PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=701003}
6,1 900  ocen
6,1 10 1 900
Kholat
powrót do forum gry Kholat

Przerost formy nad treścią i to dość znaczny. Swego czasu o KHOLAT było dość głośno i myślałem, że jest to standardowy symulator chodzenia z dość ciekawą historią. Najwyraźniej marketing był lepszy niż sama gra. Tematyka jest chwytliwa, bo dotyczy tragedii na Przełęczy Diatłowa, chyba każdy słyszał o tajemniczym zdarzeniu, które miało tam miejsce 2 lutego 1959 w ZSRR. Powstało sporo teorii spiskowych nt. tego zdarzenia. Odkrywanie tajemnicy tego co wg twórców mogło tam się stać zapowiada się niezmiernie intrygująco. Zapowiada, ale tylko na papierze.

W praktyce jest to nudny symulator łażenia po niezbyt ciekawym świecie w poszukiwaniu ośmiu kartek z notatkami. Taki nieco bardziej rozbudowany Slender: The Eight Pages. Najgorsze jest to, że przeszkadzają nam niewidzialne potworki, które lubią pojawić się znikąd. Nie wiem po co to. Bo ani to straszne, ani nic ciekawego nie wnosi do rozgrywki. Żeby bardziej irytować gracza? Jakby nudne łażenie nie wystarczyło. Wystarczy, że taki potworek nas dogoni albo pojawi się znikąd tuż przed naszą twarzą machnie nam łapą przed oczami i nie żyjemy. Zaczynamy od punktu kontrolnego, a te zapisują się jeśli znajdziemy jakąś notatkę, więc stosunkowo rzadko. Gdy Slender się zbliżał przynajmniej dostawaliśmy sygnał. Same notatki, jak i lokacje też nie prezentują intrygującej opowieści. Wolałbym jakieś bardziej przyziemne wytłumaczenie, a tak mamy dziwne zjawiska na granicy jawy i snu rodem z serialu LOST. No i zakończenie jest tak słabe, że meh i facepalm.

Co może być ciekawego w świecie w którym łazimy po zasypanych śniegiem przełęczach? Jeszcze na dodatek dość ciężko się po nim poruszać, bo nie ma zbyt wielu charakterystycznych punktów. Dostajemy mapę, kompas, spis kilku współrzędnych i tyle. Nie możemy samodzielnie nanosić znaczników na mapę, ba nie widzimy na mapie nawet swojego położenia co wiele by ułatwiło. Z jednej strony jest to dobre, bo jednak trzeba bardziej się skupić podczas zwiedzania świata, no i sam dostępny teren to raczej siatka korytarzy, więc nawet łażąc na oślep, nie wspomagając się mapą w końcu trafimy tam gdzie mieliśmy trafić. Z drugiej jednak strony nie każdy będzie miał ochotę na błądzenie i nudę. Niektórzy sięgają po tego typu produkcje by się odprężyć, dać odpocząć mózgownicy. Gdyby nie to, że jestem dość uparty i zwykle staram się kończyć gry to rzuciłbym to w cholerę po pół godzinie. W Firewatchu celowo wyłączyłem sobie wszystkie pomoce, ale tam świat miał dużo więcej charakterystycznych punktów orientacyjnych.  The Vanishing of Ethan Carter miał zagadki, What Remains of Edith Finch było serią mini historyjek o całkiem innej charakterystyce, nawet Everybody's Gone to the Rapture było lepsze, bo nie było bezsensownych przeszkadzajek. KHOLAT nie polecam, lepiej sięgnąć po którąś z wcześniej wymienionych gier albo jakiś inny symulator łażenia, których swego czasu sporo się namnożyło np. Layers of Fear, Observer czy Blair Witch.