Żelazna Dama

The Iron Lady
2011
6,8 83 tys. ocen
6,8 10 1 82698
5,1 36 krytyków
Żelazna Dama
powrót do forum filmu Żelazna Dama

Film jest poprawnie wyreżyserowany i bardzo dobrze zagrany, pełen tzw. "wzruszających
momentów" oraz nienachalnego humoru, który rzeczywiście bawi. Wpisuje się w nurt
filmu biograficznego skupionego wokół historii najnowszej Wielkiej Brytanii, rzeczywiście
pod wieloma względami przypominając "Jak zostać królem" oraz "Królową". Do tych
trzech obrazów najlepiej pasuje określenie: poprawne. Jest to rzeczywiście dobrze
wykonana praca, jednak nic, co by sprawiało, że obrazy te miałyby przejść do historii
kina.
Rzeczywiście, "Iron Lady" podobała mi się, jednak jako "parahistorykowi" z
wykształcenia, coś musiało mi ciągle przeszkadzać. A to, że blisko 12 lat rządów zostało
podsumowane w kilku zaledwie wydarzeniach, z czego dwa jedynie zasłużyły w oczach
twórców filmu na nieco poważniejsze rozwinięcie: wojna o Falklandy i rozruchy
robotnicze lat 80. Wiadomo, film musi być uproszczeniem, szczególnie, jeśli nie trwa 3
godzin a niespełna 2, jednak mnie ta prostota wydała się nieco nadmierna. Cała postać
Thatcher została przez twórców filmu spłaszczona i wtłoczona w kilka tak dobrze nam
znanych typów linearnej narracji. Czyli np.: dziewczyna z prowincji osiąga wszystko, o
czym marzyła, a nawet więcej. Może rzeczywiście Thatcher była taka głupiogęśna i
śmieszna, gdy miała te 20 lat? A może filmotwórcy chcieli nam tu coś uprościć i dociąć
rzeczywistość do schematów myślowych, byśmy nie mieli problemów ze zrozumieniem
sytuacji? No cóż, ja w każdym razie czepiam się, bo mi wolno i czepiać się lubię.
Gdybym miał napisać, o czym właściwie był ten film, to bym napisał: o demencji starczej.
Nie o rządach M. Thatcher, tylko właśnie o jej ostatnim okresie życia, gdy zdaje jej się
(łapię się na tym, że w pierwszym momencie napisać chcę "zdawało się"), że jej
nieżyjący od lat mąż wciąż do niej mówi i z nią przebywa. Cały film jest skonstruowany
wedle schematu, w którym widzimy Żelazną Damę przypominającą sobie epizody ze
swojego życia i obrazy te stanowią właściwie jedynie przerywniki w ciągu ukazującym ją
jaką starą kobietę. W tej konstrukcji i w przyjęciu za punkt odniesienia starczej
perspektywy leży siła filmu. Widok bezbronnej "Iron Lady" skłania do refleksji nad
przemijaniem i relatywizmem, pewną być może nieistotnością wydarzeń z naszych żyć,
które po latach okazują się być niczym specjalnym (lub wręcz przeciwnie). Tak czy owak,
wszyscy spoczniemy w tej samej ziemi, bez względu na to, jak wiele władzy mieliśmy za
życia.
W ramach czepiania się: filmowcy starają się wszystkim doprawić ludzką twarz.
Nieważne, czy byłeś tyranem ("Ostatni król Szkocji"), czy seryjną morderczynią
("Monster"), wszystko kończy się na tzw. psychologizowaniu postaci w ten sposób, że
okazuje się, że w tyranie kryje się skrzywdzone dziecko a morderczyni tak naprawdę
chciała tylko dobrze. Proszę wybaczyć mi stawianie Margaret Thatcher w jednym rzędzie z
tymi cokolwiek podejrzanymi postaciami, jednak i ona jest redukowana w poświęconym
sobie filmie do poziomu "dziewuchy z ambicjami ze sklepu z masłem", co ładnie
komponuje się z jej późniejszymi sukcesami, nadal jednak stanowiąc bolesne
uproszczenie. Poza tym, czy rzeczywiście pani Thatcher jest dzisiaj taką miłą, trochę
rąbniętą babcią, która spędza czas na oglądaniu filmów przedstawiających jej rodzinę
kilkadziesiąt lat temu? Czy popłakuje sobie oglądając te filmy i wychodzi od czasu do
czasu kupić mleko w sklepiku na rogu? Tak bardzo chcemy zobaczyć człowieka w
każdym, że nietrudno przychodzi nam dokonywać tego typu nadużyć. To już wyobraźnia
twórców, nie fakty.
Tak samo jak Thatcher była kontrowersyjna, tak samo ten film jest kontrowersyjny,
myślę, że szczególnie dla tych, którzy przez jej rządy zostali skrzywdzeni, a byli tacy, i nie
było ich mało.
Ale ok, to jest ogółem dobry film (co nie powinno nas odwodzić od zadawania
kłopotliwych pytań).

