Gra ma parę wad, które w moich oczach bardzo mocno ją psują. Pierwsza i zarazem największa z nich jest estetyczna i związana z wątkiem fabularnym. Scenariusz, dialogi, voice acting, te elemnty gry 'action rpg' są według mnie kluczowe. Opowieść w grze, budowa świata, jego historia powinny zaangażować gracza, by mógł wczuć się w wielowątkową rozgrywkę na długie godziny. Opowieść w horizon jest bardzo ciekawa, niestety jej realizacja to dno. Aktorzy są tak beznadziejnie randomowi, kompletnie nie pasujący do postaci, ich dialogi pozbawione są emocji, drętwe, nudne, nikt, absolutnie nikt w tej grze nie brzmi dobrze, nawet znośnie, poczynając od głównej bohaterki beznamiętnie męczącej wszystkie swoje kwestie ( to jest najmniej fascynująca ruda laska ever, także kudos) , poprzez postaci drugoplanowe, z których żadna nie wyzwala pozytywnych emocji, a większość wręcz irytuje swoją casualową amerykańskością, na zapętlających się empecach kończąc. Za każdym razem, kiedy pojawia się drzewko dialogu wypełnione po brzegi drętwymi, łopatologicznymi paplaninami rodem z najczerstwszych, niskobudzetowych vhsow, zapominam, jaka to w istocie fajna gierka. Widać, że cały hajs poszedł na te zapierające dech w piersiach krajobrazy. Do tego też gra jest absolutnie pozbawiona humoru, śmiertelnie poważna a przy tym nastawiona na masowego odbiorcę bez wyraźnej granicy wieku, przez co jest pozbawiona mięsa, ulukrowana i niegroźna. Decyzje, które podejmujemy w grze, też pozostają bez znaczenia dla jej przebiegu. Druga wada, to system walki z ludźmi. Wszystko robi się prakrycznie rzecz biorąc na pałę, elemnty skradankowe po prostu tutaj nie działają, nie ma tego funu, jak np. w fcrayach przy skradankowym oczyszczaniu posterunków. Tak jak pojedynki z maszynami są bardzo rajcowne, tak ten element, potencjalnie stanowiący fajną odskocznię i urozmaicenie( właściwie bardzo standardowy dla sandboxu, nie wiem jak można to bylo spartolic) zasysa po całości.
Zgadzam się choć dopiero przegrałem jakieś 2,3 godziny. Ta gra poza oprawą audiowizualną jest bardzo infantylna, dialogi czy wątki są denne i pozbawione logiki. Prosty przykład, główna bohaterka przybywa na dzień próby razem z innymi wygnańcami. Do tej pory plemię odnosiło się do nich z pogardą i do tego jestem od początku przyzwyczajony. Tymczasem jedna z matron przemawiająca podczas wieczoru Próby już na starcie mówi ciepło i entuzjastycznie - witajcie przybysze! To tylko mały szczegół ale kompletny brak konsekwencji, który mnoży zię przez całą grę jak sądzę. Jestem graczem od połowy lat 80-tych i naprawdę grałem i widziałem już wiele. Niestety ten tytuł jest dobry dla nastolatków a nie dla takich weteranów jak ja. Oczywiście potrafię go docenić, bo nie jestem hejterem ale gra jest pod względem fabularnym i logicznym bardzo ale to bardzo dziecinna. Zresztą sam wątek maszyn i jednocześnie plemion posługujących się prymitywnymi narzędziami, choć nie tylko też jest mocno przekombinowany.
W tej grze, jak w wielu innych, są poruszone wątki polityczne. Między innymi kwestia dyskryminacji społecznej. Plemię odrzuciło dziewczynkę bez matki (najduszkę) i matrona, która wiedziała, że to dziecko jest święte, musiała czekać z oddaniem jej honoru aż do dorosłości.
Wg. mnie historia i głowna bohaterką sa naprawdę spoko ;) w porównaniu do ostatnich sandboxów Ubisoftu, Horizon jest sporo lepszy.
W grach Ubi niestety fabula totalnie lezy i kwiczy, na dodatek trzeba sie skupiac na nudnych misjach pobocznych i calkiem sie to wszystko rozmywa.
W Horizonie tego nie ma i ja osobiscie chcialem bardzo poznac zakonczenie tej historii.
System walki jest swietny, swiat jest przepiekny zarowno artystycznie jak i technologicznie (grafika cud), sciezka audio powala.
Jak dla mnie jeden z najlepszych sandboxów na tej generacji, poczatek gry nie powala ale z kazda godzina jest coraz lepiej, watek glowny moglby byc nieco dluzszy, a postacie poboczne ciekawsze.
