie najnowszego Tomb Raidera wybitnie przypadły ci do gustu.
W finałowej walce strzelałem tylko przez 3-4 sekundy, nie licząc prób niszczenia wieżyczek (i tak żadnej nie rozwaliłem). Oczywiście, można było ją stoczyć objazdem (jeśli zawaliło się rozmowę z Darrowem i nie ma się odpowiednich ulepszeń hakerskich), ale po co?
Cóż, jeśli nie podejmie się odpowiednich kroków w grze, z 4 możliwych zakończeń robią się 2. W grze jest też sporo drobnych sytuacji, gdy da się odczuć konsekwencje swoich wcześniejszych wyborów - choćby w finałowej walce.
Może, może. Jak przejdę kiedyś po raz drugi to rozwinę się w kierunku skradania i sprawdzę czy to naprawdę takie łatwe jak piszesz.
Nie napisałem że QTE byłoby fajne, tylko że byłoby lepsze od ładowania w przeciwnika. Najlepszy boss to moim zdaniem taki, którego trzeba podejść jakimś sposobem, i to innym niż moja walka z 2 bossem w Human Revolution, kiedy to ta znikajaca laska której imienia nie pamiętam stała w miejscu bo nie potrafiła przejść kabla leżącego w wodzie :)
Nie rozwijałem się w kierunku skradania, bo budowałem swoją postać tak, by była maszyną do zabijania (dla mnie ta gra jest zbyt naciągana, gdy przechodzi się ją jako pacyfista), ale lubiłem też grać w mini-gry hakerskie i dlatego wykupiłem także wszystkie ulepszenia hakerskie dotyczące poziomów zaawansowania i zmniejszenia szansy wykrycia. Raz używałem siły, raz się ukrywałem - zależnie od tego, jakie rozwiązanie w danym momencie mi pasowało. Z Barrettem walczyłem jednak wtedy, gdy miałem jeszcze średnio rozwiniętą postać i stwierdzam z całą pewnością, że bez granatów nie dałbym rady (nie miałem jeszcze możliwości korzystania z Tajfuna). Może i kiedyś by mi się udało, ale na pewno musiałbym podjąć wiele prób.
Słyszałem, że na Jelenę Fedorową znakomicie działa wyostrzenie wzroku (bo wtedy ją chyba widać), ale nie opanowałem tej umiejętności, bo uznałem ją za zbędną.
Zdziwiłem się natomiast, że dość łatwo poszło mi z Namirem, bo padł po dwóch użyciach Tajfuna, po których nastąpiły dwie krótkie serie z ciężkiego karabinu...
To ja z każdym się tłukłem na ostro ;)
Barrett padł po kilku granatach EMP i pozniejszych seriach headshotów ze strzelby.
Fedorowa się zacięła na kablu - po prostu stałem i ładowałem w nią z ciężkiego karabinu
Do Namira strzelałem zza rogów.
Tajfun jest o tyle dobry, że ma podobne działanie do granatu EMP (unieruchamia bossa na kilka sekund), a w dodatku zadaje mu znaczne obrażenia. Dość powiedzieć, że po wykupieniu odpowiednich ulepszeń wielka maszyna bojowa pada po jednym użyciu Tajfuna.
Ja ten cały Tajfun miałem w ekwipunku ale nie użyłem ani razu. Z tego co piszesz widzę że popełniłem błąd który będę musiał nadrobić przechodząc DX ponownie
Tajfun przydaje się właściwie tylko w trzech przypadkach: w walkach z bossami, niszczeniu robotów i eliminacji szalonych cywilów w Panchaji (których akurat przeważnie omijałem). Na upartego można nim się ratować w podbramkowych sytuacjach, gdy walczy się z "normalnymi" przeciwnikami. Mimo to moim zdaniem warto wydać na niego łącznie 3 punkty Praxis, zwłaszcza że w grze jest ich sporo.
Myślałem, że Malik nie da się uratować, bo u mnie zginęła dość szybko, ale zobaczyłem, że jest za to osiągnięcie ;P Jak następnym razem będę grał to spróbuję tak zrobić.
