I tak oto powstał jeden z najbardziej nierównych filmów jakie widziałem w ostatnim czasie. Nie zachowano tu odpowiednich proporcji pomiędzy tym, co jest "tu i teraz" z tym, co było kiedyś. Pomiędzy czasami wielkości a okresem, gdy to wielka postać pani premier jest już w cieniu. Meryl Streep - bez wątpienia wielka rola, wtopienie totalne w graną postać, pełna synchronizacja: gesty, akcent, wygląd. Jim Broadbent - jak zwykle mistrz drugiego planu i jak zwykle nie do przeoczenia. Kogo fascynują: wielkie postaci, historia, kluczowe momenty przemiany - zapraszam. Nie będzie jednak pełnej satysfakcji...a szkoda.