Nie jest to gra idealna, ale gralo mi sie nią znakomicie i bardzo dobrze ja wspominam
Dla mnie 9 z malym minusem
Primal to przy tej grze dno, tam nie ma kompletnie zadnej fabuly, gameplayu nawet nie skomentuje ;P
Rzeczywiście główny wątek Horizona jest bardzo ciekawy i z niecierpliwością czekałem na wyjaśnienie rozwiniętych wątków. Misje poboczne są niestety strasznie żmudne i infantylne. Większość z nich polega na usługiwaniu jakimś randomowym postaciom, za co nie dostajemy praktycznie nic. Miałem wrażenie, że robimy za jakiegoś sługusa, który biega i robi za wszystkich brudną robotę. 90% dialogów przy misjach pobocznych pomijałem, bo nie mogłem już patrzeć na te żałosne rozmowy + dochodzą tutaj jeszcze dodatkowe dialogi to wyboru, które nie wnoszą nic do rozgrywki. Większość odpowiedzi ze strony postaci i tak są ogólnikowe i nic ciekawego z nich się nie dowiemy.
A w grach Ubi przy misjach pobocznych jest jeszcze gorzej więc nie rozumiem porównać do serii Far Cry, szczególnie że 5 część nie jest nawet w połowie tak dopracowana jak Horizon :-)
Dlatego wlasnie nie ruszam misji pobocznych.
W Fc5 je robilem sila rzeczy, a w Horizonie olalem
Zgadzam się, przeszedłem podstawę i dodatek, łącznie ponad 100h. Zarówno dialogi jak i aktorzy podkładający głos są całkowicie bezpłciowi. Brzmią ch**owo zarówno w wersji oryginalnej jak i polskiej (zmieniałem sprawdzałem co gorsze, to samo dno). Co do fabuły to jest do zniesienia, ale wszystko jest zbyt grzeczne (najlepszy przykład: w jednej z notatek Dervahla mamy napisane "wy głupole", co?!). Większość dialogów brzmi "oh, ah, muniu muniu, pitu pitu".
Ale tak jak napisałem, nagrałem ponad 100h więc sama gra mnie zadowoliła.
odkopuję stary temat, ale co tam :) bardziej nie mogłabym zgodzić się z ta wypowiedzią. W grę zagrałam po raz pierwszy chyba w 2020 w czasach covidu była za free na PS, więc z nudów a trochę po namowach brata ściągnęłam ją. Była to moja pierwsza gra typu rpg w otwartym świecie i chyba tylko dzięki niej postanowiłam wrócić do Wiedźmina 3, którego 2 lata wczesniej odstawiłam po pierwszych krokach w Białym Sadzie twierdząc, że w tak nudną grę jeszcze nie grałam.
Ale do brzegu.
Urzekła mnie historia małej dziewczynki, wyrzutka i tajemnica jej pochodzenia. Piękny, kolorowy świat ale głównie ciekawość, jak się gra w coś takiego. HZD wciągnęła mnie mniej więcej od próby polowania na pierwszych terenach łowieckich i od tamtej pory łupałam w nią regularnie:) Podczas pierwszego przejścia polubiłam się z nią bardzo i była moim topem, jednak później siegnęłam po Wieśka, a jeszcze później dostałam w prezencie HFW II część i dopiero wtedy uderzyło mnie to, co opisałeś.
Gra, pomimo wręcz urzekających krajobrazów (kocham góry i czasem odpalałam ją tylko po to, żeby po tych górach pochodzić i popatrzeć hen hen za horyzont) przepięknej grafiki i właściwie mechaniki bez zarzutu jest obezwładniająco nijaka.
Trzon całej historii jest dość ciekawy ale odkrywanie historii budzi dreszczyk emocji tylko chwili, gdy Aloy wchodzi w końcu do Góry i dowiaduje się prawdy o swoim pochodzeniu. To, co dzieje się później jest niestety mało angażujące, no może poza rozmowami z Sylensem, które w moim przypadku traktowałam jak pozyskiwanie informacji o świecie, bo niestety nie potrafiłam zaangażować się w nie emocjonalnie. I myślę, że to jest clue wszystkiego -brak zaangażowania. Postacie, łącznie z główną bohaterką są mdłe, nijakie, nudne... to jak zbieranina manekinów bez mimiki, które mają wygłosić swoje kwestie i czapka. Osoby, które Aloy spotykała na swojej drodze nie wzbudzają sympatii, nie sposób je polubić, co dziwne nie wzbudzają też niechęci, wrogości ani lęku. Po prostu są, Są do odhaczenia. Gadasz z nimi dłuższą chwilę ale i tak nic z tego nie wynika, drzewka rozmów rozbudowane są do granic możliwości (a może cierpliwości) i co? I nic, przeskakiwałam je bo choć chciałam dowiedzieć się czegos więcej o świecie Aloy to monotonność i bezjajeczność tych tekstów skutecznie mi to uniemożliwiała :/ Wszyscy w obozie Nora są przekoszmarnie honorowi, oddani sprawie, waleczni o matko... Oseramowie, ktorzy mogliby wnieść nieco poczucia humoru i zabawy w ten śmiertelnie poważny świat są tak samo nudni, ludy zamieszkujące ziemie Banuk tak samo, przeciwnicy... nuuudaaaaa. Chyba tylko Rost, Sylens i Elizabeth jakoś budzili moje cieplejsze uczucia, lub ciekawość. Cała reszta do odstrzału z matką Varla na czele.
