racja, film mi się podobał, naprawdę 8/10, ale... 3 godziny to naprawdę przesada, dupa boli, zwłaszcza gdy spokojnie można byłoby okroić o 1/4 filmu, nie tracąc przy tym.
Dokładnie, film jest bardzo dobry ale to wesele, na początku byłem zniechęcony jednak warto było poczekać
Wesele przybliża widzowi postacie - po to, by podkreslic zmiane, jaka zaszła w bohaterach podczas wojny. Może zdawac się długie, lecz, gdy obejrzy się ten film pare razy dostrzega się, że te sceny są po prostu niezbędne.
Być może masz rację, ale jest wiele scen weselnych, w których główni bohaterowie jednak udziału nie biorą.
p.s. wielki szacun, że chciało Ci się oglądać to drugi raz:) pozdrawiam:P
Bezpośrednio być może nie, ale te sceny także przedstawiają ich środowisko i przedwojenne realia - Zmiana bohaterów wpłynęła w końcu także na ich otoczenie. A film oglądałam już z 5 razy i za każdym podoba mi się tak samo, a być może nawet bardziej. ;)
nie polecałam tego
ale widzę, że czujesz się urażona. miałam jedynie na myśli, że kino skrywa krocie wielkich, czasem niedocenionych dzieł. to wszystko.
dzięki za fatygę, i zapoznanie się z moim profilem. osobiście kino traktuję jako rozrywkę, jak dobrą książkę, która niekoniecznie musi bufać intelektualnymi, rozegzaltowanymi filozofo-głębokimi treściami, a może po prostu czasami uprzyjemniać życie.
to ja proszę o udany weekend filmowy dla nas. i już nie kontynuujemy tych dziwnych rozmów.
Z tego co pamiętam scena weselna trwa jakieś 40 minut.
I nigdy mnie nie znudziła ; )
No pewnie, że kaszani głupoty, scena z weselem jest lepsza aniżeli sam film pt. "Wesele". (-_-)
Nie mogę się zgodzić. To nie jest film o Wietnamie, tylko o tym, co Wietnam zrobił z ludźmi, więc ukazanie ich życia przedwojennego jest ważne. A scen wojennych może i mało, ale za to konkretne.
Uważam, że dla osób które traktują ten film jako wojenny, nigdy nie będzie arcydziełem. Natomiast dla osób które postrzegają go inaczej, może się stać. Dla mnie jest. To jeden z najlepszych filmów jakie w życiu widziałem, a najlepsza scena (według mnie), jest zanim wyjechali do Wietnamu.
Jeśli myślisz, że uda Ci się mnie sprowokować do spłycenia Łowcy i skonkretyzowania jego "istoty" to się mylisz. Nie mniej mogę się postarać ująć rzecz tak: film o ludziach, o wyjątkowo brutalnej wojnie, o jej destrukcyjnym wpływie na jednostkę, główni bohaterowie symbolizują sporą część amer. społeczeństwa, które musiało się odnaleźć w rzeczywistości powojennej (problemy psychiczne, narkomania itd.), ale także film o relacjach międzyludzkich, lojalności, pragnieniu wolności, miłości do życia.... mogłabym miesiąc pisać ten wywód. Ale zmierzam do tego, że ewidentnie wesele (nie ślub), jako rytuał czy zabawa nie jest istotą filmu. Na pewno ma wpływ na zobrazowanie bohaterów, czasów, obrzędów, nie mniej jednak, nie zaprzeczysz chyba, że nie jest najważniejszym wątkiem tegoż filmu. Nie na tyle, aby porównywać do filmu "Wesele", i aby nie zauważyć, że scena weselna dłuży się jak flaki z olejem. Ludzie trochę otwartego krytycyzmu. Film jest bardzo dobry, ale nie doskonały!
Witaj.
Dla ciebie jest tylko bardzo dobry, bo ma przedłużającą się scenę wesela. Dla kogoś jest doskonały, bo zawiera m.in. tę scenę.
