PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=629024}

Dragon Age: Inkwizycja

Dragon Age: Inquisition
2014
7,5 6,5 tys. ocen
7,5 10 1 6461
Dragon Age: Inkwizycja
powrót do forum gry Dragon Age: Inkwizycja

Niestety ale Inkwizycja pod zwględem fabułu, postaci, wyborów jest daleko w tyle za Początkiem. Brak tu decycji mocno wpływających na dalsze losy świata gry. Jedynie pierwszy wybór, czy próbować werbować magów, czy też templariuszy wprowadza inny tok wydarzeń. Poza tym wszystko wychodzi na to samo. A szkoda. Pamiętam do dziś możliwość wykonania czystki wśród magów w wieży zakonu, lub też pomocy czaorownikom. Wybicia elfów u boku wilkołaków, lub też ubicia wilkołaków na polecenie elfów. A była i opcja uzgodnienia pokoju między nimi. To tylko ułamek Początku, a już jest więcej niż w Inkwizycji. Kolosalna część decyzji opiera się tylko o to, czy nasi towarzysze "mocno, lekko" "popierają, potępiają". W tej kwestii zmarnowany potencjał.

Nawet w piętnowanym przez wielu i uważanym za bubel Dragon Age II wybory były bardziej znaczące i czuć było wpływ na losy świata. W tym wypadku akurat ważyły się losy wszystkich magów w regionie. Ale były rozterki, bo każda ze stron miała swoją rację. Tutaj mi tego brakowało.

Poza kilkoma momentami fabularnymi brakuje tu epickości. Nie czuć tego czegoś, czego mogliśmy doświadczyć podczas bitwy pod Ostragarem. Nie ma epickiej przewmowy w stylu Alastaira przed ostatecznym starciem z pomiotami, która aż wywoływała chęć krzyknięcia "do boju". Ani nic na miarę przemowy Sheparda po przeskoczeniu przez przekaźnik Omega 4.

Nie jest tutaj też możliwe bycie złym dziadem na miarę masseffectowskiego renegata. Możemy zawsze mówić, że chodzi nam o władzę, że mamy gdzieś innych, a mimo to wszyscy będą nas wielbić i kochać. Brak możliwości mojego kochanego zastraszania. Misje poboczne w stylu nakarm głodnych, pomóż biednym. A ja chciałbym mieć możliwość bycia też wredną gnidą. W Początku można było być kanalią. Tu da się minimalni i to tylko w gębie. A ja chciałem być wodzem Inkwizycji, którego imienia będą się bali na głos wypowiedzieć... Ech. Naprawdę szkoda.

Kolejną sprawą jest znacznie mniej ciekawa ekipa bohaterów. Poza Varrickiem i Kassandrą (choć ją pewnie nie każdy lubi, nie zmienia to jednak faktu, że jest świetnie zaprojektowana) nikt specjalnie się nie wybija. Są ok, ale daleko im do teamu z pierwszej części. Romansowanie także jest tu problematyczne, bo dla męskiego bohatera niestety nie ma ciekawych kandydatek. Poza Józefiną brak sensownych postaci.

Nie zrozumcie mnie źle. DA: I to bardzo dobra gra (ode mnie 8/10), ale w warstwie decyzji, fabuły i postaci liczyłem na znacznie więcej. Mogę pochwalić grę za piękny wizualny design świata oraz postaci. Dużą ilość zadań, znajdziek i możliwości zwiedzania. Świetne zarządzanie asystentami przy stole narad, profity Inkwizycji. Ale nie to było motorem napędowym tej zacnej serii. Ostatecznie nie jest to żaden przełom RPG. Gdyby dać tak piękny otwarty świat, z zadaniami z możliwością wyboru w tej ilości, z tymi walkami ze smokami, z większą ilością istotnych decyzji i epickością na miarę pierwszej części to wtedy owszem - to byłoby arcydzieło. A tak ludzie sypiący 9, czy 9,5 po RPGach muszą czekiwać tylko możliwości szlachtowania stworów w różnorodnych lokacjach.

