Film opowiada o życiu "Żelaznej Damy". Margaret Thatcher, zawdzięcza ten przydomek Rosjanom którzy tak jak większość ludzi widzieli w niej charyzmatyczną i niezłomną panią premier.
W filmie widzimy jednak schorowaną staruszkę która żyje wspomnieniami i wielkimi ideami jakimi kierowała się za czasów swoich rządów.
Taki zabieg ma na celu pokazać że owa "Żelazna Dama" to nie jest pozbawiona uczuć żelazna maszyna. To kobieta z krwi i kości, która tak jak wszyscy, starzeje się i miewa chwile słabości i zwątpienia.
Należy zadać sobie pytanie czy takie coś jest w ogóle potrzebne.
Według mnie film zamiast pokazywać codzienne ludzkie oblicze pani premier, robi z niej zniedołężniałą staruszkę.
Tak jak ktoś to opisał niżej. "Za dużo schorowanej staruszki" a za mało przywódczyni jednej z największych potęg w Europie.