miałem parcie na jakiś film z Mickey Rourke'm, a że miałem pod ręką Ćmę barową, nie zawahałem się ją obejrzeć. I co? I muszę stwierdzić, że jeżeli ktoś ma jakieś wątpliwości co do tego, czy Rourke świetnym aktorem jest, to powinien obejrzeć Ćmę. Może sama historia zbytnio porywająca nie jest i jest w środku jeden dłuższy, nudny fragment, który można było śmiało skrócić, to można pozachwycać się grą Rourke'a. Nie miałem pojęcia jaki z niego kameleon W jednym roku zagrał seksownego kochanka (9 i 1/2 tygodnia) oraz ostatniego obdartusa, chodzącego w jednych majtkach, który lubił posłuchać Mozarta między kolejnymi flaszkami piwa, whisky lub jakichkolwiek płynnych substancji. Chinaski w wykonaniu Rourke'a to niewątpliwie osobliwa postać. Już na pierwszy rzut oka wyróżnia się spośród tłumu swoim sposobem chodzenia, wyrazem twarzy i przede wszystkim zblazowanym głosem! Cholernie podobał mi się akcent i styl mówienia głównego bohatera i mimo tego, że był ochlapusem nie można powiedzieć, że to głupi człowiek, albowiem z ust tejże istoty pada parę naprawdę rewelacyjnych sentencji czy powiedzonek (jak np. to, że każdy jeden może nie pić, prawdziwym wyzwaniem jest picie na okrągło ). Może aktorstwo Rourke'a w paru momentach niektórych irytować i jestem w stanie to zrozumieć, ale według mnie to jedna z jego lepszych kreacji http://pl.youtube.com/watch?v=-vgTfABxyS0&feature=related w tej scenie chyba widać wszystkie wymienione przeze mnie cechy (spokojnie nie ma spoilerów ;) ) oprócz tego, że to był artysta (no chyba, że w sposobie mówienia) i tutaj trochę mi zabrakło rozwinięcia, kto odkrył geniusz Chinaskiego, niby ono się pojawia ale nie przekonało mnie. Oczywiście na plus trzeba zaliczyć Faye Dunaway. Do tej pory Dunaway kojarzyłem głównie jako elegancką panią z Chinatown, albo szaloną 50-tkę przeżywającą drugą młodość z Arizony Dream. Tutaj zagrała kogoś zupełnie innego, obszarpaną, zaniedbaną kobietę, w której można dojrzeć cień dawnego blasku. Muszę przyznać, że aktorów dobrano rewelacyjnie. Na uwagę zasługuje scenografia, na którą składają się przeważnie obszarpane bary z saksofonową muzyką. Sam fakt realizacji melodramatu z ludźmi ekhm upadłymi, chadzających w obskurne miejsca może się podobać. Większość melodramatów składa się z przynajmniej jednego ładnego bohatera, oczywiście do bólu nieszczęśliwego. A tutaj tym razem można powiedzieć, że zaserwowano nam antymelodramat, w którym ludzie nie robią nic by zmienić swoje położenie, ba! Są zasymilowani ze swoim otoczeniem, tworząc specyficzną kastę ludzi odrzuconych od społeczeństwa. Film fajny, nic wielkiego, w pewnym momencie ciut przynudzający, ale jako całość broni się skutecznie a do tego posiada wspaniałe aktorstwo i trudny do podrobienia klimat 7-/10