Bardzo rozczarowana jestem po seansie. Spodziewałam się bardziej politycznego filmu a dostałam papkę i historię o babcinej starości, która nie koniecznie mnie interesuje. Film wcale nie przedstawia żelaznej damy tylko staruszkę, która przez większość filmu gawędzi ze swym nieżyjącym mężem i gdzie czasami przeplatają się sceny z jej życia politycznego. Maryl Streep ratuje film co nie zmienia faktu, że film jest po prostu słabiutki i nudny.
Ja także byłem rozczarowany tym filmem, ale zakładam, że to jest film adresowany przede wszystkim do Anglików. Choć czasy, w których Thacher była premierem, były w Polsce zakłamane, więc mimo wszystko warto było się wybrać, aby zobaczyć kawałek historii. Thacher w latach 80-tych była drugim filarem, obok Reagana, na których opierała się walka z "imperium zła".
Gdyby nie wspaniała rola M.Streep to nie ma tam prawie nic, aby poświęcić na to dwie godziny wolnego czasu.
Jedynym walorem filmu jest chęć pokazania współczesnym Europejczykom co znaczy silna osobowość w polityce i co ona może zdziałać. W czasach nam współczesnych mamy wielu tzw "teflonowych mężów stanu", którzy nic nie znaczą i o których niedługo nikt nie będzie pamiętał. I tym bardziej robił filmów.
I na koniec przecież można zaryzykować twierdzenie, że Thacher to dobra postać na sztandary feminizmu. Premier rządu samych mężczyzn. A to że tam jej nie ma pokazuje jaki jest to zakłamany kawałek naszej rzeczywistości. Bo przecież Thacher była konserwatystką, hołdowała tradycyjnym wartościom więc rózne "szczuki czy środy" są lepsze.
Zabierając się do tego filmu nastawiałam się bardziej na to, ze chcę dowiedzieć się czegoś więcej o M. Thacher a nie obejrzeć arcydzieło, no i w zasadzie to dostałam. Jedyne co mnie denerwowało w tym filmie to ewidentna próba powtórzenia sukcesu "Jak zostać królem", czyli pokażmy wybitną postać historyczną i jej słabości, a widzowie się wzruszą. Autorzy filmu mogli chociaż odczekać kilka lat. Sama Meryl Streep jak zwykle bardzo dobra, może nie powala na kolana, ale w zasadzie nie można jej niczego zarzucić. W tym roku nie ma zbyt silnej konkurencji, więc może w końcu dostanie oscara.
Nie chcę się czepiać, ale napiszę tylko gwoli ścisłości: ona już ma na swoim koncie Oscara, za rolę w filmie Wybór Zofii z 1982.
Faktycznie ma, na dodatek dwa. Zawsze mi się wydawało, że ona zbiera miliony nominacji i nigdy nie wygrała.
No tak, bo jeszcze Sprawa Kramerów :) Swoją drogą jak się spojrzy na jej role, to faktycznie niemal za każdy film garść nominacji...
tak, i wybór zofii to film "z jajem", konkretny i piękny, a przecież opisujący tragedię. tutaj papka o niczym, strata czasu. a przecież pani Thatcher to doskonały materiał na film psychologiczny o twardości charakteru i pryncypialności , 1 przeciw wszystkim, ideałów i ich wcielaniu.
a czy pani LLoyd kiedyś zrobiła dobry film???? wydaje mi się, że niestety nie.
Może nie papka o niczym, ale zgodzę się, że drzemie w tym temacie potencjał, którego ten film nie wykorzystuje. Chociaż trzeba wziąć pod uwagę to, co ten film pokazuje: przede wszystkim Margaret Thatcher dziś, jej walkę dziś, walkę oczywiście przegraną (każdy z nas prędzej czy później ją przegra), ale walkę. Problem chyba tkwi w tym, że każdy spodziewał się takiej biografii "z krwi i kości", takiej typowej, gdzie przenosimy się jednoznacznie do przeszłości i śledzimy burzliwe losy Żelaznej Damy, jej nieustanne upadki i wzloty. Przyznam, że sam spodziewałem się czegoś takiego właśnie, dlatego odczuwałem zniecierpliwienie, kiedy wątek "dziś" ciągnął się i ciągnął, i wciąż nie było tej retrospekcji. A chyba właśnie o to chodziło. Te wstawki z przeszłości chyba miały być tylko wstawkami, tłem dla tego, co dzieje się "dziś" z Maggie. Tak myślę.