ocenił(a) film na 3
tymomateusz

Nie zgadzam się. Przede wszystkim film jest bardzo nudny. Po drugiem jest w niem wiele przerysowań, np. scena kupowania mleka w sklepie lub scena debaty brytyjskiego parlamentu. Ewidentnie brakuje reżyserce wyczucia. Jak już wyżej wspomniałeś z 12 lat jej rządów zapamiętamy tylko porażki, a scena gdzie reżyser łaskawie oddaje jej sprawiedliwość, mówiąc o wzroście gospodarczym w kraju, trwa krótką chwilę. Przy tym wszystkim pojawia się wyrzut sumienia w postaci jej zmarłego męża, któremu w przeszłości nie poświęcała zbyt wiele czasu. Gdyby nie zakończenie filmu, to jego wydźwięk byłby jednoznaczny: nie warto poświęcać życia rodzinnego na rzecz obowiązku (ambicji?). Banał.

Ten film jest w równej mierze kontrowersyjny dla ludzi, którzy zostali nagrodzeni za jej rządów, a zyskało całe społeczeństwo Wielkiej Brytanii, co najlepiej wyjaśnić potrafi tytułowa bohaterka: http://www.youtube.com/watch?v=gfSCS8ARydE

A odkładając całą ideologię na bok przyznać trzeba, że jest to nudny, kiepski film, uciekający od banału optymistycznym zakończeniem.

ocenił(a) film na 6
Marian_12

Ciebie znudził, mnie zaciekawił i ok, każdy ma inaczej przecież i inaczej odczuwa. Trudno tu dyskutować w warunkach, gdy obraz jest na tyle niejednoznaczny, że nie można kategorycznie stwierdzać, że film jest po prostu nudny albo po prostu zajeciekawy.
W mojej ocenie filmu nie zawieram oceny rządów M. Thatcher, natomiast co do tego, jak przedstawiła je reżyserka, to myślę, że wybrnęła całkiem dobrze z tej opresji. Jest trochę negatywów i nieco pozytywów. Można było to łatwo skopać, a już szczególnie w tych skrótowych warunkach jakie dają niecałe dwie godziny filmu.
Proszę, nie rozmawiajmy o polityce. Nie jestem na filmwebie, żeby uprawiać polityczne spory, tylko żeby dyskutować o filmach. W mojej poprzedniej wypowiedzi nie zawarłem żadnej oceny rządów MT, a jedynie napisałem, że film jest kontrowersyjny, szczególnie dla tych, którzy zostali przez te rządy skrzywdzeni (a teraz widzą na ekranie miłą babcię, która chodzi po mleko do sklepiku na rogu ulicy). Z tej wypowiedzi nie wynika w żaden sposób, że oceniam tę postać negatywnie, a jedynie to, że część obywateli została skrzywdzona (podczas gdy inna część wiele zyskała, czego już nie napisałem, bo nie było to potrzebne). Tak jest zawsze, że ktoś zyskuje a ktoś traci i samo stwierdzenie tego faktu nie jest niczym niezwykłym.
A odkładając już w ogóle na bok wszystko, to pozdrawiam kolegę z Amsterdamu. Gdzie widziałeś film? Ja w Tuszyńskim, piękne kino.

