Nie obrócił się na pożegnanie?
Moja interpretacja nie do końca mnie przekonuje. Nie jest happy-endem. Bo rozumiem, że chodzi o to, że takie wydarzenia odbijają się na całym przyszłym życiu człowieka? Że już zawsze pozostanie drapieżnikiem? Tylko w pewnym sensie uśpionym, który zawsze może nagle wybiec z dzikiej puszczy?