no cóż, ja przez 2 h czułem ciągły niedosyt, kiedy się zacznie akcja filmu. tymczasem jej nie było. nie było kulminacji, emocji, tylko wyczekiwanie aż ...spakuje marynarki??? pokazanie walki dzisiejszej pani Margaret to nie jest temat na przebój kinowy, co więcej na solidny film polityczny.
odczuwanie zniecierpliwienia ma zapewne każdy widz - bo film jest po prostu źle zrobiony, scenariusz jest denny, nie rozumiem do końca przekazu. problemy 90-letniej staruszki??? to można o pani Zdzisi z naprzeciwka, a nie o takiej TAKIEJ postaci. po to mamy wybitne jednostki, by opisywać ich wybitne czyny. reszta pozostaje milczeniem, a tu własnie o tej reszcie.
mając zboże, nie róbmy o plewach - och udało mi się zakończenie w stylu biblijnym
Zgadzam się w dużej mierze. Ogólnie fim nie był zły. Ale również spodziewałam się, że będzie w całości lub w przeważającej częsci poświęcony treści histyrycznej, dojściu Margaret do władzy i sprawowaniu przez nią fukcji premiera. Również nie bardzo widzę sensu ukazywania dzisiejszych dylematów byłej premier.
A wystarczyło się trochę wysilić i przeczytać recenzję przed seansem :) Ja tak zrobiłam i się nie zawiodłam. Świetny film, rewelacyjna gra Meryl Streep. Film o tym co z taką osobą jak Tatcher robi starość...
Niestety, w dużej mierze się zgadzam. Retrospekcje są krótkie, urywane, kręcone niespokojną ręką - tak jak przedstawia się zwykle zacierające się w pamięci wspomnienia. Przez cały czas dominuje perspektywa czasu teraźniejszego, w którym znamy Margaret Tchacher jako niedołężną, mocno odklejoną od rzeczywistości staruszkę.
W czasie teraźniejszym istnieją postacie (córka, współpracownicy) weryfikujące realność obrazów, dzięki temu wiemy, że scenom widzianym oczami bohaterki nie możemy wierzyć, że ona widzi rzeczy, których nie ma. W czasie przeszłym nie ma nikogo, kto by powiedział "sprawdzam". I tak właście oglądamy całą wielką historię Żelaznej Damy - jako wspomnienie szaleńca. Moim zdaniem fascynująca historia fascynującej kobiety bardzo na tym straciła.
Inną rzeczą jest, że gdyby nie był to film biograficzny, efekt mógłby być ciekawy. Scenariusz jest mocny, narracja konsekwentna. To niezły film. Tyle że o kimś innym.
"Inną rzeczą jest, że gdyby nie był to film biograficzny, efekt mógłby być ciekawy. Scenariusz jest mocny, narracja konsekwentna. To niezły film. Tyle że o kimś innym." Wlasnie. To nie jest film biograficzny, w kazdym razie biografia nie odgrywa w nim waznej roli. Trzeba niezle znac fakty z okresu premierowania pani Zelaznej Damy, by sie nie pogubic. Tak sie sklada, ze wszystkie te fakty sledzilem, czasem nawet z duzym zaangazowaniem, jak w przypadku z proba sil z przewodniczacym zwiazku gornikow, Scargillem. Kibicowalem wtedy pani Thatcher bardzo. I wygrala. Ale w sumie sama osoba Prime Minister, fakty, ktore mialy miejsce, sa tylko tlem. Film nie jest biograficznym ani historycznym, choc fakty pokazane w nim mialy miejsce. To raczej film o starosci, o przemijaniu, odchodzeniu i tak powinnismy go odbierac. Dobry, choc jak dla mnie tylko dobry. Ale Meryl doskonala.
dziwne , że ocena stoi w żelaznej siódemce, a przecież opinie są bardzo różne .... coś nie chce mi się wierzyć w wiarygodność oceny.
Na IMDB jest 6,2 , na rottentomatoes 54%, a u nas pewnie dystrybutor wrzucił 7, zrobił super trailer nie o tym filmie i siódemeczka stoi w miejscu za jak zaczarowana ;). Oj filmweb bliżej widza bliżej widza....;)))