Wywiad

Bay i Bonaventura opowiadają o filmie Transformers

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Bay+i+Bonaventura+opowiadaj%C4%85+o+filmie+Transformers-36008
W Stanach Zjednoczonych zadebiutował właśnie "Transformers". My na swoją premierę musimy jeszcze chwilę poczekać. Dla wszystkich niecierpliwych mamy zapis konferencji prasowej, w jakiej udział wzięli reżyser Michael Bay i producent Lorenzo di Bonaventura, zorganizowanej w wirtualnym świecie gry internetowej Second Life. Michael Bay to uznany twórca letnich superprodukcji. Praktycznie każdy jego film okazywał się kasowym hitem. Do najważniejszych jego obrazów należą: "Armageddon" oraz "Twierdza". "Transformers" jest siódmym kinowym filmem w dorobku reżysera. Lorenzo di Bonaventura to stosunkowo nowa twarz wśród producentów Hollywood. Uczestniczył przy powstawaniu m.in. "Constantine" i "Strzelec", który w maju wszedł do Polskich kin. Czy to prawda, że kiedy Steven Spielberg zaproponował panu reżyserię filmu "Transformers", odmówił pan?Michael Bay: Nie. Nie?MB: Poczekałem z tym, aż Steven się rozłączył. Takich rzeczy nie mówi mu się prosto w twarz. Skąd ten początkowy opór?MB: Miałem już kilka propozycji nakręcenia filmu o superbohaterach. Kiedy pierwszy raz usłyszałem o pomyśle realizacji "Transformers", uznałem to za głupawy film promujący zabawki. Jak dobrze znali panowie Transformery przed rozpoczęciem realizacji filmu?MB: Oczywiście wiedziałem, że istnieją. Jednak kiedy pojawiły się na rynku, byłem już za stary, by się nimi zainteresować. Mogę jednak z całym przekonaniem powiedzieć, że teraz jestem największym fanem Transformerów na świecie. Lorenzo di Bonaventura: To prawda. W ramach przygotowań do filmu odwiedzili panowie Hasbro [firmę produkującą Transformery]. Czy możecie powiedzieć coś więcej na ten temat?LB: To niezwykłe przeżycie spotkać ludzi, którzy są z Transformerami od samego początku. Odwiedzając Pawtucket na Rhodes Island, gdzie znajduje się główna siedziba Hasbro, mieliśmy okazję poznać ludzi posiadających kompletną wiedzę na temat wszystkich generacji robotów. I mówię tu nie tylko o ich wyglądzie zewnętrznym. Uważam, że była to najlepsza rzecz, jaka mogła się nam przydarzyć. Transformery to 20 lat historii. Jak zdecydowaliście o tym, które z robotów wykorzystać w filmie?MB: To było naprawdę trudne! Scenarzyści cały czas wybierali i przebierali. W końcu przedstawiciele Hasbro powiedzieli, że nie ma już czasu, gdyż muszą zacząć produkować zabawki w Chinach. My tymczasem nie mieliśmy jeszcze scenariusza. Postawieni w sytuacji bez wyjścia, spróbowaliśmy podejść do tematu inaczej. Zastanowiliśmy się jakie pojazdy chcielibyśmy wykorzystać w scenach akcji. Tak wybraliśmy Transformery. Kiedy pojawiała się informacja, że pan będzie reżyserem, w sieci zaroiło się od krytycznych uwag. Na ile brał je pan do siebie?MB: Kilka zdań wydrukowałem sobie i powiesiłem nad łóżkiem. Były to teksty w stylu: "Obyś zginął, Michaelu Bay", "Zniszczyłeś moje dzieciństwo". LB: To trudna sprawa. Na początku każdej produkcji trzeba zaopatrzyć się w swoistą odporność na uwagi krytyczne. Na szczęście, kiedy Michael zdecydował się wyreżyserować "Transformers" dobrze wiedział, jaki film chce nakręci. To bardzo ważne, zwłaszcza dla producenta. Potrzebowaliśmy