Czekałem na ten film i się doczekałem .... bardzo dużego zawodu. Ani to film biograficzny, ani historyczny. Większość czasu możemy pooglądać Meryl Streep nieudolnie udającą nieudolną staruszkę. Liczyłem na więcej historii i polityki... nie było :/
słowem NUUUUUDA i za co ten oscar? Nie mam pojęcia.
Mogę śmiało, z czystym sumieniem podpisać się pod tym obiema rączkami :) Duże zaskoczenie, że taki... nużący, na tyle iż przysnęłam w kinie. Historia naprawdę miała potencjał, ale została kiepsko opowiedziana.
Meryl zagrała świetnie, o ile ma tendencje do mało wartościowych ról, w tej naprawdę pokazała klasę. Charakteryzacja świetnie dopasowana, emocje ukazane idealnie. Film nie jest polityczny i nie miał taki być. A jeżeli kogoś nudzi to proponuję się zabrać za badziewie typu American Pie może zainteresuje...
Dla mnie Iron Lady zasługuje na oscara, poza Albert Nobbs którego jeszcze nie zdążyłam obejrzeć nie widzę konkurencji w tegorocznych nominacjach.
film zdecydowanie dla ludzi lubiących myśleć (spieszę wyjaśniać: nie uważam, że ktoś kto go nie polubił ma problemy z percepcją czy coś)
:/ Co do gry Meryl, śmiem się nie zgodzić. Duuużo lepiej zagrała w "Doubt", "Wild river", "Hours". Za te role niestety jej nie doceniono, a szkoda. Do filmów też ma mieszane szczęście, bo naprawdę dobre produkcje notorycznie przeplata ckliwie zakalcowatymi filmikami.
Charakteryzacja.. ok, ale ta maniera z jaką grała starszą Panią... fuj. Po 10 min robiło mi się mdło. Cały film zagrała jedną miną, zupełnie w stylu Nicolasa Cage'a.
American Pie??? co to ma do rzeczy. Ja nie oczekiwałem taniej rozrywki, ale głębokiego filmu, zmuszającego do myślenia, zachęcającego do zapoznania się z historią, a otrzymałem coś właśnie w stylu "Julie & Julia". Do "Devil wears Prada" też niewiele zabrakło.
Jeśli ktoś lubi ckliwe historie, o których można zapomnieć na drugi dzień, to polecam ten film. Jest o życiu i uczuciach.
Jeśli zaś spodziewacie się filmu o Lady Margarett Tatcher... dajcie sobie spokój.
Po pierwsze przed seansem trzeba było poczytać czego dokładnie ma dotyczyć film. Jest to DRAMAT z naciskiem na DRAMAT który przeplata w sobie elementy biograficzne z politycznymi. W tym przypadku mamy przedstawione w jaki sposób cała kariera polityczna, działania tytułowej postaci oraz podjęte decyzje wpłynęły na okres jej starości. Z jakimi boryka się problemami. W filmie widać wiele symbolicznych scen między innymi na koniec kiedy widzimy mycie na starość filiżanki, a jak wiadomo z początku seansu Żelazna Dama nie chciała tak skończyć. To ją strasznie boli a na dodatek nie może się pogodzić z faktem, że społeczeństwo o niej zapomniało (patrz scena przy kupnie mleka). Film sam w sobie głupi nie jest ale trzeba naprawdę się skupić by wyłapać o co chodzi. Ta starość właśnie pokazuje jej wielkość. Dla mnie fenomenalny pod każdym względem. Szczerze byłem zaskoczony całą konwencją filmu gdyż nie spodziewałem że w taki sposób przedstawią Panią Thatcher. Kreacje Meryl Streep też rewelacyjna. Mówisz, że cały czas grała jedną miną. Niestety ale Żelazna Dama nie była aktorką a politykiem a jak wiadomo jej zadaniem było zachowywanie powagi oraz trzymanie wszystkiego twardą ręką. Uważam, że Meryl poradziła sobie śpiewająco. Mimika, gesty, ruchy, nawet akcent i sposób mówienia prawie identyczny.
Drogi Kamilu...
1. zdaje mi się, że kilkukrotne wykrzykiwanie słowa dramat nie zmieni jakości filmu, o którym dyskutujemy. Większość z nas też raczej wie, czym charakteryzuje się ten gatunek filmowy.
2. Wątek "polityczny" i "starczy" zdają się nie mieć ze sobą żadnego związku. Oczywiście można doszukiwać się jakichś powiązań, ale obawiam się, że mogłaby to być lekka nadirterpretacja. Ten film raczej opowiada o czymś innym.
3. Nie trzeba być ponadprzeciętnie bystrym, żeby wyłapać tych kilka faktycznie dobrych scen w filmie. Pytanie tylko, co jest między tymi scenami?? Jak dla mnie coś miałkiego, takie wypełniacz, dzięki któremu nie mamy do czynienia z filmem krótkometrażowym.
4. Starość?? wielkość?? kolejna nadirterpretacja. Przecież ona się poddaje, cały film jest o jej wielkich marzeniach i tym, jak z nimi ostatecznie przegrywa.
5. Konwencja filmu... jaka. Jest to moje mocno osobiste twierdzenia, ale ten film stoi okrakiem między konwencjami. Osoby zań odpowiedzialne nie potrafiły się zdecydować o czym opowiedzieć i opowiedziały o wszystkim, a tym samym o niczym. Brak zdecydowania jest największą wadą tej produkcji.
