Żelazna Dama

The Iron Lady
2011
6,8 83 tys. ocen
6,8 10 1 82698
5,1 36 krytyków
Żelazna Dama
powrót do forum filmu Żelazna Dama

Nie lubię filmów biograficznych. W dodatku mam seksistowskie podejście do reżyserek i scenarzystek. Nie toleruję w filmach naiwnej ckliwości, gdziekolwiek by się miała znaleźć. Dlatego na Żelazną Damę poszedłem z dużą rezerwą. Oczekiwałem rzewnej opowieści o trudach życia M.T. Film rozczarował mnie – ale bardzo pozytywnie.
Obraz ma swoje wady. Główne zarzuty są dwa. Po pierwsze : Naiwne założenie, że bohaterka filmu powoli i stopniowo z wiejskiej prostej dziewczyny, córki wiejskiego sklepikarza, stawała się twardą i niezależną kobietą. Jakby fakty z życia M.T. nie miały tu nic do rzeczy. Margaret T. była od początku twarda jak stal . Ukończyła z drugą lokatą wydział chemii na Oxford. Przez osiem lat bezskutecznie, raz za razem, starała się dostać do parlamentu z ramienia Partii Konserwatywnej. Prowadząc dom, co w tamtych czasach nie było łatwą sprawą, ukończyła prawo i została doradcą podatkowym. W Izbie Gmin głosowała za przywróceniem kary chłosty. Nigdy nie była miękka. Nikt jeszcze z plasteliny stali nie uklepał. Zawsze miała charyzmę, ogień w oczach i żelazo w głowie. Gdy tandem reżyserka ( Mammamia)+ scenarzystka pokazują nam M.T. jako nieśmiałą kobietę, ulegają właśnie tej infantylnej cholernej ckliwości, której tak bardzo w „kobiecych” filmach nie lubię. Do tego dochodzi zarzut drugi : Teza o stopniowym rozwoju charakteru M.T. zdeterminowała zdaje się wybór aktorki, która zagrała młodą Żelazna Damę – Alexandry Roach, dotąd sprawdzającej się głównie w serialach. A ta bezlitośnie wykorzystała szansę jaką dał jej scenariusz i zawaliła w katastrofalny sposób niezły kawał filmu, gdziekolwiek się tylko udało jej pojawić. Nie było zresztą trudno, gdyż scenarzystka jakby odpuściła sobie całe życie M.T. przed premierowaniem i poleciała po łebkach, byle jak, byle prędzej, stylem sztampy i banałów.
Meryll Streep zagrała idealnie. Tam, gdzie pozwolono jej pokazać twarde oblicze, znane nam z „Diabła u Prady”, zrobiła to fantastycznie. Także w momentach, gdy widzimy ją jako starą M.T., chorą na Alzheimera, zagubioną w teraźniejszości, żyjącą przeszłością – jest po prostu boska. Koncert aktorski w jej wykonaniu warty był ceny biletu razy dziesięć. Oscar będzie jak najbardziej zasłużony.
Film pokazuje jeszcze jedno – oblicze polityki. M.T. została wykończona przez własnych partyjnych kolesiów. Małych, tchórzliwych, pełnych ambicji politykierów, takich samych jak ci z ekranów naszych telewizorów. Do polityki trwa i trwa mać selekcja negatywna, promująca słabych i chytrych krętaczy, gotowych utopić w łyżce wody własnego przyjaciela, aby tylko wspiąć się o stopień wyżej w drabinie kariery. Honor nie znaczy dla nich nic, uczciwość to hasło z wikipedii a prawda to termin abstrakcyjny. Mężowie stanu, wielcy politycy jak De Gaulle czy Eisenhower, prędzej czy później padali ofiarą gierek takich karłów. Padła też M.T. Przeprowadziła Wielką Brytanię przez bardzo trudne czasy – wojnę o Flaklandy, strajki górników i służb miejskich, wojny kibolowe na stadionach, procesy zjednoczeniowe z Unią Europejską, osłabienie funta i kryzys gospodarczy. Poległa na poltaxie, podatku pogłównym, najbardziej sprawiedliwej formie opodatkowania, nigdzie i nigdy nie wprowadzonej, w dodatku bez szans na wprowadzenie. Narusza on bowiem niezbywalne prawo nierobów i nieudaczników do bycia nierobami i nieudacznikami. Niszczy tzw. sprawiedliwość społeczną, w imię której bogaci mają utrzymywać biednych, w tym biednych polityków, którzy przecież nic innego nie umieją robić tylko kombinować z Aktami pod stołem, chować głowę w piasek, słowem być pasożytami. Wazelina drąży stal, taki stąd morał.
Schematyczna konstrukcja scenariusza, chronologiczna retrospekcja przeplatana scenami z życia teraźniejszego, nie jest w stanie zaszkodzić filmowi. Treść bowiem, a zwłaszcza czasy sprawowania władzy i czas obecny, rekompensują wraz z grą aktorską wszystkie niedostatki filmu. Warto iść, takie moje skromne zdanie, by zobaczyć historię kobiety, do której, jak do żadnego innego polityka naszych czasów, pasują słowa Brubakera – Kompromis tak, ale nie w kwestii zasad. Najtwardsza zawsze była dla siebie a że dobra stal nie rdzewieje, ostała się twarda do końca. Czego i nam wszystkim życzę.

ocenił(a) film na 7
bulec

Bulec, kawał dobrej recenzji :)
jak dla mnie był to pół na pół film o polityku i film o człowieku - o starości, samotności, zmaganiu się z chorobą, wspomnieniami, być może wyrzutami sumienia i pytaniami. polityka się oczywiście pojawia, ale jako zarysowane tło, jakaś oczywistość. być może to dobrze - nie ma wyraźnego skłaniania się ku ocenie politycznych dokonań MT i moim zdaniem film na tym zyskuje.
również uważam, że życie "przedpolityczne", które przecież ukształtowało bohaterkę, pokazane zostało ckliwie i pobieżnie. to samo dotyczy "młodej" wersji MT - robi oczy jelonka Bambi, a gdy wygłasza mocne hasła - jakoś tak niezbyt przekonywująco jak dla mnie (wyjątkiem jest scena kolacji). natomiast MS - bezcenna i bezkonkurencyjna :)

nomiko

dzieki:-) Racja, brak oceny politycznej M.T. dobrze robi filmowi. Pozdrawiam.