Każdy ma inne zdanie : )
Czy pisząc "dla kogoś" masz na myśli siebie? Jeśli tak, to chętnie poznam szczegóły:) Bo wiesz, jeśli Twoim zdaniem właśnie ta scena jest dopełnieniem, brylantem, który czyni z Łowcy film "doskonały", to proszę napisz dlaczego. Może mnie oświecisz.
p.s. Moja ocena tego filmu jest niezależna od sceny wesela. Z nią, czy bez niej, mocne 8/10.
Uważam, że nie można rozpatrywać tutaj żadnej ze scen jako mniej lub bardziej kluczowej. Ja przynajmniej tego nie robię i traktuję "Łowcę jeleni" jako całość. Zresztą takie podejście mam do każdego filmu, dopóki okaże się, że reżyser zrobił film "nierówny". Bo przecież zdarza się, że reżyserzy skupiają zbytnią uwagę na którymś z wątków i w efekcie końcowym "kładą" nieco film. Ten nie ma dla mnie jednak słabych i za długich scen. Jest prosty i nieprzegadany. Wszystko jest w innym istotne z osobna i składa się w jedną całość. Nawet takie sceny jak uciekanie samochodem od jednego z koleżków (zapomniałem jego imię), po oddaniu moczu w lesie, czy bieganie nago po mieście. To są te smaczki, które lubię, bo czynią film realnym. A nie tak jak często się to zdarza w kasowych filmach (jest w zasadzie standardem), że ludzkie zachowania są spłycone do sztampowych dialogów i gestów. Znamy je chyba na pamięć. Gdyby reżyser miał podchodzić do filmu aż tak selektywnie to kręciłby teledyski : ) Wesele było istotne nie tylko po to, by wprowadzić nas w klimat, pozwolić się delektować (co poniektórzy : ) prostotą kina. Było wg mnie wprowadzeniem w rożne wątki całej fabuły. Na pewno pokazało relację między ferajną, charaktery facetów. Został też pokazany kluczowy dla treści trójkąt kobiety i dwóch mężczyzn. Tyle.
Trochę sam sobie zaprzeczasz. Bo z jednej strony piszesz, że traktujesz film jako całość, a później piszesz o "smaczkach", które lubisz. Nie wyczytałam z twojego postu nic, czego nie wiedziałam wcześniej "[...] Było wg mnie wprowadzeniem w rożne wątki całej fabuły. Na pewno pokazało relację między ferajną, charaktery facetów. Został też pokazany kluczowy dla treści trójkąt kobiety i dwóch mężczyzn. Tyle." Później trochę odbiegając od tematu przywołujesz kasowe filmy, a krótsze przedstawienie sceny sprowadzasz do skrajności, chcąc uratować swoją wypowiedź. Może nie jesteś świadomy, że naprawdę rzadko się zdarza, że wszystkie sceny przewidziane w scenariuszu znajdują się w końcowej formie filmu. Nie jest niczym nie-artystycznym, masowym, czy "spłyconym" eliminacja niektórych scen. I TU ZAZNACZAM, że nie uważam, że należało wyciąć scenę weselną z Łowcy, lecz nieco skrócić, wyrzucając mniej znaczące motywy, bez których odbiór i interpretacja filmu na niczym by nie ucierpiała. Przeciętny film (kultury zachodniej) trwa ok.2h. Łowca 3h, i naturalną rzeczą jest to, że dla odbiorcy może wydawać się przydługi. Nie jest to regułą, bo wiele trzygodzinnych filmów (a nawet cztero - klaopatra) wcale się nie dłuży. Jest to subiektywne wrażenie uzależnione od percepcji, pory oglądania i wielu innych czynników. I mnie osobiście (i wiem, że nie jestem w tym odosobniona) film wydał się przydługi, głównie ze względu na scenę wesela właśnie.
Mam wrażenie, że idziesz ślepo w zaparte, bo z czystej przekory zadałeś zaczepkowe pytanie: "A co jest istotą filmu?", może nie do końca przeczytawszy wszystkie wpisy w tym temacie. A może wydaję się, że bezkrytycznie broniąc wielkiego kinowego dzieła jesteś wytrawnym koneserem, znawcą kinematografii:)
dwa pytania, odpowiedz krótko, nie mydląc oczu: O czym w największym stopniu jest Łowca jeleni? 2. Czy wesele w tymże filmie jest jego istotą?
pozdrawiam serdecznie :P
Wybacz., nie wiem co wyczytałaś wcześniej.