Dzwienkoswit

Nie masz za co przepraszać, gra nie jest nawet dobra, jest "w miarę". W ogóle wolność wyboru to rzecz wspólna dla wszystkich RPG i charakterystyczna dla tego gatunku. Znikoma wolność wyboru i znikomy ich wpływ na późniejszą fabułę to fakt. Pełnej wolności nie masz już przy tworzeniu postaci, nie możesz np, stworzyć wojownika i grać nim jako łucznikiem czy dzierżyć 2 miecze jak w Początku, brak rozkładania statystyk po wbiciu każdego nowego poziomu. W ogóle gra jest strasznie uproszczona i spłycona w porównaniu do Origina. Gameplay a'la mmorpg mnie nie powala, wolałem brutalny, realistyczny styl gry z Początku z jego krwawymi, brutalnymi finisherami i fajnymi kombinacjami zaklęć. Zgodzę się też co do bycia totalnym frajerem, w Początku można było zabić chyba każdego, być brutalnym itd. już w pierwszych etapach gry można było mordować niewinnych/bezbronnych. W wątku z Redcliff można było zamordować Connora, kilkuletniego chłopca czy bezbronnego Jowana. Później w Orzammarze tego obłąkanego, chorego psychicznie Ruka w głębokich scieżkach, pod koniec misji Świętych Prochów rzucić w tył głowy brata Genitivusa, wymordować Elfy wraz z wilkołakami, można tak wyliczać i wyliczać... Meme z "murder knife" nie wziął się znikąd :P

Dzwienkoswit

Dzięki za ten komentarz, wygląda na to, że mamy takie same odczucia w stosunku do Inkwizycji. Tylko według mnie gra nie zasługuje na 8, a słabe 7, jeśli nie trochę niżej. Do Początku się nie umywa, ba, lepiej bawiłam się przy DA II... Ale do rzeczy. Postaci jak zwykle nie zawodzą, kilka z nich genialnie napisanych (Kasandra na przykład - genialna, Varrik- wiadomo, uwielbiam też Doriana, Blackwall i jego historia też nie zawodzi). Dialogi między nimi to chyba jedyne, co sprawiło, że nie zasnęłam przemierzając te puste pola i pustynie. Gra jest równie pusta jako RPG co ten ich cały, wielce reklamowany "otwarty świat": brak jakichkolwiek wyborów (można policzyć na palcach wszystkie, jakie się pojawiły w całej grze, bardziej znaczących było może z kilka), fabuła niby na początku ciekawa, ale ginie po drodze całkowicie (nie uznaję za fabułę wspomniane wcześniej bezsensowne łażenie po pustych lokacjach i zabijanie potworów, z czego w 80 procentach składa się ta gra). Zakończenie nie ma żadnej mocy, ostatnia misja trwa może z pół godziny i wydaje się wręcz żenująca, nie pamiętam kiedy ostatnio byłam tak zawiedziona grą po jej zakończeniu. Oprócz postaci było oczywiście kilka plusów, lokacje wyglądają pięknie (ale co z tego, skoro jedyne co można tam zastać oprócz przeciwników to kilka pustych chat), grafika bardzo ładna, muzyka też dobra. Co do walki i systemu rozwoju postaci - porażka na całej linii. Bardziej wszystkiego uprościć się chyba nie dało, zabijanie tych hord potworów bardzo szybko zaczyna nużyć i nie sprawia żadnej satysfakcji. Pomysł ze stołem narad i zlecaniem misji jak najbardziej ciekawy, szkoda tylko, że cokolwiek się wybierze, zawsze wszystko skończy się powodzeniem. Odnosi się to również do sądzenia wrogów w twierdzy , ciekawe, ale ostatecznie praktycznie nic to nie wnosi. Sama twierdza też na plus, chociaż wszystkie modyfikacje ograniczają się do zmian kosmetycznych. Podsumowując - jeśli taka gra uznana jest za najlepsze RPG roku, boję się myśleć, co będzie dalej z tym gatunkiem. Jeśli chodzi o czas, ukończenie gry zajęło mi 73 godziny. Gra się przyjemnie, jest to niezła produkcja, choć słabe rpg. Szukającym czegoś na miarę Początku proponuję poczekać aż cena spadnie, niż żałować potem wydanych 150 złotych.

