Filmy biograficzne nie wychodzą ostatnio za dobrze. Po niezbyt udanym "J. Edgar" mamy teraz Żelazną Damę" Oba filmy łączy fakt, że opowieść snuta jest jako spowiedź/wyznanie staruszka/staruszki u schyłku życia. Obojgu trzęsą się ręce i oboje wspominają dawne lata. Nie tędy jednak droga. Ciekawsze było by dla mnie klasyczne opowiadanie od początku do końca tzn od jakiegoś punktu wyjścia np w przypadku Tacher od jej zwycięstwa do końca kadencji. W filmie mamy jednak jeden wielki chaos. Twórcy chcieli pokazać wszystko i życie prywatne i polityczne i wewnętrzne. Różne wydarzenia przeplatają się niekoniecznie chronologicznie i są pokazywane dosłownie po kilka minut jak wojna o Falklandy, walka z komunistami czy zamach. I tak to wychodzi kiedy chce się pokazać wszystko - nie pokazuje się tak naprawdę niczego. Jedyna rzecz, którą pokazują od początku do końca (tak naprawdę to połowa filmu - jeszcze gorzej niż w Edgarze) to próba wyrzucenia rzeczy męża i gra z widzem, czy Pani Tacher jest stuknięta. Jak już koniecznie chcieli zrobić to od tej strony to mogło to być zasygnalizowane, a nie oparty o to jest cały film. A może to jakaś przenośnia ? Nie wiem, jak tak to jej nie zrozumiałem. Dla mnie film grubo poniżej oczekiwań. Na plus zasługuje jedynie to, że w lewicowym świecie filmowym dobrze przedstawiono konserwatystkę. Co do Meryl Streep nie należy do moich ulubionych aktorek, ale doceniam jej wysoki poziom aktorski i nie inaczej jest tu.
Próbowałem wysnuc jakąś opinię czy refleksję na temat tego filmu , ale teraz już nie muszę ..Pozdrawiam.
Do zestawienia niezbyt udanych filmów biograficznych dołożyłbym jeszcze wszystkie filmy o JP2 , kilka ich powstało po jego śmierci , nie wyróżnię konkretnego , ale mam wrażenie ,że niektórym wydaje się ,że skoro biografia dotyczy wybitnej osoby ,to od razu musi rzucić na kolana , a tak nie jest .. ' Żelazną Damę ' obejrzałem głównie ze względu na rolę Meryl Streep ,bo lubię od lat tą panią...Podsumowywać nie będę ,bo hubio wykombinował to ciekawiej ,niż sam chciałem...
Odkładałem i odkładałem obejrzenie tego filmu i dzisiaj się okazało, że miałem czuja. Gdyby skonstruować ten film jak JFK, z pazurem - byłby zjadliwy, a tak - jako i w śp. Edgarze - wyszło blade nic dla nikogo. I na pewno nie ma tu żelaza.