Ja nie użyłem póki co słów "dopełnienie", "brylant" w stosunku do sceny wesela czy "doskonały" w stosunku do filmu. Nie mówię też gdzie kto ma szukać arcydzieł. Problemów narkomani też w tym filmie nie widziałem, to twoje pozafilmowe uzupełnienie fabuły. Nie mylące ale pozafilmowe jeśli mam odpowiadać za nieuważne czytanie postów. Nie mnie również osądzać, co jest naturalnie "przydługie" dla odbiorcy. Każdy jest inny. Nie jest również istotny czas trwania filmu. Choć 4h jeszcze w swoim życiu nie oglądałem. Przyznam, że niewiele wiem.
Smakować można się zawsze jedyną dobrą sceną w filmie uważając jednocześnie całość czy to za mocną (dobrą) czy to za słabą. Ten film nie ma wg mnie słabych scen, każdą można oglądać z zainteresowaniem a przez to jest bardzo dobry jako całość. Mam tu na myśli obsadę, scenariusz, zdjęcia i muzykę oraz uniwersalny przekaz. Niektórzy używają na to określenia - arcydzieło. Wzmianka o niektórych kasowych filmach (kasowość nie wyklucza jakości) jest odniesieniem się do umiejętności stworzenia filmu kompletnego, w którym gra wszystko z czego składa się film. Niektórzy to potrafią, inni nie. I dlatego może powinni najpierw kręcić teledyski. Jest dużo filmów robionych dla zysku i rozrywki, od których sztampą bije już podczas oglądania plakatu. To był taki żart.
Uważam, że wszystkie epizody i pomniejsze sceny są tu istotne. Wszystkie tworzą spójną całość, dla mnie jest to dobre zamierzenie i trzeba być cholernie dobrym reżyserem i mieć intuicję, by potrafić to ogarnąć. Taki był pomysł twórców i wg mnie udało im się to bardzo dobrze. To że pewne momenty są mocniejsze, nie oznacza, że pozostałe należy wyeliminować czy uważać za mniej obrazowe, emocjonalne. Scena z rosyjską ruletką gra na emocjach ale robi to również scena weselna. To że są to odmienne stany ludzkich emocji, odmienne stany świadomości nie wyklucza ich wzajemnie w filmie a wręcz pozwala uzmysłowić widzowi jak dramatyczne było przejście z małomiasteczkowej normalności do wojennego absurdu. W tym sensie ukazanie wesela było ważne - tańce, spontaniczność, pijaństwo, różnorodność, wzajemne relacje. Do tego nieświadomość ludzi. I to pierwsze dotknięcie piekła jeszcze naiwne, bezmyślne, kiedy Michael i pozostali zagadują siedzącego przy barze żołnierza. Do jego reakcji na wojnę " fuck it" nie potrafią się wciąż realnie odnieść. To co następuje później przeraża nie tylko ich (fikcyjne postacie) ale przede wszystkim mnie widza. Bez pierwszego epizodu takiego efektu nie byłoby. I o tyle właśnie wesele jest istotą filmu. Do tego mam tu wspomniany trójkąt kobiety i dwóch przyjaciół pokazany akurat na weselu. Jest to wstęp do ukazania nam relacji pomiędzy nimi, rozwijającej się w dalszej części filmu. I znowu, mamy ukazany stan świadomości przed wojną, by mocniej skontrastować to z tym co nastąpi później. Podczas wesela bardzo dobrze widać co czuje każda z postaci, ale dopiero później widać prawdziwe oblicze tych ludzi. Nie będę rozpisywał się o wszystkich momentach z wesela ale jest ich więcej. Takich kluczowych dla całej fabuły, dla tego, co dzieje się później. To samo dotyczy polowania i tego co dzieje się po drodze. Każdej sceny w filmie.