Dzwienkoswit

Zastanawiające jest jak można stworzyć tak wielkim nakładem pracy i pieniędzy grę, która jednocześnie ma tak słaby gameplay. Widać wysiłek jaki w tą grę włożyli, starali się. Wczoraj przestałem grać bo mi się już nie chce chodzić po tych pustych polach.

Dzwienkoswit

Przeszłam DA:I po raz drugi i po raz drugi rażą mnie te same rzeczy. Niestety, to, że Inkwizycja miała być MMO tak rzuca się w oczy, że to aż boli. Skoro zrezygnowali z tego pomysłu, to, moim zdaniem, powinni zacząć projekt od nowa. Ten otwarty świat wcale nie jest taki otwarty. Ileż to ja razy trafiłam na niewidzialną ścianę... Ponadto w DA:O w każdej lokacji mieliśmy miliony misji, które miały wpływ na fabułę gry. Wybory pt.: Kto zostanie królem Orzammaru, wesprzemy magów czy templariuszy, wilkołaki czy elfy. Nawet taka banalna rzecz jak Pustelnik czy Wielki Dąb sprawiało, że grało się przyjemniej, wciągało się w ten świat i przeżywało przygody. Do tego miliony interaktywnych przedmiotów i postaci, z którymi można było porozmawiać, pogrozić paluszkiem.
Da:I ma potencjał, naprawdę. Ta gra mogła być naprawdę rewelacyjna, ale po krytyce DA2 i powtarzalnych lokacji, chyba bali się popełnić ten sam błąd i, zamiast skupić się na fabule, skupili się na świecie. Szczerze? Ja DA2 lubię, grało mi się o niebo lepiej niż w Inkwizycję. Może była gorsza od DA:O, ale trzymała poziom. Tamta historia była rewelacyjna, a prawie każdy nasz wybór miał wpływ na dalsze losy gry.
Grając po raz drugi w DA:I zebrałam wszystkie odłamki (kosztowało mnie to wiele cierpliwości...), zrobiłam większość zadań w tych ogromnych, nudnych lokacjach, do tego wykonałam wszystko na Stole Narad. Zajęło mi to jakieś 70 h, z czego watek główny przeszłam może w 25? Poleciłabym, aby następnym razem BioWare skupił się na FABULE, a nie na eksploracji. Ponadto nie rozumiem, dlaczego wszyscy stawiają Skyrim jako wzór do wszystkich cRPGów. Ja sama go nie skończyłam, właśnie przez ten nudny świat, wypełniony zadaniami typu: przynieś flet.

ocenił(a) grę na 8
elzbieta89

Zgadzam się. Mam nadzieję, aby BioWare nie poszedł teraz tą drogą skupiającą sie na eksploracji zamiast fabuły. A boję się, że może tak się stać z uwagi, że Inkwizycja jest bardzo często stawiania między innymi do gry roku 2014. Np. Angry Joe wybrał ją jako najlepszą grę tegoż roku. Akurat w RPGach od BioWare fabuła i interakcja ze światem była zawsze na pierwszym miejscu. Wolę aby lokacje były mniejsze, ale bym mógł czuć mój wpływ na losy świata w jakim się znajduję.

A tak poza tym wciąż liczę, że oprócz nowego DA pojawi się kontynuacja Jade Empire :)

elzbieta89

Model grania faktycznie bardziej pasuje do MMO.

ocenił(a) grę na 4
elzbieta89

Właśnie. Jeszcze żeby system walki ratował to wszystko. Niestety o ile w Mass Effect 3 podchodziłam do kolejnych starć z entuzjazmem w stylu "Znowu umarłam? Super, więcej strzelania!" o tyle tutaj moja reakcja polegała tylko na zmniejszeniu poziomu trudności i przebieganiu na niewidzialności obok przeciwników na zasadzie "nie chce mi się ich bić, meh".

