Ludzie Lonnegana ciągle mieli na muszce Hookera, a do samego L nie doszło, że kanciarz, który skroił mu 11tys. i blondyn kuszący go rozwaleniem Shawa, to ta sama osoba? Naiwne to, szczególnie akcja, gdy L odwozi H, a tam czekają zbiry, potem jeszcze to tłumaczenie się zbira, a i tak nie wpadli na wyjaśnienie (czyli nawet nie poruszyli sprawy adresu). Czyżby działała zasada typu "szef nie chce znać szczegółów brudnej roboty" i to zgubiło pana z Nowego Jorku?