Myślę że świetnie ukazane problemy z jakimi musiała się borykać pierwsza kobieta w rządzie zdominowanym przez mężczyzn. Kobieta, która miała "jaja" żeby postawić na swoim i rozprawić się z beznadzieją panującą w kraju, ale również kobieta która miała dzieci i odczuwała duże emocje w trudniejszych chwilach. Film zrobił na mnie duże wrażenie.
Szkoda że w Polsce nie znalazła się jeszcze taka Żelazna dama :)
Chyba w każdym zawodzie (pracy, którą ktoś wybiera) trzeba liczyć się z problemami, a szczególnie idąc w politykę i jakoś nikt nie kręci filmu o piekarzu, który każdej nocy piekł setki chlebów, żeby inni mieli co zjeść. A to odczuwaniu emocji przez M. Thatcher to była tania zagrywka, w co się świetnie nabrałeś. Pokazali Ci starszą babcię, która boryka się z chorobą psychiczną, którą męczą myśli z przeszłości. Jakoś podejmując te decyzje w latach kadencji, nie miała takich ciężkich myśli co robi. Była twarda i konsekwentna, ale żeby ją również ukazać w dobrym świetle, pokazali to właśnie z punktu widzenia schorowanej babuni, żeby najlepiej zagrać na emocjach.
Oczekiwałem biografii, która będzie się działa tu i teraz (tzn. w latach jej działania), a nie jakiś "pojedynczych" wspomnień i czarowania mnie jej problemami ze zdrowiem i ukazania tego, że owa Iron Lady ma jednak mimo wszystko uczucia. Ogółem film średni, owszem Meryl zagrała bardzo dobrze, ale treść filmu pozostawia wiele do życzenia. Wiadomo nie oczekiwałem, że dowiem się wszystkiego z jej życia, ale chyba więcej można się dowiedzieć czytając nawet treści zamieszczone na wikipedii.