Film bazuje od początku do końca na baśni o Kopciuszku. Tyle że w infantylny i perfidnie prosty sposób...
Angie (wychowywał ja po śmierci jej rodziców, wuj) wraz z kuzynka zajmują się organizowaniem imprez - od a do z...
Prowadzą rodzinną firmę. Tuż przed świętami wuj decyduje się przejść na emeryturę i oddać tę (i trzy inne) firmę pod władanie córce i Angie. Tyle że od początku,to Angie robiła wszystko w tej firmie,a jej kuzynka zbierała laury. By nie wuj nie poznał prawdy i nie czuł się zraniony,godzi się z losem.
Kuzynka obiecuje jej odsprzedac swoją część firmy,pod warunkiem,że dobrze (bogato) wyjdzie za mąż. Okazja szybko się nadadza,bo kolejnym klientem jej bardzo bogaty młody kawaler - milioner.
Organizując bal maskowy (bo takiego sobie zażyczył),facet zaprasza na bal kuzynkę Angie.
Los jednak chce ze tamta tuż przed balem ma 'wypadek' u kosmetyczki i na bal idzie Angie. Ubrana w maskę,dobrze się bawi z milionerem...
Jednak im bliżej końca przyjęcia,tym bardziej wzywają ja obowiązki,tj.sprzatanie po balu,więc przed północą (i zdjęciem masek) Angie ucieka do kuchni, gdzie przebiera SW fartuch...
A milionerowi pozostaje jedynie świąteczna skarpeta pasująca do sukni,'kopciuszka'... Zakochany , postanawia ją odszukać....
Jak dla mnie to przesłodzony gniot,że świętami w tle....