reżysera, która ma swoje zdanie i potrafi się go trzymać. Wtedy dopiero można zacząć zwracać uwagę na to, co do powiedzenia mają inni. Czy skorzystaliście z uwag, jakie do was docierały?MB: Jest kilka rzeczy, które wykorzystaliśmy... w przypadku Optimusa czy Megatrona LB: Naszym celem było stworzenie filmu, który oddałby sprawiedliwość postaciom, a jednak był obrazem nowoczesnym. Niezależnie od wszystkiego, ludzie zawsze chcą oglądać coś świeżego, oryginalnego. Moim zdaniem Michael właśnie tego dokonał. Na nasze szczęście najzagorzalsi fani Transformerów okazali się bardzo pomocni. Ostatnio w jednej z angielskich gazet pojawiła się wzmianka o UFO. Czy wierzycie w wizyty kosmitów na Ziemi?LB: Nie wiem. Jednak dopóki nie zobaczę jakichś dowodów, pozostanę sceptykiem. MB: Trudno powiedzieć. Kiedy reżyserowałem "Armageddon" pracowałem z fizykami z NASA. Ci ludzie są święcie przekonani, że na innych planetach istnieje życie. Co wcale nie znaczy, że kosmici odwiedzają Ziemię. Która ze scen filmu "Transformers" była najtrudniejsza do realizacji?MB: Chyba końcowa sekwencja akcji. Była to bardzo złożona scena. Należy pamiętać, że sporo z rzeczy, jakie widzimy na ekranie, nie istniało na planie filmowym - tylko w naszych głowach. LB: To wspaniałe uczucie obserwować Michaela przy pracy. Posiada on rzadką umiejętność tworzenia gigantycznych scen, a jednocześnie nie gubi ludzkiego pierwiastka. Patrząc na to, czego dokonuje, jest się pełnym podziwu dla jego zdolności. Ta końcowa scena jest tego najlepszym przykładem. Jak długo kręciliście sceny w Mission City?MB: Jakieś trzy tygodnie. To naprawdę szybko. LB: Nikt nie potrafi kręcić aż tak szybko. Co możecie powiedzieć na temat wyglądu Transformerów?MB: Cóż, widzowie zobaczą sporo robotów. Niektórzy fani zarzucali nam, że odchodzimy od wizerunku z serialu animowanego. Jednak proste przeniesienie animowanych Transformerów na duży ekran jest po prostu niemożliwe. Nie wyglądałoby to prawdziwie. Dlatego też opracowaliśmy roboty od nowa, dodaliśmy też kilka nowych. Zachowaliśmy cechy charakterystyczne. Kiedy spojrzy się na Optimusa, wiadomo, że jest to Optimus Prime... tyle tylko, że wygląda trochę inaczej. Efekty specjalne naprawdę robią wrażenie. Jeszcze dwa lata temu wiele z tego, co zobaczymy na ekranie nie byłoby możliwe.MB: To prawda. Zawsze zależy mi na tym, by efekty specjalne były jak najbardziej realistyczne. Przede wszystkim jeśli chodzi o światło. To ono tak naprawdę decyduje o tym, czy efekty wyglądają prawdziwie czy sztucznie. W jednym z wcześniejszych wywiadów wspomniał pan, że zachowanie Transformerów wzorowane jest na wojownikach ninja i samurajach. Mógłby pan to rozwinąć?MB: Od początku było dla mnie jasne, że Transformery nie mogą poruszać się jak wielkie kłody drewna. Chciałem, żeby były bardzo zwinne i szybkie. Dlatego też obejrzeliśmy bardzo dużo filmów o ninja kung-fu i na ich podstawie wygenerowaliśmy ruchy robotów. Czy była to podobna technika, jakiej użył Ang Lee w filmie "Hulk"?MB: Nie do końca. My stworzyliśmy całą bibliotekę ruchów, które później przydzielaliśmy poszczególnym robotom. "Transformers" łatwo mógł się stać jednym wielkim efektem specjalnym o robotach bijących się między sobą. Jak udało wam się tego uniknąć?MB: Ten kto widział