Istnieją sytuacje, kiedy zło w naszym życiu staje się tak demoniczne, że człowiek nie daje już rady go znosić – staje wówczas wobec radykalnej alternatywy: unicestwić siebie (przez samobójstwo lub bierne poddanie się machinie zagłady), albo też użyć siły niszczącej wobec „nosiciela” takiej formy zła. Dylemat ten mieli nasi ojcowie w czasie okupacji, a potem w obliczu wyniszczającej sowietyzacji Kraju. Film ukazuje to na przykłądzie nam o wiele bliższym…
„Ładunek 200” to waśnie obraz takiej demonicznej postaci zła, które zakradło się już do wszystkich zakamarków podupadającego imperium sowieckiego (choć film przedstawiał ponurą rzeczywistość z 1984 roku, myślę, że w wielu aspektach nadal jest politycznie aktualny). Autor ukazuje społeczeństwo złożone z psychopatów, aspołecznych funkcjonariuszy (działających jak upiorne zombi) i młodych nihilistów. Kto wie, może właśnie takie zło wymaga dziś działań radykalnych – w imię ocalenia człowieka?...
To oczywiście pytanie, które rodzi się w trakcie ogladania filmu w sposób zupełnie mimowolny. Ale po obejrzeniu filmu zaczęło mnie nurtowac jeszcze jedno pytanie - tym razem prowokujące do wyciągania wniosków z tego upiornego obrazu: czy obecna rzeczywistość, w której pod znakiem zapytania stawia się wszystkie, dotąd obiektywne wartości, a problem z przyznaniem się do swej wiary staje się w dzisiejszej Europie coraz częściej jakimś post-sowieckim deja-vu ...czy taki świat nie ciąży w kierunku wizji rodem z tego filmu?