Długo przybierałem się do tego filmu, mając wrażenie, że wymaga on odpowiedniego nastroju i skupienia. Faktycznie - obraz przykuwa do fotela, krępuje swobodę ciała i myśli, pozostawiając po sobie wiele wątpliwości i niesmaku.
Film trudny i nie do końca zrobiony dobrze, jakby twórcy nie mieli czasu, aby zadbać o względy formalne, jakby groziła im eksterminacja za próbę ujawnienia prawdy. Odebrałem go jako dość chaotyczny, z perypetiami zaczynającymi się przypadkowo i nie kończącymi się jednoznacznie. Wiele rzeczy w tym filmie było rozpraszających, m. in. sceny początkowe, które przedstawiają nam pobieżnie bohaterów, a których jednak nie potrafię umiejscowić w całościowym obrazie. Te nieuporządkowane perypetie są wytłumaczalne o tyle, o ile przedstawiają niepojmowalne dla nas (ludzi zachodu) decyzje i wybory moralne bohaterów. Innymi słowy - jest to swoiste odwzorowanie chaosu, jaki pojawia się w wyniku ciężkich warunków bytowania, aksjologicznej dezorientacji, itp czynników. Ofiarami bezdusznego aparatu stają się niewinni ludzie (cnotliwa dziewczyna; niewinny, usłużny Wietnamczyk), i - podobnie, jak wojna - pochłania on swoich obywateli/uczestników z różnym skutkiem: albo uśmiercając ich, albo topiąc w alkoholu i odrętwieniu, albo wykrzywiając psychicznie, czego skutkiem jest "odczłowieczenie" (przejawiające się w zupełnym niezrozumieniu pojęć miłości, współczucia, przebaczenia).
Czy jest to film o totalitaryzmie? Nie bezpośrednio i nie w sensie politycznym. Raczej mamy możliwość obserwować błędy tego systemu, które odbiją się piętnem na i w poszczególnych osobach. Odbijają się one nawet w industrialnym krajobrazie, w formie stalowych konstrukcji, nieozdobionych i nieukończonych, spełniających li tylko rolę instrumentalną, bez dbałości o estetykę. W otoczeniu odnajdujemy alegorię systemu - zimnego, surowego szkieletu, który twórca przed nami odsłania, zdradzając po cichu jego prawdziwą naturę i zasady działania.
Nie ma tu ani krzty przestrzeni na sentymenty - jakieś pojedyncze ludzkie odruchy są jak niemiła konieczność, jak ogórkowy kwas, którym popija się palącą w przełyku, mętną rzeczywistość.
Czy jest jakaś ucieczka przed tą rzeczywistością? Czy chrzest pomoże profesorowi lepiej ustosunkować się do świata? Czy młodym kolegom powiodą się ich kombinacje? Czy można "odlecieć" stąd przy pomocy tańca w dyskotece lub wyjechać samochodem w rytmie odstręczającej i ogłupiającej pseudo-rozrywkowej muzyki (nie wiem, czy to zabieg mający na celu odtworzenie rzeczywistości tamtych lat, czy celowe ukazanie płytkiej, ale jedynej dostępnej rozrywki). Czy pomoże zabicie perwersyjnego, pozbawionego ludzkich reakcji milicjanta?
Miasto Słońca to utopia. Ze zgnilizny tego świata nie ma raczej żadnego wyjścia, a szarpanina powoduje - niczym w ruchomych piaskach - jeszcze szybsze zapadanie się. Tu każdy z bohaterów jest skazany, bez podawania przyczyny, bez prawa do adwokata i obrony. Być może nikt nie uratuje dziewczyny, zresztą i tak jest już za późno bowiem to, co przeżyła, naniosło brudny osad na całe jej przyszłe (jeśli takowe będzie) życie.
Film z całą pewnością można zaliczyć do gatunku kina moralnego niepokoju. Tak na prawdę preferuję bardziej "liniowe" historie, jak np. "Przesłuchanie". W "Ładunku..." rozprasza ten chaos, utrudnia percepcję i bardzo łatwo można się w tym filmie pogubić. Właściwie nie wiem, czy nie miało to miejsca w moim przypadku. Jednakże staram sobie to cały czas jakoś wytłumaczyć i poukładać w głowie. Film nie dla każdego, i nie dla każdej, wart obejrzenia, ale także dołujący, rozbijający jakiś wewnętrzny ład. Kto normalnie nie potrafi się szybko pozbierać, wykazać odrobiną znieczulicy i ignorancji, będzie nosił ten obraz w sobie, a to na pewno nie będzie przyjemne. Dlatego nie mogę polecić wszystkim.