Ani eksploracja im nie wyszła, ani system walki i umiejętności. Fabuły jak ścisnąć jest mniej niż w Dragon Age 2, jest mniej intensywna i bardziej przewidywalna. Jestem świeżo po skończeniu, zawiedziona i jest mi przykro :(

ocenił(a) grę na 8
Dzwienkoswit

Po prawie trzech miesiącach grania w Dragon Age Inkwizycja (niestety brak czasu robi swoje), w końcu ukończyłem grę. Wprawdzie nie w 100% ale daleki od tego wyniku nie byłem. Tytuł BioWare jest produkcją świetną (ocenione okiem niedzielnego gracza) ale mianem idealnej określić jej nie mogę. A dlaczego? Ponieważ w pełni nie wykorzystano potencjału, jaki dawała obrana przez twórców tematyka. Pierwsze co rzuca się w oczy, to niezwykle krótki wątek główny składający się z niespełna kilkunastu misji. Biorąc pod uwagę monumentalizm trzonu fabuły, jest to osiąg dość śmieszny ponieważ ledwo co rozsiedliśmy się w fotelu Inkwizytora, a tu już koniec. Oczywiście misje same w sobie są niezwykle ciekawe (potyczka z Alexiusem, bitwa o twierdzę Adamant czy wielka Gra w Zimowym Pałacu) ale to jednak zbyt mało i osobiście czuję pod tym względem ogromny niedosyt. O ile mnie pamięć nie myli, Początek z 2009 roku nie był pod tym względem tak krótki, i o ile tam kilkadziesiąt godzin można było nabić właśnie ze względu na wątek główny, tak DA:I jest przedłużane przez nagromadzenie niepowiązanych ze sobą zadań pobocznych (choć oczywiście nie traktuję tego jako coś złego, ale o tym zaraz). Osobiście uważam, że z Inkwizycji można było wycisnąć dużo, dużo więcej niż to co zaoferowali graczom twórcy.

Teraz to, o czym wspominali poprzednicy czyli niewielki wpływ Inkwizytora na przebieg fabuły. Dragon Age Początek ujęło mnie tym, że tam miałem rzeczywisty wpływ na to co dzieje się na ekranie, co też było czuć wraz z rozwojem historii. W najnowszej odsłonie serii, poza wyborem między magami, a templariuszami nie dzieje się nic więcej, co też uwarunkowane jest zniesieniem Inkwizytora do roli marionetki bez zdania decyzyjnego. Naszym zadaniem jest jedynie budowanie mitu Inkwizycji, a rozrost jej potęgi pozostaje całkowicie poza zasięgiem protagonisty. Niestety, wynika to z tego, że wątek polityczny uległ zmarginalizowaniu i ogranicza się jedynie do rozporządzania Józefiną i okazjonalnie Lelianą lub Cullenem, kiedy w opisie można wyczuć jakiś podstęp. Zastanawiam się, dlaczego BioWare nie zdecydowało się na bezpośrednie nawiązywanie stosunków dyplomatycznych, stałe prowadzenie Wielkiej Gry i innych tego typu spraw, które przecież w Inkwizycji zostały zarysowane. Nie wiem czy uznacie to za ciekawe czy też nie, ale ja osobiście byłbym zadowolony gdym sam, w sposób aktywny, mógł kontrolować przebieg wojny i umacnianie Thedas przed Koryfeuszem. Bardzo często z ust bohaterów padały teksty o tym, jaką to wielką personą w świecie jesteśmy, ale jako gracz kompletnie tego nie czułem.

