1. Dokładnie jak w tytule, moim zdaniem gra została bezsensownie pojechana za wątki LGBT, bawiłem się świetnie, bawiłbym się również świetnie gdyby gdyby wszelkie odrębności seksualne występujące w grze zamienić na opcje "zwykłe", to nie ma znaczenia, jeżeli dla tak wielu ludzi ma to może znaczy że wypływ tego poparcia dla środowisk LGBT jest potrzebny żebyśmy nie reagowali na nich jak na jakieś totalne zło.
2. Feminizacja bo oś fabularna kręci się wokół kobiet - patrz pkt. 1 - co za problem, mężczyźni też występują i nie są pokazani jako jakieś niedołęgi, wówczas ten zarzut miałby sens.
3.Zwrot akcji na początku zniszczył rozgrywkę - moim zdaniem ją podgrzał, to było mocne
4.Kierowanie głównym złoczyńcą jest złym pomysłem - aż mi się nie chce komentować gdyby kazali tam kierować twoją starą to ok - mi by się nie podobało, to nie była zła postać trudno w tej produkcji postawić się po którejś stronie - to +
Nie chce mi się już więcej komentować, moim zdaniem gra świetna, często przypominam ją sobie, świetnie pokazuje przemianę Ellie co ona sama sobie zrobiła tak wewnętrznie, postacie są bardzo ciekawe i głębokie, to tak ode mnie jak się komuś podoba to fajnie jak nie to jesteś gupi i cie nie lubie.
POZDRO 600
A decyzje kobiet nie są źródłem zła w tej grze? Przecież gdyby nie decyzje Abby i Ellie ich przyjaciele dalej by żyli...
Po co tak generalizować? Nie wiem.
Owen i Jesse to niedołęgi? Jako jedyni z głównych bohaterów potrafili przewidzieć skutki działań bohaterek, za co przypłacili w efekcie życiem. Czy bycie w porządku w stosunku nie tylko do innych, ale także do nas samych jest jakąś formą zniedołężnienia? Nie wydaje mi się.
Czy Joel, który przez lata żył w żałobie po córce, odczłowieczony, gotowy do mordowania i torturowania w imię własnego interesu, odnajduje waśnie spokój, cieszy się z towarzystwa przybranej córki Ellie, nie troszcząc się już tylko o własne los i życie, ale mając na głowie także życie najbliższych i ich tragedie osobiste (relacje międzyludzkie okazują się wręcz trudniejszym zadaniem niż strzelanie z karabinu i zabijanie paru purchawek) to jakiś rodzaj zniedołężnienia? Nie wydaje mi się.
Jedynym bohaterem, który w ostatecznym rozrachunku okazał się bezsilny wobec traumy (przez co trochę niedołężny ;)), jest zdecydowanie Tommy. Nie jest w stanie darować ponownego wystawienia na pastwę Abby, która ponownie daruje mu życie, więc okazuje swoją frustrację i wyżywa się na Ellie. Tak jakby ona była źródłem całego zamieszania. To na niej wyładowuje swoje emocje i pokazuje swoją bezsilność. Bohaterowie jak widać nie radzą sobie emocjonalnie z tymi wydarzeniami i gra świetnie to ukazała — nie jest łatwo być człowiekiem i odczuwać wszystko, nie jest łatwo kochać, nie jest łatwo wybaczać, a na pewno nie jest łatwo żegnać się.
Żegnam i pozdrawiam ;)
Chociaż jestem ciekawy twojej odpowiedzi
Przecież ich decyzje są pochodną, złych mężczyzn. Gdyby nie oni, to one nie musiałby tego robić.
Owen i Jesse to niedołęgi?
Owen, ten który zdradza, Abby przez niego cierpi. Co takiego zrobił po za tym, że musi być odnaleziony? Zdradził? Abby przeżywa niespełnioną miłość? A Jessie, to miał taki wkład w historie, jak Shmi Skywalker w Star Wars Atak Klonów.
"Jako jedyni z głównych bohaterów potrafili przewidzieć skutki działań bohaterek,"
Przepraszam, a Dina i inne towarzyszki Abby to nie?
