Film oparty jest na książce Roberta Heinlein'a pod tym samym tytułem. Po obejrzeniu filmu muszę chyba stwierdzić, że to co napisano w ciekawostkach o tym, że Verhoeven nawet nie przeczytał tej książki, musi być prawdą.
Niezgodności pojawiają się praktycznie na każdej płaszczyźnie.
Żołnierze u Heinlein'a to prawdziwy postrach galaktyki - wyposażeni w zasilany pancerz, wyposażony w silniki odrzutowe umożliwiające bezpośredni zrzut z orbity, i dzierżący najpotężniejsze bronie zdolne zrównać całe miasta z powierzchnią ziemi. U Verhoevena jest banda żółtodziobów, któtych wyposażenie nie różni się za bardzo od tego znanego z czasów współczesnych i jest ogólnie rzecz biorąc niewystarczające do walki z "robalami".
Zmieniono również wiele postaci (prawie wszystkie). Np. zrobiono z Zin'a sadystę, który celowo łąmie rekrutom ręce. U Heinlen'a jest podobna scena, ale tam Zin przyznaje, że to był wypadek. Podobne momenty pojawiają się cały czas. (np. scena z nożem - zuuuuupełnie inna w książce) Wszystkie one zmieniają diametralnie obraz świata, w którym rozgrywa się akcja.
Niezgodności i rażących przekłąmań jest jeszcze więcej, więc... zapraszam do lektury :)
Masz całkowitą rację. Należy jeszcze dodać, że u Heinleina ludzie walczyli nie tylko z robalami ale i z innymi rasami również, tak że film jest bardzo spłycony aczkolwiek film jako taki nie jest zły. Powiem więcej jest dobry, pod warunkiem że nie będziesz go porównywał z oryginałem - książką.
Bo to nie jest do końca sf, ani efekciarstwo, ten film to parodia i pastisz i pod tym kątem wygląda zupełnie inaczej :P .Parodia systemu totalitarnego, wysyłania ludzi na rzeź w imię "wyższych celów" i robienia "wody z mózgu" młodzieży. Kontrast stanowi niemal cukierkowe liceum i problemy przyszłych "obywateli", którzy bez wachania godzą się na uczestnictwo w tym cyrku, każdy ma swoje trywialne powody. Clancy Brown jest niemal zabawny szkoląc nowych rekrutów, nie tyle może on, co cała sytuacja. A scena z wiadomości "do you want to know more", kiedy dzieci depczą robaki na ulicy i cieszy się z tego rozhisteryzowana mama jest całkiem wymowna. Kiedy żołnierze dają "potrzymać dzieciakom karabin i rozdają łuski, oznacza to przewrotny pastisz na współczesne zagrywki armi amerykańskiej. Z tego zapewne powodu jest mocno niepoważny i dużo w nim celowych nonsensów.
Ten obraz zawiera głębię ukrytą pod płaszczykiem powierzchowności.
Kontynuatorzy nie zrozumieli moim zdaniem o co w nim biega :))))