ocenił(a) film na 3
tymomateusz

"W mojej ocenie filmu nie zawieram oceny rządów M. Thatcher, natomiast co do tego, jak przedstawiła je reżyserka, to myślę, że wybrnęła całkiem dobrze z tej opresji. Jest trochę negatywów i nieco pozytywów."

Problem polega na tym, że nie ma tutaj symetrii. Prawie nic o jej zasługach, dużo o porażkach o czym już wspomniałem. W dodatku gdy reżyserka skupia się na pokazaniu jej od dobrej strony, to nie za liberalizm, tylko za to że była pierwszą kobietą w brytyjskim parlamencie. A jej droga do celu to nie ekscytujące wyzwanie wypełnione sukcesami tylko cierpienie i ciągłe poświęcenia. Sorry, ale nie dostaliśmy wyważonego filmu opowiadającego z dystansem o losie kontrowersyjnego polityka, lecz wizję (fałszywą?) osoby o lewicowej wrażliwości.

Już w XIX wieku Max Weber stwierdził, że nie ma czegoś takiego jak obiektywizm. Przy doborze tematów, nawet słownictwa jakiego używamy ujawnia się nasz stosunek do przedstawianej rzeczy. I słowa

"film jest kontrowersyjny, szczególnie dla tych, którzy zostali przez te rządy skrzywdzeni (a teraz widzą na ekranie miłą babcię, która chodzi po mleko do sklepiku na rogu ulicy)"

taki stosunek ujawniają nawet jeśli tego świadomy nie jesteś. Dla mnie na przykład film ten jest bardziej kontrowersyjny dla tych, którzy dzięki Małgosi mogli się wzbogacić, a teraz na ekranie oglądają chorą umysłowo starszą kobietę, która poświęciła dla kariery rodzinę i która swoje błędy zrzucała na podwładnych. Rozumiesz już o co mi chodzi?

Ale już wracając do samego filmu, to czy nie odniosłeś wrażenia, że retrospekcje były zupełnie zbędne? Może za pierwszym wrażeniem, ale jeśli przyjąć, że kryzys który przeżywa jest metaforą jej ciężkiego życia, to wstawienie retrospekcji zdaje się być całkiem zasadne, bowiem i w życiu i w walce ze schizofrenią odnosi sukces. I to, że głównie oglądamy jej traumy wydaje się być bardziej zrozumiałe. Lecz jeśli przyjąć takie założenie, to dlaczego w retrospekcjach oglądamy też wesołe momenty jej życia?

Co o tym sądzisz? Jeśli nie o walce, o pokonywaniu samego się, to o czym (poza tym, że w obliczu śmierci jesteśmy równi) dla Ciebie jest ten film?

W The Movies byłem na tym filmie. Dywany, żyrandole, ozdoby - kino pierwsza klasa. Najładniejsze spośród tych, które do tej pory widziałem. A jeśli Tuszyński jest w sieci Cinemaville, gdzie masz wjazd do 17 kin na wszystkie filmy za 17e miesięcznie, to wybiorę się tam przy najbliższej okazji. Dzięki za cynk! : )

Pozdrawiam

ocenił(a) film na 3
Marian_12

http://www.tvp.pl/kultura/magazyny-kulturalne/tygodnik-kulturalny/wideo/17022012 -2330/6560082

Nie żeby rozstrzygali kto ma więcej racji, ale myślę, że to ciekawy głos w dyskusji. Chciałem na prv. Tobie wysłać, lecz filmweb mi na to nie pozwolił.