Wiem może to brzmi dziwnie skoro mówimy o Splinter Cellu który ma najszybszą akcją. Tylko że tutaj po jakiejś godzinie zaczynała się u mnie wkradać monotonia. Wszystko sprowadzało się do schematu który Robert Górski określił kiedyś jako "doskoczyć, przypieprzyć, odskoczyć" i tyle. Nie skończyłem tej gry bo po prostu nudziło mnie wpadanie do kolejnych pomieszczeń w celu rozwalenia wszystkich. Urokiem Splintera zawsze było działanie po cichu a tutaj może i się tak da tyle że nie ma to sensu. Zupełnie też nie spodobał się mi system "zaznacz i zlikwiduj" pozwalający jednym kliknięciem rozwalić kilku przeciwników, w prawdzie dopiero po zlikwidowaniu kilku wrogów ale to i tak zbyt duże ułatwienie zwłaszcza że cała gra nie jest zbyt trudna a przeciwnicy niezbyt rozgarnięci. Dla mnie najsłabsza ze wszystkich części.