Słuchaj, to co piszesz to zbieranina wcześniejszych wypowiedzi (Twoich i innych). Z niektórymi stwierdzeniami oczywiście się zgadzam, bo są po prostu oczywiste.
w ramach przypomnienia :"Dla kogoś jest doskonały, bo zawiera m.in. tę scenę." brylantem czy dopełnieniem nazwałam, nawiązując do Twojego stwierdzenia, "istotę" filmu. Najważniejszy element fabuły. Nie miałam na myśli najcudowniejszej z wszystkich cudownych scen na świecie:) Co do narkomani w filmie, to z tego co pamiętam, to nick miał coś wspólnego:)
Wiesz, trochę dziwnie się z Tobą dyskutuje, bo mam wrażenie, że nie do końca rozumiesz moje posty. Ty piszesz swoje, a ja muszę tłumaczyć, co miałam na myśli. Nie mówimy,o tym, jaki wpływ ma wesele na odbiór całego filmu, lecz o tym, że może ta scena jest przydługa (dla niektórych oczywiście). Ja naprawdę zdaję sobie sprawę z tego co nakreśla dla póżniejszej fabuły to nasze nieszęsne wesele, nie musisz mi tłumaczyć, nie mam 12 lat. Po prostu uważam, że jest za długa, w wielu weselnych motywach nawet główni bohaterowie się nie pojawiają, i można by ją trochę okroić (ach, powtarzam się).
Powiem Ci szczerze, że wolę rozmawiać o technicznych aspektach i interpretacjach filmu, a nie o subiektywnych wrażeniach, dlatego też mój pierwszy post w tym temacie był dość zwięzły. Nieco rozzłościła mnie Twoja zaczepka a propos istoty filmu. I po raz kolejny proszę o dwie zwięzłe odpowiedzi, aby już zakończyć tę rozmowę.
1. Czy film Łowca jeleni jest tylko i wyłącznie o weselu? (tylko błagam nie tłumacz mi znowu, że wszystkie sceny są ważne i składają się na całość- bo to żadne odkrycie) 2. Czy zatem jest ono jego istotą?
Jeśli wreszcie przyznasz, że pomimo ważnej "funkcji" tejże sceny, film opowiada także o innych aspektach, to wspólnie dojdziemy do zgrabnej puenty.
Nick był szprycowany i nie miało to nic wspólnego z problemem narkomani Amerykanów wracających po wojnie do ojczyzny i "leczących" traumę. Jednosekundowy fragment, w którym Michael widzi rękę przyjaciela i orientuje się dokąd zabrnął.
Nie uważam, że masz 12 lat. Ale wierzgasz jak dziecko. A ja zadałem tylko pytanie o istotę. Potem pojawił się post "Czy pisząc "dla kogoś" masz na myśli siebie? Jeśli tak, to chętnie poznam szczegóły:) Bo wiesz, jeśli Twoim zdaniem właśnie ta scena jest dopełnieniem, brylantem, który czyni z Łowcy film "doskonały", to proszę napisz dlaczego. Może mnie oświecisz.". Więc wyraziłem swoje zdanie, myląc istotę filmu z istotnymi elementami filmu. Moja wina.
W wielu weselnych motywach nawet główni bohaterowie się nie pojawiają - I dobrze, że jest pozostawiona jakaś przestrzeń dla szerszych kadrów i całokształtu. Taka forma.
O technicznych aspektach - trzeba było tak od razu. Ja nie po to oglądam filmy.
Istotą filmu jest m.in. człowiek w konfrontacji z wojną, bardzo upraszczając. Wszystkie epizody są kluczowe do zrozumienia tej lub tych istot.
Nie uważam siebie za konesera kina, za znawcę. Ale czytając posty kogoś kto narzuca innym swoje zdanie i pyskuje zaczynam polemizować. Ja nie wchodzę w ocenianie innych i sugerowanie im co jest dobre. Radź sobie sama, bo widzę, że cie to pociąga.
Przypomniała mi się mama, która nie posiadając już argumentów podczas dyskusji mówiła "nie pyskuj!" Nie wiem, na podstawie której z moich wypowiedzi sądzisz, że narzucam swoje zdanie innym. Niejednokrotnie zaznaczałam, że jest to moja osobista opinia, wywołana subiektywnymi wrażeniami. Nikogo nie opluwam tylko dlatego, że podobało mu się coś, co mnie akurat nie ujęło. Pytanie o istotę zadałeś z czystej przekory, aby unaocznić światu moją płytkość i ignorancję. Porównanie mnie do wierzgającego dziecka jest dotkliwe, nie jestem bowiem rozkapryszoną małolatą, która nie rozumie, że ktoś odmówił jej racji. Czy dla Ciebie polemika to tylko osąd?
Na szczęście doszliśmy do punktu, w którym sam sobie odpowiedziałeś na punkt sporny - "Istotą filmu jest m.in. człowiek w konfrontacji z wojną, bardzo upraszczając. Wszystkie epizody są kluczowe do zrozumienia tej lub tych istot." - i to jest to, w czym oboje jesteśmy zgodni. (po za czasowym trwaniem niektórych z tych epizodów - ale nie zaczynajmy od nowa).
Nie jesteś rozkapryszoną małolatą tylko wrażliwą osobą. Bywam arogancki. Nie chciałem uzmysłowić światu Twojej płytkości i ignorancji. Zadałem pytanie, które nie miało niczego udowadniać. A proste na tyle, by móc dedukować w różne strony.
Można się od ciebie uczyć intuicji. Pięknie. Ale trzeba też bardzo uważać, żeby nie napisać za dużo. Ja widocznie tego nie umiem. Choć trudno się nie zgubić przy tym tempie myśli jakie przelewasz na tekst.
Przepraszam Cię.
i jeszcze jedno, całkiem z innej beczki, i czysto z ciekawości, dlaczego oceniłeś Forrest Gump na 4? Co Tobą kierowało, czym się sugerowałeś, jakaś trauma?
to tu to tam
arcydzieł jest mnóstwo, trzeba wiedzieć gdzie szukać – ci, co nie wiedzą na pewno przepraszają.
tyle, że wesele w Łowcy... nie jest istotą filmu – byłem ciekaw tylko, co jest istotą. czy to musi od razu obrażać?
nie na tyle, aby porównywać do filmu "Wesele", i aby nie zauważyć, że scena weselna dłuży się jak flaki z olejem – albo jest ucztą dla niektórych, odmiennych zmysłów.
ludzie trochę otwartego krytycyzmu – otwartego czy jednomyślnego?
czy pisząc "dla kogoś" masz na myśli siebie – pozwolisz, że tak i pozwól też innym.
nie wyczytałam z twojego postu nic, czego nie wiedziałam wcześnie – to już raz skomentowałem : )
i naturalną rzeczą jest to, że dla odbiorcy może wydawać się przydługi – tak, wyuczono mnie, co jest naturalną rzeczą dla odbiorcy. ale ja na własny rachunek nauczyłem się, że każdy odbiorca jest inny.
a może wydaję się, że bezkrytycznie broniąc wielkiego kinowego dzieła jesteś wytrawnym koneserem, znawcą kinematografii – to nie było dotkliwe, bo nie jestem.
słuchaj, to co piszesz to zbieranina wcześniejszych wypowiedzi (Twoich i innych) – słucham na baczność. już nie będę.
nie mówimy, o tym, jaki wpływ ma wesele ma odbiór całego filmu, lecz o tym, że może ta scena jest przydługa (dla niektórych oczywiście) – jak myślisz co powiem?
może mnie oświecisz – kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem.
jest to subiektywne wrażenie uzależnione od percepcji, pory oglądania i wielu innych czynników – bardzo lubię to zdanie, jest wreszcie takie ludzkie : )
p.s. ja też mam słabe dni, Johny?
Jest listopadowa niedziela. Wiadomo, pada, wieje wiatr. No kurde nie jest nadzwyczaj wesoło. Ale właśnie wprowadziłeś do mojego pokoju sporo radości tym postem :))))) Ubawiłem się. Kocham to.
A propos, najnowsza część gry Medal of Honor też ma w sobie mało z Łowcy Jeleni a nie sprzedaje się najlepiej.