Ostatnie dni upadającego imperium... System i ideologia dehumanizujące społeczeństwo... Kompletna znieczulica - wszystkich bez wyjątku i na wszystko... Po prostu - koniec zbliża się szybkimi krokami. I wszyscy mają to w d...
Niestety ten film bardzo dokładnie przedstawia przedstawioną wyżej sytuację. Właśnie to mogę mu zarzucić... to świetne, ale brutalnie prawdziwe, wręcz naturalistyczne kino, w którym nie znajdziemy ani jednego pozytywnego aspektu, wszystkie postacie są złe albo doszczętnie złe. Zdaję sobie sprawę, że obraz oparty jest na faktach, więc niektórych rzeczy po prostu nie można było pominąć, niemniej jednak nie do końca rozumiem przesłanie. Bo jeśli chodziło o krytykę tego chorego systemu i pokazanie patologicznych sytuacji z niego wynikających, to chyba można to było zrobić w mniej szokujący i dobijający sposób.
Hmm, właśnie gdzieś doczytałem, że historia nie jest w 100% oparty na faktach. W takim razie tym bardziej nie rozumiem dlaczego zdecydowano się stworzyć obraz skrajnie pesymistyczny, wręcz dekadencki. Co nie zmienia mojej opinii - to ciągle bardzo dobry film.
A po cóż było tworzyć "Dom Zły"???? Jak napisał w wywiadzie reżyser - "Takie sytuacje się zdarzały". To po prostu historia, która mogłaby się zdarzyć w latach 80 w ZSRR. Ale dlaczego mogłaby się zdarzyć?? Moim zdaniem dlatego, że panujący system powodował kompletną znieczulicę i niechęć do wyciągania pomocnej ręki ku drugiemu człowiekowi, bo "władza może tą rękę odciąć". Kompletna bezkarność niektórych powodowała, że byli oni zdolni do najgorszych czynów, wiedząc, że nikt im "nie podskoczy" (bo w razie czego napisze się w raporcie, że "stawiał opór przy zatrzymaniu"). Itp. Ten film to przestroga, do czego może doprowadzić system. Może nieco przerysowana - ale jednak przestroga.
Zgadzam się, jeśli potraktować film jako przestrogę, to te mocne sceny są uzasadnione.
Tyle że każda rozumna istota zdaje sobie sprawę, że ten system wykształca u ludzi chore i okrutne instynkty, a nagradza za niegodne i podłe zachowania. Oczywiście znajdę się tacy, którzy potrafią dostrzec same zalety, ale ich światopoglądu nikt i nic już chyba nie zmieni.
No i zbliżamy się do sedna - jeśli potraktujemy "Ładunek 200" tylko jako przestrogę, dość jednoznaczne wskazanie, co jest złe, to ok. Tyle że to przecież film, który powinien posiadać jakąś wartość artystyczną.
Właśnie dlatego uważam, że to dzieło niekompletne, bo brakuje pewnego zbalansowania, mamy za to zło w najczystszej postaci. Dlatego też "tylko" 8/10.
Moim zdaniem reżyser dostosowuje się do klimatu filmu. Tak samo jak bohaterów filmu nie obchodzą losy ofiary - tak reżysera nie obchodzą dalsze losy bohaterów. Ucina film nie kończąc opowieści.
Nie samo zło jest w tym filmie - jest jeden aspekt pozytywny i mały znak jakiej szansy wyjścia z ogólnej degeneracji reżyser upatruje. To postać profesora ateizmu, który chce się nawrócić, widząc chyba, że to jedyna nadzieja na człowieczeństwo w zdehumanizowanej rzeczywistości.
A sam film trochę przypomina horrory typu Teksańska Masakra... tyle że trupów niby nie jest tu dużo, a raczej głównie żywe trupy pojące się spirytusem.
No tak, rzeczywiście chciał się ochrzcić. Tylko można zapytać, czy to świadczyło o nawróceniu, czy może o zwykłej bojaźni? Może stwierdził "nie wiem co mnie czeka po śmierci, wolę się zabezpieczyć"?
Profesor, chyba jako jedyna postać, dostrzegał, że dzieje się coś złego, ale pozytywnie bym go nie ocenił. W jednej scenie stara się w jakiś sposób rozwiązać sytuację z dziewczyną, ale tylko do czasu, gdy nie zagraża to jego pozycji na uczelni. Czyli namawia do czynienia dobra, ale sam g**** zrobi, hipokryta i tyle.
Ale przyznam - fragment z nawróceniem zastanawiający. No a Teksańska Masakra przy Ładunku 200 jest w miarę wesoła.