czy ktos dla kogo M.Thatcher byla jednym z najwiekszych politykow w historii powinien obejrzec ten film? Chodzi o to czy sie nie wkurzy i nie zniesmaczy.
W takim razie odradzam. JA niestety zawiodłam się do tego stopnia, że nazwałam film nieporozumieniem. Śledziłam karierę polityczną Tatcher, czytałam biografię, wywiady, widziałam filmy dokumantalne, więc co nie co wiem na jej temat. W filmie przedstawiono ją w bardzo złym świetle, o czym bojkotowała jej rodzina. Zlepek jakiś dziwnych scen,film strasznie chaotyczny, wręcz nudny, niestety zmarnowany potencjał. Meryl w moim odczuciu też wypadła słabo i strasznie mnie za to skrytykowano.
Nie mam takiego samego zdania na temat Meryl. Jak dla mnie tylko ona ratuje ten film. O ile można to nazwać ratunkiem, bo niestety Streep nie wystarczyła. Bardziej skupiono się na psychicznym problemie Thatcher i jej wyobrażeniami o niezyjącym mężu niż na polityce. Nie było wzmianki o kontaktach z królową nawet. Właściwie, jedyny wątek polityczno historyczny to obrona wyspy przed Argentyną. Trwa jakieś 5 minut. Jestem zniesmaczona, chciałam obejrzeć trochę historii i polityki.
Ja też się zawiodłem i to bardzo ! Spodziewałem się zupełenie czegoś innego,filmu z pasją, energią.
No coz ja raczej za Meryl Streep nie przepadam,ale zagrala naprawde dobrze.Tyle ze film to jakies stadium szalenstwa w stylu monologow wewnetrznych Raskolnikowa.Spodziewalem sie kolejnego biograficznego filmu a obejrzalem cos w stylu Requiem for a dream polaczone z Szalenstwem krola Jerzego.
Dla mnie była to po prostu relacja schorowanej, starszej kobiety z zanikami pamięci, mieszającej przeszłość z wyimaginowanymi tworami. Zupełnie nie pasuje to do historycznej wizji kobiety, która tak wiele włożyła i tak wiele zdziałała dla Wielkiej Brytanii... Właściwie tylko wątek Wojny o Falklandy był interesujący - może dlatego, że po prostu pokazano go nieco szerzej, i w konwencji, której (przynajmniej częściowo) się spodziewałem. A tak? Maryl Streep to za mało, by stworzyć dobry film o kobiecie - a szczególnie takiej kobiecie, jaką była Margaret Thatcher.
Jeżeli konwencja filmu zbyt różni się od tego, co chciałem zobaczyć - daję mu 4/10, nic więcej. Ale jeśli tak to miało wyglądać - moja ocena byłaby jeszcze słabsza... A szkoda, wielka szkoda...
Cóż, jako osoba mająca mniej więcej taką samą jak Twoja opinię na temat Thatcher, powiem tak - były momenty, przy których się naprawdę uśmiechałam, głównie retrospekcje. Dobrze, że koniec końców pokazali jej siłę woli, czy jakkolwiek to nazwiemy, pod koniec życia. Ale, cholera jasna, jak wielkim, za przeproszeniem, dupk*** trzeba być żeby pokazywać w ten sposób taką kobietę - w dodatku żyjącą i, jak na swoje lata, całkiem nieźle się trzymającą?...
IMHO - przede wszystkim szukanie sensacji.
Chociaż trzeba powiedzieć, że ogólnie rzecz biorąc jej postać została przedstawiona pozytywnie, tylko momentami po prostu niezgodnie z prawdą, np. ta babulinka na początku...I szkoda zmarnowanego potencjału, bo Streep zagrała genialnie...
Zdecydowanie odradzam. Retrospekcje są, całkiem rzetelne (chociaż niedomówienia w sprawach przejęcia władzy w partii czy rezygnacji z pozycji premiera są skandaliczne). Całość postaci Margaret Thatcher w tym filmie postarano się sprowadzić do groteskowej, filmu nie polecam, gdyby nie Meryl Streep i silne przekonanie, że końcówka może coś zmieni, to wyszedłbym z kina.