"Czy Joel, który przez lata żył w żałobie po córce, odczłowieczony..."
Czemu mówisz o pierwszej części? To tak jakby bronić "Ghostsbusters 2016" wersjami z lat osiemdziesiątych.
"Jedynym bohaterem, który w ostatecznym rozrachunku okazał się bezsilny wobec traumy..."
A szef Abby który okazał się zły do szpiku kości, a kultyści z których faceci zrobili to co zrobili?
Tommy który co chwile popełnia błąd aby jakoś usprawiedliwić podróż Ellie.
Nie ma co się kłócić, w porównaniu do kobiecych bohaterów, męscy są co najwyżej głupi. Na każdym stanowisku.
Nie rozumiem czemu mam nie pisać o The Last of Us, skoro poruszamy w tej dyskusji temat sequela PART II, którego historia bez jedynki w ogóle by się nie zdarzyła. I nie chodzi mi tu tylko o tych samych bohaterów, czy zmienienie chirurga na epizodyczną postać ojca Abby, by dać jej motor napędowy do zemsty na Joelu i pokazać jak bardzo Miller się pomylił, mordując tak na prawdę innych, ważnych dla kogoś ludzi. Cały wątek Ellie w TLoU2 polega na poradzeniu sobie ze skutkami tej decyzji z jedynki, z trudnością wybaczenia, nawet najbliższej osobie.
Ellie w mojej interpretacji nie ściga Abby tylko z powodu tego, że zabrała jej Joela, ale dlatego że zabrała jej tez możliwość naprawienia relacji z nim i wybaczenia mu — przecież właśnie o tym była rozmowa w noc przed śmiercią: I dont think I can ever forgive you for that... But I would like to try — chyba najważniejsza kwestia oddająca clue całej tej historii. To przypominając sobie o złożonej obietnicy Ellie w końcu odpuszcza i pozwala Abby odpłynąć, bo przecież kiedyś obiecała, że odpuści też Joelowi.
Tommiego zostawmy w spokoju ;) Ale wciąż nie mogę się zgodzić, że oprócz żeńskich bohaterem nie ma tam zwykłych facetów.
Owen, Jessie, czy ojciec Abbie (zastanawiałem się również nad tym Hiszpanem Mannym, ale nie wiele o nim samym się dowiedzieliśmy) są jednymi z bardziej w porządku postaciami w grze.
Owen, niepoprawny idealista, żyjący w rozdarciu pomiędzy uczuciem do przyjaciółki, a byciu odpowiedzialnym za dziecko z Mel. Postać jak najbardziej w porządku, stojąca przed skomplikowanym wyborem. Dodatkowo gotowy do obrony tego co kocha, ale nie za wszelką cenę. Odsuwa się od Abby, by nie decydowała się na zemstę, niszcząc nieśmiałą i nieświadomą swojego uroku dziewczynę jaką była, jednak gdy po latach wciąż wizja leżącego ojca przy stole operacyjnym do niej wraca, postanawia pomoc jej zemścić się na tym jedynym — pilnując, by przypadkiem nie ucierpiał nikt inny.
Jessie, nie mam pojęcia dlaczego mamy pomijać tę postać, jak staje się on głównym motorem napędowym, by wrócić do Jackson ze względu na dziecko. To dzięki niemu do Ellie w końcu dochodzi jak bardzo się zapędziła, co z podwójną mocą uderza przy zabiciu Mel. Życie jednego dziecka, za życie drugiego? A co jeśli na miejscu Mel znalazła się Dina? Wracając do Jessiego, jest on na pewno porządnym gościem, który jest bohaterem gry, dlatego nie wiem czemu go odrzucać w naszym sporze. Zadaniowy chłopak, bardzo precyzyjnie oceniający świat i sytuacje, postanawiający wziąć odpowiedzialność za Dinę i Ellie zapewnić im bezpieczny powrót do Jackson.