Wracając teraz do wątków pobocznych, to jak już wspomniałem sztucznie przedłużają one rozgrywkę, przy czym są bardzo wtórne w swojej konstrukcji. Większość z nich opiera się na zasadzie "przynieś, podaj, pozamiataj" i tyle z tego. Gdyby nie fakt, iż z wykonywaniem misji wiązała się eksploracja terenu, to większością nawet bym się nie przejmował. Jak na ironię, na stole narad często gęsto widniały zdania o wiele ciekawsze niż te, które dostawaliśmy w ramach bezpośredniego udziału protagonisty (np. podróż Strażniczki na Głębokie Ścieżki). Zastanawiam się, dlaczego tak wiele z tych zdań ze stołu zostały właśnie przeznaczone do wykonania dla ambasadorów, skoro spokojnie mogły być one wplątane w główny tok fabularny. Nie potrafię tego pojąć.

Częściowym rozczarowaniem była dla mnie sama wojna z Koryfeuszem. Od chwili jego pojawienia się, co rusz można było słyszeć jaką to wielką armią dysponuje i jakim to jest wielkim zagrożeniem dla świata. Szkoda tylko, że wystarczyły raptem trzy bitwy aby jego armię rozbić doszczętnie. Śmiechu warte, nieprawdaż? Naprawdę żałuję, iż twórcy nie zabawili się w większe rozwiniecie tematyki wojennej, bo byłoby to ciekawym urozmaiceniem rozgrywki. Walka o tereny, ofensywna czy defensywna taktyka względem Czerwonych Templariuszy, czy przesuwanie linii frontu nadałoby problemowi większej powagi. Brakowało mi dowodzenia bitwami razem z Cullenem i resztą doradców, szacowaniem sił i innych tym podobnych rzeczy. Może niezbyt to pasuje do konwencji DA, ale w grze w której tak często mówi się o militarnych aspektach, jakaś uwaga powinna być im poświęcona. Osobiście w ogólnie nie odczuwałem dominacji Templariuszy na niektórych terenach.

W niewielkim stopniu rozczarowałem się również umocnieniami Podniebnej Twierdzy. Wszystko jakby działo się bez naszego wpływu, co jest niezbyt satysfakcjonujące. Twórcy mogli dołożyć większej uwagi to zwiększenia swobody w tej kwestii, bo Twierdza dawała spore możliwości na zrobienie z niej warowni nie do pokonania, co w świetle wojny z Koryfeuszem byłoby nawet uzasadnione. W końcu nikt nie chciałby powtórki z Azylu.

Jeżeli chodzi o świat gry, to tutaj chylę czoła bo wyszedł on świetnie. Wprawdzie nie jest on w pełni otwarty. ale lokacje same w sobie są tak ogromne, że ich eksploracja dostarczyła mi sporo radochy. Nie dość, że zostały świetnie zaprojektowane (Empres du Lion i Zaziemie numerem jeden) to jeszcze obdarzone powalającą grafiką (dla niektórych może taka powalająca nie jest, ale DA:I jest pierwszą grą, którą opaliłem na wysokiej jakości sprzęcie więc dla mnie było to jak przejście z Fiata 126p na Bentleya :D) Ich monumentalizm czasami mnie przytłaczał.

Na uwagę zasługuje się też grupa naszych bohaterów. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, abym czuł taką sympatię do każdego kompana w drużynie (może za wyjątkiem Cole'a). Wszyscy bez wyjątku byli dla mnie interesujący i intrygujący zarazem, szczególnie kiedy mowa o Dorianie, Vivienne oraz Serze (główne trio zabierane na misję w terenie). Kassandra, Blackwall oraz Żelazny Byk też byli niczego sobie. Swoim urokiem powalała również Józefina.

Za duży plus uważam walki ze smokami bo byli wyjątkowo ciężkimi przeciwnikami. Nie wszystkie dało się pokonać od razu, co zmusiło mnie do szukania potężniejszego oręża jak i rozwijania postaci. Same walki były również widowiskowe co cieszyło oko.

