bohaterowie są nijacy, nawet jak giną to ich nie szkoda. Główna para czyli pani z dziwną twarzą i uciekinier z kosmicznego meksyku nie mają żadnej charyzmy. Myśłałem, że on będzie głównym złym na początku. Najlepiej wypada Donnie Yen. Gra rubasznie:) na luzie. Reszta ma kołki w d.... Cała historia jest fajna, oprócz wątku Maddsa. Skoro przesłał informacje za pomocą pilota mógł równie dobrze przesłać plany.... film trwałby 10 minut. Z drugiej zaś strony rozumiem, że może bał się śmierci i postanawia zbudować gwiazde śmierci chociaż nie chce, by potem pokrzyżować plany jej używania i zostawić furtke do jej zniszczenia. Takie masło maślane.
PS. Scena z Vaderem myślałem, że na prawdę będzie konkret i epicka, ale to co zobaczyłem to taki ochłap na odchodne dla głodnych fanów, bo im wystarczy cokolwiek ze star wars.
Jednym słowem zawód. Super, że było wreszcie poważnie i tak bardziej przytłaczająco, natomiast Gareth nie umie bawić się w filmy. Dokładnie te same błędy popełnił w Monsters, Godzilli i Rogue One. Brak ogarnięcia bohaterów, bo są nijacy i tylko się szwendają i bezpłciowość oraz brak adrenaliny. Za dużo wzniosłych słów i patosu od każej postaci, a za mało człowieczeństwa. Te strzelaniny w pewnym momencie męczą w ogóle. Troche jak David Yates z Potterami wyszło. Nie jest źle. Jest inaczej niż rok temu, bo film ma zupełnie inny ton. Niby mi się podobało, a niby nie, bo brakowało czegoś. Może tylko ja mam takie odczucia.