Ojciec Abby, po części przypomina mi Owena, jakaś taka iskierka dziecięcej wyobraźni o beztroski wśród zniszczonego i zepsutego świata. Ale ciężko by inaczej sobie poradzić w takim zdemoralizowanym świcie, gdy jego pracą jest ratowanie za wszelką cenę życia — widzi chyba największe skutki tego zdemoralizowania, próbując ratować innych i tracąc ich na stole operacyjnym. Dla Abby jest to z pewnością ogromny szok, gdy ojciec ginie właśnie przy stole, próbując ratować ludzkość pomimo wewnętrznych rozterek.
Czyli istnieją w tej grze jacyś męscy bohaterowie, którzy próbują zapobiec w jakiś sposób wydarzeniom i okazują się być tymi prawymi w tym zdehumanizowanym świecie.
Bo gra, podobnie jak film, powinna się bronić sama. Bez nawiązań do poprzednich części. Taką logiką, to kolejne części epoki lodowcowej powinny mieć 10/10 bo pierwsza część byłą genialna.
" Abby, by dać jej motor napędowy do zemsty na Joelu i pokazać jak bardzo Miller się pomylił, mordując tak na prawdę innych, ważnych dla kogoś ludzi."
To w między czasie, nie zabił nikogo ważnego? Ellie nie zabiła nikogo ważnego dla kogoś? Nie mówiąc już o tym, jak czarno białe było przedstawienie tatuśka Abby.
"Ellie w mojej interpretacji nie ściga Abby tylko z powodu tego, że zabrała jej Joela, ale dlatego że zabrała jej tez możliwość naprawienia relacji z nim i wybaczenia mu"
Zabrała mu czas, przez całe retrospekcje było pokazane jak Elli odwróciła się od Joela. To pokazuje też ciekawy aspekt psychologiczny Elli, że trzyma urazę długo.
Co jak widać, nie pasuje do zakończenia... Elli nie wybacza Joelowi przez lata, ale już jego morderczynie oszczędza. Taaak ta sama osoba która tak trzyma urazę.
Elli wyrusza na zemstę, bez mrugnięcia okiem zabija grzechotniki, w cutscence czyli kanonicznie. Ale już osobę której nienawidzi nie. To się nie trzyma kupy. Tak jakby na końcu Johna Wicka nie zabił tego co zabił mu psa.
O Tommim można powiedzieć więcej złego niż dobrego. W zasadzie dobrego nic. Wszystkie jego decyzje są złe. Namawia Elli do sprzątnięcia Abby, bo jest przecież taki zły, przez co Elli traci wszystko.
Owen, Jessie, czy ojciec Abbi...
Owen, żyjący przeczuciem który nie myśli, ten co zdradził a Abby przez niego jest smutna bo nie spełniona miłość. Odsuwa się od Abby co powoduje u niej krzywdę, reszta to tylko teoria. A skoro on myśli uczuciami a nie logiką. To sugeruje to, że była to tylko tania wymówka.
Jessie to postać która prawie nic nie wnosi do fabuły, mogłoby jego wkładu nie być.
"To dzięki niemu do Ellie w końcu dochodzi jak bardzo się zapędziła, co z podwójną mocą uderza przy zabiciu Mel"
A Dina to co?
Ojciec Abby to najbardziej czarno biała postać w TLoUP2. W krótkim fragmencie powiedział "córeczko" kilkanaście razy, ratownik zebry, przed operacją wielka dyskusja jak to nie chce ale musi. Święty człowiek bez skaz! Któremu uśmiech nie schodzi z twarzy, postać napisana tak, by pokazać jaką świętą osobistość zabił joel. Postać jednowymiarowa aby pokazać jaki to Joel jest zły.
"Czyli istnieją w tej grze jacyś męscy bohaterowie, którzy próbują zapobiec w jakiś sposób wydarzeniom i okazują się być tymi prawymi w tym zdehumanizowanym świecie."
Brak odniesienia do większych grup, i tego co pisałem, skupienie się na trzech postaciach bo reszta pokazuje sobą same negatywy. Taaak, w tym zdeprawowanym świecie jest jeden facet który coś sobą pokazuje, a reszta jest potworami, oczywiście panie dla kontrastu są idealne, nie licząc Elli która musiała być pokazana okropnie aby Abby pokazać jaką idealną osobę która tylko zrobiła parę złych rzeczy, bo musiała.