film wie, że tak naprawdę mamy w nim trzy różne historie, a wszystkie one obracają się wokół małej, niepozornej historyjki o chłopaku kupującym pierwszy samochód. Tak się jednak składa, że ten samochód to w rzeczywistości kosmiczny robot. Sądzę, że to właśnie ta historia stanowi serce całego filmu. W filmie dużą rolę odgrywają aktorzy. Co możecie powiedzieć na temat procesu kompletowania obsady?MB: Poszukiwania aktorów rozpoczęliśmy od postaci Sama Witwicky'ego. Do roli tej ostatecznie wybraliśmy Shię LaBeoufa, jednak odtwórcy szukaliśmy na całym świecie, od Australii przez Anglię po Stany Zjednoczone. Shia LaBeouf okazał się... cóż, on jest jak młody Tom Hanks. Ma talent, jest zabawny i inteligentny. Spodobała mi się jego umiejętność improwizowania na planie. Megan jest nowa. Dodaje... LB: Dodaje filmowi świeżości. Udało nam się idealnie zbalansować całość dzięki dobraniu aktorów już doświadczonych i stosunkowo nowych. Czy sądzicie, że wraz z postępem technologicznym, aktorzy i aktorki przestaną być potrzebni?MB: Nie. Wiem, że są reżyserzy, którzy o niczym innym nie myślą. Ja do nich nie należę. LB: Wydaje mi się, że w widowni zawsze pozostanie ta potrzeba oglądania prawdziwych ludzi. Dzięki temu mogą się z nimi utożsamiać, nawiązać emocjonalny kontakt z bohaterami. Film kończy się w sposób jednoznacznie sugerujący sequel. Czy zaczęliście już myśleć o kontynuacji?MB: Dopiero co udało mi się ukończyć ten film. LB: To bardzo miłe, kiedy ludzie już teraz dopytują się o ciąg dalszy. Na razie czekamy na otwarcie. Po 2 lipca zobaczymy, czy mamy o czym rozmawiać. Naszym zdaniem to będzie hit. Czy w takim przypadku Michael Bay wyreżyserowałby kontynuację?MB: Muszę trochę odpocząć. Prace nad "Transformers" skończyłem dopiero dwa tygodnie temu. LB:Michael zasłużył na urlop. Michael, spośród wszystkich swoich filmów, z której sekwencji akcji jesteś najbardziej dumny?MB: Tak naprawdę to z wielu. Wydaje mi się, że w tym filmie widz zobaczy wiele niezwykłych scen, który nie miał okazji widzieć wcześniej w kinie. W filmach akcji zawsze chodzi o pokazanie czegoś nowego, zaskakującego. Co powiedzielibyście mojej żonie, która zamiast na "Transformers" wolałaby pójść na komedię romantyczną?MB: To, co jest najbardziej zaskakujące w przypadku "Transformers" to fakt, że film podoba się kobietom. Mieliśmy pokaz we Włoszech i rozmawiałem z kilkoma kobietami, które przyznały się, że wcale nie chciały iść na projekcję... a teraz są wielkimi fankami filmu! To naprawdę niezwykłe. A takich głosów jest naprawdę sporo. Ile materiału musiało zostać wycięte z filmu, by "Transformers" osiągnęło akceptowaną przez studio długość? Jaki wpływ miały na to efekty specjalne?MB: Efekty specjalne są bardzo drogie. Musiałem się ograniczyć do jakichś 450 ujęć. Pierwsze wersje moich filmów są zazwyczaj bardzo długie. W przypadku tego obrazu było to jakieś 250 minut. Potem ucinam po pięć minut na tydzień... Tak więc możemy spodziewać się scen usuniętych na DVD?MB: Tak. Mamy kilka zabawnych ujęć. Jednak tak naprawdę nie usunęliśmy z filmu żadnej kluczowej sceny. Wszystko jest w wersji kinowej. Co sądzicie o Second Life? Jak podobają się wam wasze avatary?MB: Jeśli o mnie chodzi, to wydaje mi się to ciekawym pomysłem. Dzięki temu możemy mieć trochę zabawy.