Grand Theft Auto V - jedna z produkcji, którą przeszedłem trzy razy. Dlaczego aż trzy? Bo chciałem zobaczyć
wszystkie zakończenia. Mianowicie jest ich trzy. Ale nie tylko dlatego, bo GTA to nie tylko misje, ale też
wiele tajemnic, misji pobocznych i innej zawartości. To czyni tą grę jedną z najbardziej kultowych w historii
gamingu. Niektórzy uważają, że ten tytuł to tylko ogromne DLC do czwórki. Recenzenci przechrzcili jej
nazwę na "GTA IV-2". Ja tak nie uważam. "Piątka" to nie tylko to co przed chwilą wymieniłem. To też
niesamowita fabuła. Po nieudanym skoku na bank Michael Townley postanawia zacząć wszystko od
nowa. Z "czystą kartą". Zmienia nazwisko na De Santa. Dziesięć lat ze swoją rodziną mieszka w Rockford
Hills w Los Santos. Poznaje Franklina - miejscowego gangstera i złodzieja samochodów. Może nie
złodzieja, a raczej "zbieracza długów". Michael podpada meksykańskiemu złoczyńcy, który żąda od niego
dwóch milionów dolarów za jego zniszczony dom. Wtedy rabuś postanawia wrócić do branży i dzwoni do
swojego byłego przyjaciela Lestera. Ten planuje napad na jubilera. Po skoku akcja przenosi się do Sandy
Shores. Do Trevora. Im mniej o nim powiem tym lepiej. Trevor domyśla się, że jego były wspólnik ukrywa
się w Los Santos. I tu sytuacja się komplikuje, gdyż Trevor nie miał się o niczym dowiedzieć. Po dziesięciu
latach dwaj przyjaciele się spotykają. Psychopata - czyli Trevor - jest wnerwiony. Nie dziwię mu się. Moja
ocena to 10/10. Dziękuję za przeczytanie.