Ja, mimo iż starałem się grać po cichu, na drzewko umiejętności związane ze skradaniem nie wydałem ani jednego punktu. O wiele bardziej opłaca się inwestować w umiejętność hakowania, widzenia przez ściany, powiększające ekwipunek, wzmacniające siłę rąk, widzenie przez ściany, maskowanie, Tajfun. Z tych dwóch ostatnich naprawdę rzadko korzystałem, chociaż miałem je rozwinięte na maksa.
Tajfun sprawdza się tylko w walkach z bossami i pod koniec gry w Hengshy (gdy zostajemy zestrzeleni i bronimy Malik przed wielką maszyną bojową), ale nawet pomimo tego jest niezwykle przydatny.
Nie zgodzę się, walki z bossami mocno odstają od reszty gry, i to negatywnie. Opierały się one rzucaniu granatami i ostrym strzelaniu, i to tyle. Można użyć kamuflażu, owszem, ale po co? Po to żeby zniknąć z pola widzenia i przejść znowu do ostrego ostrzału. Ja na przykład nie rozwijałem Tajfuna, a większość punktów pakowałem w zdolności związane ze skradaniem, a i tak walkę musiałem rozegrać jak w zwykłym FPSie.
Kiedy ja nie mówię, że walki z bossami były dobrze zaprojektowane, tylko że pomyłką jest sugerowanie, że z QTE były lepsze.
Walka z Namirem trwała u mnie z 5 sekund na normalu, mimo, że dałem sobie zmienić bioczip. No, tyle, żeby rzucić mu 4 czy 5 granatów na ryj. I z raz wystrzelić.
A tak pieczołowicie składałem w ekwipunku ciężki arsenał.
Po tym, jak się hakuje wszystko, co na drzewo nie ucieka można zrobić z Jensena uniwersalnego żołnierza/superbohatera/półboga, starczy praxisów niemal na wszystko, nie odblokowałem chyba tylko 2 ulepszeń, bo nie były mi potrzebne..
Jak dla mnie gra dobra, bez fajerwerków, ale dobra. Mi osobiście przeszkadzało poczucie takiej, sam nie wiem jak to nazwać... sterylności. I głos Jensena to dla mnie padaka.
Szanuje ów opinie no ale się z nią całkowicie nie zgadzam :D Głos Jensen'a jest genialny.
Deus Ex - Human Revolution jest na pewno solidną produkcją wartą zagrania jednak nie brakuje w niej minusów!Dla mnie największym jest bardzo długie ładowanie kolejnych poziomów :/ a tak poza tym grało mi się na prawde przyjemnie,grafika ładna ale największą frajdę sprawia "exploring" terenu gdyż bez niego nie gra się potem tak dobrze.Mnie ta gra na początku odpychała grałem w nią od czasu do czasu ale w końcu się jednak wkręciłem.Waham się nad oceną bo fabularnie gra mnie jakoś nie do końca kupiła więc wystawie jednak mocne 7.5/10. Pozdrawiam wszystkich graczy
Dokładnie to samo pomyślałem. Walka z bossem to strzelanie na ślepo i pilnowanie energii, tragedia.
Z bossami można sobie łatwo poradzić, chociaż rzeczywiście walka z nimi potrafi zirytować. Trzeba po prostu przebiec się po planszy, zebrać amunicję i zapisać (szybki zapis nie działa więc trzeba zrobić to wychodząc do menu). I później wystarczy rzucać granatami EMP i strzelać w niego gdy go unieruchomimy. Po każdej takiej udanej akcji trzeba zapisać. W ten sposób bardzo szybko pokonywałem szefów, choć oczywiście kilka razy ginąłem, bo mają nas przeważnie na jeden celny strzał (podobnie jak większość przeciwników). Z reguły wystarczy to wykonać ze trzy, dwa razy.
Gra jest super, chyba moja pierwsza w klimatach cyberpunku. Porównałbym ją do pierwszego Wiedźmina z domieszką Batmana, z którym ma wbrew pozorom sporo wspólnego. Adam Jensem bardzo mi przypominał Geralta ze swoimi dylematami moralnymi. Szkoda, że mapy są jakieś małe. Zdziwiło mnie to, że zadań pobocznych jest tak mało i z reguły sami się o nie potykamy (chociaż chyba jedno opuściłem).