Grając w ta grę po raz drugi miałam już nieco większe porównanie i o ile znów weszłam z przyjemnością w ten piękny wizualnie świat, o tyle kilka misji głównych i cała rzesza pobocznych przyprawiało mnie o ból zębów. Wykonywałam je dla załapania punktów i sprawdzenia, jak tym razem poradzę sobie z zadaniami. Nic poza tym.
To trochę smutne, bo grając w Wiedźmina przepadłam bez reszty - dialogi, listy, treść książek, bohaterowie, wszystko to było na właściwym miejscu. Postaci miały swoje charaktery, część z nich była wręcz intrygująca, część dało się zwyczajnie lubić i im kibicować, niektóre były niejednoznaczne i nawet pomimo tego, że przez większość czasu lata się po mapie z mieczem i wywija nim bez jakiś wodotrysków a gadanina zajmuje często nawet i godzinę to pod względem zaangażowania w losy bohaterów ta gra bije na głowę HZD i HFW.
W drugiej części były momenty, kiedy maksymalnie ściszałam tło, bo w wioskach czy osadach do palpitacji serca doprowadzały mnie teksty NPCów "siła i honor! Jesteśmy tu żeby walczyć! pionierko, dałaś nam silę!" i cała masa innych ryjących głowę, patetycznych pierdół. Ogólnie chyba więcej zarzutów miałabym pod adresem dwójki, bo powiela błędy z cz. 1 i dorzuca gratis kilka innych. Ale jeszcze trochę o 1, pomijając płaskie i nijakie postacie oraz zadania poboczne typu: ojej, potrzebuję trochę liści ale właśnie usiadłem i nie chcę wstawać, żeby się nie zmęczyć. Przyniesiesz mi trochę liści z tej dolinki zamieszkałej przez najstraszliwsze maszyny? minusem jest walka z innymi ludźmi - zazwyczaj gdy udało mi sie wyeliminować część oddalających się wrogów przed odstrzelenie, wbijałam do obozu i niech się dzieje wola nieba. Maszyny były o tyle ciekawszym przeciwnikiem, że wymagały określonego rodzaju broni, można było je osłabić odstrzeliwując konkretne elementy wyposażenia, z ludźmi było jakby za łatwo i za nudno.
Kolejny minus to zbyt szybko odradzający się wrogowie, bossowie - wiele razy na mapie pustyni miałam sytuacje, w których dostanie się do jakiegoś miejsca wymagało wyeliminowania grupy wrogów a chwilę później powrót w pobliskie miejsce, zanim to jednak nastąpiło musiałam po raz kolejny bawić się w wystrzeliwanie tych samych wrogów, których pozabijałam chwilę wcześniej. Tak czy inaczej, eliminacja wrogich maszyn sprawia niezłą frajdę:) Szkoda też, że pozyskanych w trakcie gry wyjątkowych i rzadkich części maszyn czy artefaktów nie można wymienić na jakieś równie wyjątkowo ciekawe i rzadkie graty... po prostu kolekcjonuje się je i tyle. Nawet w Złotym mieście nie ma opcji uzyskania za nie jakiejś ekstra ceny... a w temacie - na co jest sprzedawca z dziwnymi rzeczami na rynku? można nakupować od niego jakiś grudek ziemi innych rzeczy, tylko na co, po co?
Ponarzekałam, ale uważam, że można to było zrobić lepiej. Zaangażować zespół pisarzy odpowiedzialnych za dialogi, za przygotowanie postaci i dodać im trochę więcej charakteru. I o ile jestem w stanie to zaakceptować w tej pierwszej części, o tyle w drugiej zwyczajnie wygryza to mózg. Jest to rzecz, która bardzo obniża radochę z rozgrywki.
ps. jedyną kwestią, która wzbudziła we mnie szczere emocje to historia, która kryła się pod widokówkami i sposób przedstawienia jej przez lektora. Do dziś mam ciarki wracając w miejsca widokówek i odtwarzając nagrania. No i historia stojąca za figurkami Banuk, które można było odnaleźć na ziemiach Nora.