Nie chcę nikogo obrażać, bo każdy oczekuje czegoś innego od kinematografii.
Zdecydowanie się zgadzam, że film był stanowczo zbyt ckliwy. Baronessa Thatcher z pewnością by takiego filmu nie chciała obejrzeć.
Przekonywanie, że ten film był złożony, trudny i dojrzały zakrawa o śmieszność. Jest mniej więcej tak trudny, by przeciętny zjadacz popcornu się nie zgubił, tak dojrzały by dotarł do czternastolatka, który weźmie nań wyemancypowane dziewczę na randkę, tak złożony, że aż każde jego "dodatkowe dno" zostało podkreślone, ukursywione i wyboldowane, żeby nikomu czasem nie umknęło. Typowy Hollywoodzki (pod względem estetyki, bo nie wiem nawet jakiej film jest produkcji) dramat.
Za co Oscar? Zauważyłem, że teraz jest taka tendencja, że amerykanie liżą ... angolom. Tak samo nie rozumiem za co oscar dla "jak zostać królem" film równie nudny i żenujący. Nie wypada poprostu nie dać oscara za film traktujący o brytyjskiej monarchii bądź politykach. Podejrzewam, że jakby ktoś nakręcił film o Obamie to zgarnąłby z miejsca 5 BAFTA.
-.- nie wiem jak rozumieć wasze przytyki do tych filmów. jak krew się nie leje, pół tuzina osób nie umiera albo główny bohater nie zabija się w słusznej sprawie to nie ma filmu?
Zarówno Iron Lady jak i przywołany King's speech są ŚWIETNE. I tak jak kamil10025 zaznaczył nie są proste.
Tak tak film jest do dupy bo babcia powłóczyła nogami. Zapomniałam że wszystkie 80 latki są rześkie i figlarne. No i przecież Marg była osobą pełną serdeczności, radości i ekspresyjności. Emocje wylewały się jej na twarz tonami...
Jeżeli ktoś krytykuje film za jego właściwą tonację, wydźwięk, to ja doprawdy nie wiem czego oczekuje. nie można wielbłąda winić że garbaty -.-
Ja uważam że do pewnych filmów trzeba dorosnąć albo ewentualnie poważnie się przed seansem zastanowić ponieważ jeżeli ktoś ogląda tylko w celu jak ja to mówię "hiihihaha" to lepiej niech sobie odpuści i później nie marudzi. Tok myślenia większości : "o tutaj gra Meryl to nie może być złe, nie ważne że nie wiem dokładnie o czym film"
Iron Lady i King's Speech, to zupełnie dwie różne bajki i porównywanie ich nie ma sensu. O ile Colin Firth w pełni zasłużył na statuetkę o tyle Meryl Streep nie tylko nie uratowała filmu, ale go wręcz pogrążyła. [ Scena, w której ruga swojego ministra za plan zebrania.... robi to jak dobroduszna mamuśka, która sprawdza pracę domową synka-czyt. niczym nie różni się od staruszki z drugiego wątku]
Proszę dyskutujmy o filmie, a nie o tym, co kto lubi robić podczas oglądania filmu!!
aha... zazwyczaj nie czytam zbyt wiele o filmach, które mam zamiar oglądać, wolę być zaskakiwany :p
Może "Queen" mnie dzisiaj zaskoczy czymś. Chociaż przyznam, że trochę się boję.
Ciekawe, co wy sądzicie o tym filmie ;]
Nie wybierałam się na ten film z myślą o hihihaha, a jednak się zawiodłam. Pomijając fakt, że w tym roku nie było żadnego powalającego filmu, który by w pełni zasługiwał na Oskara. Wybierałam się z pełną świadomością na co idę do kina, a mimo to się rozczarowałam. Zdjęcia utrzymane w podobnej konwencji, do tego ujęcie głównego bohatera od strony jego życiowego dramatu- to dwie z kilku cech podobnych w The king's Speech i The Iron Lady. Meryl poprawna, ale nie wzbija się na wyżyny swoich możliwości- dużą rolę gra fenomenalna charakteryzacja, ale czy bez niej Meryl byłaby nadal tak przekonująca? Nie wydaje mi się. Oskar na wyrost moim zdaniem, film momentami nudny, nieskładny, nieprzemyślany. Co najbardziej denerwowało? Niespodziewane huki. Trzy razy podskoczyłam na fotelu i nie uważam tego za zaletę. To był dramat, a nie horror, czy thriller.
To zależy kto na co się nastawiał. Ja osobiście nastawiłem się na same suche fakty z jej życia więc przed seansem dawałem filmowi gdzieś tak naciągane 7 a jednak film mnie zaskoczył ponieważ w inny sposób pokazał jej wielkość. Tak bardziej po człowieczemu jak to określiła znajoma.
Może dlatego, że film to nie jest ani historyczny ani dramatyczny? Jest to średni, biograficzny dramat, którego największym atutem jest rola Meryl Streep. Na prawdę czepiasz się, że wielbłąd jest garbaty. Przed ocenianiem biografii warto zapoznać się z oryginałem - że tak się wyrażę, a później oceniać zagraną w niej rolę. Polecam niezawodne filmy na YT z udziałem Margaret Thatcher, a później powrócić do tego filmu. I w tedy dowiesz się, za co ten Oscar.
Też kilka razy oglądałem wywiady z Żelazną Damą i nie mogę wyjść z podziwu jak rewelacyjnie Meryl ją odtworzyła w filmie. Brakowało mi tylko tej sceny z NO!, NO!, NO! :D