Nadal dość schematyczne postaci, ale mimo wszystko odrobinkę bardziej pogłębione psychologicznie niż w głównej sadze. Mniej oczywistych czarno-białych klisz, choć fabuła i tu nie jest szczególnie złożona. Bez banalnego happy endu, za to ze zgrabnym nawiązaniem do części IV. Antagonista grany przez Mendelsohna nie jest już prostym szablonem wyciętym z komiksowego kartonu, ale też jeszcze nie jest postacią pełnokrwistą. Lekkie zatarcie granicy pomiędzy dobrem a złem dodało szczyptę wiarygodności i realizmu. Film, mimo, że przemierza utarte koleiny, udany. Już sama mniej cukierkowa forma stanowi jego atut. Myślę, że w tym kierunku można by iść, jeśli chodzi o uniwersum Gwiezdnych Wojen. To przecież nie zawsze muszą być filmy dla dzieci, prawda?