Skoro już jestem przy rozwoju bohatera, to niestety trochę zawiodłem się na tym systemie. Nie pamiętam już jak to było w Początku, ale tutaj strasznie ograniczyli swobodę gracza. Poza odblokowywaniem nowych umiejętności, mamy zerowy wpływ na statystyki postaci. Nie obraziłbym się, gdybym mógł sam decydować o takich parametrach jak siła, zręczność, kondycja itd. Nie widzę potrzeby aby sztuczna inteligencja gry wykonywała te czynności za mnie.

Na koniec kilka słów o walce. Powiem tylko tyle, że kompletnie mi nie przeszkadzała, bo z funkcji taktycznego spojrzenia korzystałem wybiórczo. Mówiąc uczciwie, tylko przy konfrontacji ze smokami korzystałem z tej funkcji.

Podsumowując, Dragon Age Inkwizycja jest grą dobrą, ale daleko jej do ideału. Choć dostarczyła mi niemało rozrywki i sprawiła, że dość sprawnie wbiłem się w świat Thedas nie mogąc się od niego oderwać, to jednak o minusach nie zapominam. A tak się składa, że jest ich wiele.

Dzwienkoswit

Zgadzam się z większością w większości. Chciałam tylko dopisać - dla mnie jednymi względnie satysfakcjonującymi "trudnymi" wyborami były te dotyczące części postaci towarzyszących - Cole'a, Bulla, Blackwalla.

Inne nieco mniej kłopotliwe wybory, które pamiętam: ginie Hawk-ginie Strażnik; Strażnicy ukarani-Strażnicy przystępują do odbudowy, Sojusz-Wcielenie Templariuszy/Magów do Inkwizycji, śmierć Cesarzowej-Cesarzowa żyje, Inkwizytor-Morrigan i zaczarowana sadzawka ...

Także wyborów trochę było.

Wybory wpływające na kształt świata zostały okrojone - ale nie bez powodu moim zdaniem - im więcej części Dragona, im więcej tych bardziej znaczących zmiennych, tym trudniej wykonać odpowiednią ilość satysfakcjonujących wersji tego samego uniwersum.

Dla mnie największą wadą była niedopracowana fabuła - również ta dotycząca towarzyszy (wyłączając Solasa - tutaj mniej więcej wszystko jest na miejscu). Główne wątki wydawały się zbyt krótkie i zbyt przewidywalne. Ostateczna walka to już zupełny szkic. Ubilim, skończylim. Bioware postawiło na grafikę, zapomniało o całej reszcie (system walki znacznie bardziej odpowiadał mi w Origin).

W porównaniu ze Strażnikiem, czy nawet Hawkim (ale tylko sakrastycznym XD) Inkwizytor jest dość nudny. (Ewentualnie - gra elfką - rasa, płeć - pozwala osiągnąć względną satysfakcję.)
Najbardziej podobały mi się lokacje związane z Azylem. Ilość map do odsłony na tamtym etapie była mocno ograniczona, co nie męczyło (jeszcze). Sam Azyl, przełomowy quest, wędrówka do Twierdzy również zrobiły na mnie pozytywne wrażenie.
Potem było już dużo gorzej.
Sama końcówka zaś zaoferowała klasyczny cliffhanger , a każdy cliffhanger sztucznie podtrzymuje zainteresowanie produkcją (zwłaszcza jeśli do tamtego momentu owa produkcja nie miała nic do zaoferowania w sferze nowości fabularnych). Widzę tu sens marketingowy.
Fabularnie - lepiej bawiłam się czytając Asunder i Masked Empire.

P.S. Przyznam szczerze, że wolę rpgi z fabułą typu: od zera do cichego bohatera. Niespecjalnie podobało mi się, że wciśnięto mnie na tron. Podniebna Twierdza dawała wrażenie wielkiego więzienia. Mam słabość do opowieści z motywem drogi. Pod tym względem Origin spełnił moje oczekiwania - za to najbardziej cenię pierwszą część.