PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=774078}
9,2 15 064
oceny
9,2 10 1 15064
Red Dead Redemption 2
powrót do forum gry Red Dead Redemption 2

Zaznaczam, że nie grałem w 1 część.
Podchodziłem do tej gry 2 razy, bo klimat dzikiego zachodu jakoś nigdy mnie nie kręcił. Jednak z braku laku dałem grze drugą szansę i, łał, zatrybiło.
Minęło już trochę czasu i zarówno wady jak i zalety zostały już opisane, a ja nic nowego nie dodam. Mnie ta gra kupiła Arturem Morganem. Z całym szacunkiem do Geralta i Sheparda, ale Artur to cała charyzma świata zamknięta w jednym człowieku. To wzór mężczyzny, którym chce być każdy chłopiec. Sposób poruszania się, postawa ciała, głos (10/10), intonacja... te wszystkie eksperty podrywu, czy inne samozwańcze samce alfa w Internecie mogą Arturowi szorować nogi. :P
Do tego sama historia upadku gangu i odchodzenie towarzyszy w ciszy podczas 6 rozdziału mocno działało na psychikę. Pozostałe postacie milczały przy ognisku. Potem nawet nie dało się z nimi porozmawiać. No i Pearson zaczął więcej pić, po czym odszedł bez słowa. To mnie w jakiś dziwny sposób zabolało. Gdy odchodzi kucharz, to naprawdę musi być źle.
Misje o odkupieniu Artura to już czysta depresja, która prawie w alkoholizm mnie wpędziła. Oj oczy szkliły się co kilka minut. Na przykład gdy Artur dowiedział się o gruźlicy i widać było w jego oczach strach. Po raz pierwszy się bał. Rany, ale to mnie uderzyło.
Potem ostatnie misje dla obozowego lichwiarza i scena, w której Artur daje pieniądze wdowie z dzieckiem, bo widział w nich swoją dziewczynę i swojego syna. I jej słowa ,,Artur nie żyje". Kolejny cios w moją psychikę.
Potem misje z rodziną Downes i wyznanie, że nasz kowboj nie szuka wybaczenia.
,,Dlaczego to robisz?"
,,Nie wiem"
Następny szocik obalony.
Równie bolało samo znikanie Artura w oczach. To jak chudł, mimo że karmiłem go lepiej od siebie i co dwa dni robiłem mu kąpiele. Widok zdrowego chłopa w kwiecie wieku, który powoli umiera jest już depresyjny sam w sobie.
Jednak nic nie przebije ostatniej rozmowy z zakonnicą na dworcu i małej spowiedzi Artura. Po tym, jak powiedział wprost, że boi się śmierci, zostałem znokautowany na kilkanaście minut. To, ile można wycisnąć z tonacji głosu i mimiki jest niesamowite.
No i druga najpiękniejsza scena, czyli ostatnia rozmowa Artura i Dutcha, a raczej monolog. Moment, gdy Dutch odchodzi bez słowa po 20 latach i zostawia swojego ,,syna", by ten umarł sam... Nieodwracalnie stracił w moich oczach.
Na koniec najpiękniejsza scena, jaką widziałem w grach. Ostatni dech Artura patrzącego na wschodzące słońce.
Jprdl, psychika rozwalona. Wszędzie smarki, z oczu się leje, czekam na napisy końcowe, jakiś pogrzeb, scenki jak potoczyło się życie postaci, jakieś wyciszenie, ale od razu gra mnie wrzuca do epilogu, w którym sterujemy Johnem...
No nie.
Serio nie obchodziło mnie, co się z nim stanie, a przynajmniej nie do tego stopnia, by grać nim przez już chyba ponad 2 godziny. Czuję totalną pustkę i nie mogę wkręcić się w epilog. Do tej pory robię misje na autopilocie, byle tylko zobaczyć sam koniec. Niby jestem na 91% trybu fabularnego, ale dla mnie dalsze granie zaczyna tracić sens. Historia zakończyła się odkupieniem Artura (przynajmniej mojego), po co więc robić dłuugi epilog o kimś innym? Jedyny plus, że zwiedziłem sobie Blackwater. Wiem, że John to główna postać w 1 części, ale robienie wielogodzinnego epilogu po tak miażdżącym serce końcu Artura było nie na miejscu.
Cytując niedawnego klasyka: ,,How dare you, Rockstar?"

Grobsmoj

Epilog to tak na prawdę Dlc które dostaliśmy za darmo, mi się podobał :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones