Horror, który z założenia miał być przewidywalny. W ten gatunek filmowy zwątpiłem już jakiś czas temu. Co to do "Cabin Fever", po pierwsze nakręcił go koleś od "Hosteli" i tanich filmów typu "gore". Po drugie film miał niski budżet i scenariusz zbytnio zbliżył się do "Piątku Trzynastego" oraz tysięcy temu podobnych rzeczy. Oto kilkoro małolatów wyrusza na zadupie spędzić razem wakacje. Nie może zabraknąć piwa, seksu, lekkomyślności, niemożliwości skorzystania z telefonu i pomocy, okolicznych dziwaków, kłótni, wyalienowanych tubylców i oczywiście podmiotu uśmiercającego kolejne postacie w filmie. Za ten podmiot ma robić najtańsza w historii kreacja czarnego charakteru - epidemia. Tej w końcu nie widać gołym okiem, tak więc nie trzeba nikogo zatrudniać. Trzeba natomiast dobrze się postarać, aby widzowie w nią uwierzyli i bali się. No cóż. Nie tylko bałem się, ale także czułem niekończące się obrzydzenie, niepokój i nerwy.
Nawet w momentach, kiedy fabuła nie zdołała mnie zaskoczyć i tak czułem ogromny szacunek do reżysera i scenarzysty (Eli Roth). Wiadomo, że człowiek ten ma poparcie u samego Tarantino, co może tylko zaszkodzić jego obiecującej karierze. Nie mniej jednak tego, czego dokonał on w tym filmie nie zapomnę. Film jest naprawdę obrzydliwy, obrzydliwie prawdziwy, przerażająco ludzki, nieludzko przerażający. To jedna z tych rzeczy, które pozwalają mi wierzyć, że aby nakręcić wspaniały horror, nie potrzeba dużego budżetu i pomysłu na potwory i zabójców. Bo tak naprawdę to sam nie wiem, czy bardziej obrzydzał mnie widok realistycznie odchodzącej od ciała ludzkiego skóry, czy nieludzkość niegodna nawet najgorszego zwierzęcia, która objawia się w tchórzostwie, zakłamaniu i samolubności głównych bohaterów. Czyli człowiek w chwilach strachu, myślący wyłącznie o sobie. Zupełnie tak, jak te dzieciaki, śmiertelnie obawiające się zakażenia, nagle zapominające o niby przyjaźni i niby miłości, która dotychczas ich łączyła, potrafiące celowo, już kiedy choroba dotyka ich samych, podzielić się nią ze światem. Obok "28 Dni Później" i "Zejścia" najlepszy horror ostatnich kilku lat. Wstrząsający to mało powiedziane.