To wszystko co napisałeś (z wyjątkiem ostatniego akapitu) uważam za duży plus filmu. Zmusza do refleksji, nie tylko treścią, ale ascetyczną pozbawioną fajerwerków zimną formą przekazu.
"Kto normalnie nie potrafi się szybko pozbierać, wykazać odrobiną znieczulicy i ignorancji, będzie nosił ten obraz w sobie, a to na pewno nie będzie przyjemne. Dlatego nie mogę polecić wszystkim."
Nie zgodzę się. Żeby w pełni docenić ten film trzeba mieć duże pokłady empatii i świadomości społecznej. Bo to właśnie poprzez drastyczny kontrast, obraz, oddziałuje na naszą psychikę zmuszając do zajęcia indywidualnego stanowiska względem, właśnie wymienionej przez Ciebie, znieczulicy i ignorancji. Jeśli "tak po prostu" zgadzamy się z podaną wersją rzeczywistości, stajemy się wygodnymi ignorantami. Masą która woli poprzez przymykanie powiek nie dostrzegać zła, w imię własnego dobrego samopoczucia. Bo czy film nie jest wciąż aktualny? Trzeci Świat, polityka neokolonialna itp. Ładunek 200 jest dla mnie czymś co określiłbym "psychologiczną antyutopią". Dla mnie osobiście film rewelacyjny 9/10
Zapomniałem dopisać. Bardzo cenie sobie Twoje komentarze. Są na wysokim poziomie i nie ograniczają się do nic nie znaczących "jednozdaniówek" zarówno w formie jak i treści. Pozdrawiam.
Hm, dzięki...
Wiesz, mi z tą szczyptą ignorancji chodziło raczej o to, że nie jest to obraz dla ludzi wrażliwych. Po prostu źle dobrałem słowo, bo w istocie nie chodziło mi o to, aby problem bagatelizować, ale o to, że forma i środki przekazu mogą niektóre wrażliwe osoby dosłownie zgwałcić, dlatego w pewnym sensie widz musi być "twardy" i posiadać umiejętność przekucia brutalnej rzeczywistości świata przedstawionego w pewne idee.
Także ignorancja, znieczulica, to faktycznie złe słowa.
Pozdrawiam
obejrzałam film dopiero wczoraj, przypadkiem, rok po ostatnim poście w tym wątku. Ale muszę dopisać tu swoje przemyślenie - faktycznie, ten film nie jest dla osób wrażliwych oraz posiadajacych rozwinietą empatię. Ja nie zaliczam sie do zbyt wrażliwych, ale pół nocy dziś, po obejrzeniu tego filmu, nie spałam, a jak udawało mi się zasnąć, to i tak śniła mi się Andżelika. Pierwszy raz coś takiego mnie spotkało. Najgorsze w tym filmie jest to, że nie daje on żadnych odpowiedzi, nie wspomnę o dalszym losie dziewczyny, ale chłopak z którym była, dlaczego uciekł i dlaczego milicja go nie znalazła, dlaczego po zabiciu Żurowa, jego zabójczyni nie uwolniła dziewczyny, dlaczego ta nie próbowała dostać się do okna i wołać o pomoc. Tyle pytań i żadnych odpowiedzi.
Co prawda po 'Gruz 200' spałem spokojnie
[też nie należę do osób wyjątkowo wrażliwych, oczywiście jeśli mówimy o bodźcach wzrokowo-intelektualnych, np. film]
ale 'Dom zły' był dla mnie prawdziwym utrapieniem moralnym, zarówno w dzień, jak i w nocy [kilka dni to trwało...]
Gówno prawda. Pomieszkaj w Rosji dziesięć lat i dowiesz się, że film traktuje o współczesności. Ich to dalej boli!
Przyznaję,dużo więcej się spodziewałem po tym filmie. Miał bardzo dobrą prasę podczas wyświetlania go w kinach.A wg. mnie to zaledwie film niezły,oglądałem go wyczekując jakiejś stylistycznej wolty lub zaskakującego zwrotu akcji...,nie chciałbym wykazywać się znieczulicą ani ignorancją(cytat od użytkownika:Parura)ale niczego takiego się nie doczekałem.Owa ,,aksjologiczna dezorientacja"(znów cytat wspomnianego użytkownika) jest dostępna w kinie dość powszechnie.Przykład z brzegu to ,obejrzany przeze mnie kilka dni później,film ,,11.14".Tutaj nawet ciekawsza bo wywodząca się z dostatku(semantyczne znaczenie słowa)a nie z niedoborów socjalizmu(nie kpię!).
W moim odczuciu takie klimaty znacznie ciekawiej pokazano w filmie ,,Mała Wiera".I to tyle.Dla mnie 6/10,choć mam respekt dla innych poglądów.
Ukłony,esforty