Ile Oscarów może zgarnąć "Życie Pi"? Moim zdaniem ma bardzo duże szanse na 3 statuetki + 3 kolejne przy "dobrych wiatrach.
NIEMAL PEWNY OSCAR za: Zdjęcia, Scenografię, Montaż.
50/50 za: Najlepszy reżyser (Spielberg i Zeitlin głównymi rywalami), Najlepszy montaż (wybija się "Operacja Argo"), Muzyka (spore szanse dla "Nędzników").
PORAŻKI: Najlepszy film - zwycięzcę upatruję we "Wrogu numer jeden".
Najlepsza piosenka - Adele ("Skyfale") zdecydowany faworyt.
Efekty specjalne - bez dwóch zdań "The Avangers".
Dźwięk - najlepiej prezentuje się "Operacja Argo".
Scenariusz adoptowany - "Bestie z południowych krain"
yyy, nie :)
Życie Pi dostanie statuetkę za efekty specjalne (Akademia kocha CGI), prawdopodobnie muzykę i zdjęcia. Nie wiem jak z dźwiekiem i montażem dźwięku.
Montaż? Przecież pewniakiem jest tutaj Argo. Oscara za scenografię też bym widział przy Les Miserables, ewentualnie przy Annie Kareninie. Reżyseria to pojedynek Spielberg-Russell (serce bije za Zeilinem, ale nie łudźmy się - to byłby zbyt wielki szok)
No i błagam. Wróg Numer Jeden nie ma najmniejszych szans w tej chwili na główna nagrodę. Z 20 % na scenariusz oryginalny i tyle samo na aktorkę pierwszoplanową, ewentualnie coś może wpaśc w jakiejś technicznej, ale nic ponadto.
"W dwóch wypadkach muszę zaoponować :)
1. Życie Pi" miało interesujące efekty specjalne, acz - moim zdaniem - bardziej na statuetkę zasługują "The Avengers". O dziwo! bardziej realne były dla mnie przygody super-herosów niż hinduskiego chłopca i jego "kompana" lwa.
2. "Wróg" Numer Jeden" nie jest bez szans w walce o Oscara. Otóż jakich ma kontrkandydatów? "Życie Pi" - mimo zaskakującej końcówki jest dosyć naiwny, a miejscami wręcz nudzi; "Lincoln" - kolejny przesadzony film historyczny made in USA. Oscara jakoś tu nie widzę... no może dla Spielberga, "Django" - film nierówny i zbyt podobny w formule do "Bękartów wojny"; "Operacja Argo" - miejscami nudzi. Technicznie jednak perełka; "Poradnik pozytywnego myślenia" - kalka z kalki innej kalki. Wszystko co mamy w tym filmie było już gdzieś indziej. Niemniej bardzo dobrze się ogląda; "Bestie z południowych krain" - świetny pod względem wizualnym ,"Miłość" - nie widziałem.
Wiele z tego, co napisałeś w tym drugim punkcie to prawda, jednak Akademia niestety patrzy troszkę innymi kategoriami. 5 nominacji, w tym brak za reżyserię to za mało, a przypomnijmy, że Wróg Numer Jeden nic nie zwojował na Globach ani BAFTA, a to jednak zawsze jest jakimśtam wyznacznikiem. Szanse mają moim zdaniem trzy filmy: Argo (70%), Poradnik Pozytywnego Myslenia (25%) i Lincoln (5%). A wszystko będzie już wiadomo w trakcie gali, po kategoriach scenariusz adaptowany i reżyseria :)
Zresztą, zobaczymy za około 20 godzin!
haha w ktorym miejscu Argo nudzi i czego kalka jest Poradnik Pozytywnego Myslenia, podaj chociaz jeden film?
Już odpowiadam. Między 20-40 minutą, podczas przygotowań do akcji "Argo" (porównując owe przygotowania do podobnych w "Wojnie Charliego Wilsona" wygląda to dość blado) oraz po przeszło godzinie, kiedy to Tony Mendez dowiaduje się o odwołaniu całej operacji.. Potem co prawda akcja wartko się toczy... ale - jak na złość - film traci na autentyczności (a ponoć jest na faktach). A co mnie ubawiło najbardziej? Nasi "bohaterowie" startują z teherańskiego lotniska i... po pięciu minutach są już poza granicami Iranu. Jest to niemożliwością. Wystarczy spojrzeć na mapę :)
2. Mówiąc o kalce PPM chodziło mi o fakt, iż powiela on schematy z filmów romantycznych. Ładnie je wszakże łączy za co chwała reżyserowi? Przyznasz, że było sporo "dzieł" w których główni bohaterowie byli w stosunku do siebie sceptyczni, by potem poczuć do siebie "miętę". Hmmm prosisz o przykład? Niech będzie "Dwa tygodnie na miłość".
No to tylko ciebie nudzilo to, kwestia odpowiedniego spojrzenia, dla mnie nie bylo w tych sytuacjach nic co by spowalnialo ton akcji czy tez dramatyzmu sytuacji.
"A co mnie ubawiło najbardziej? Nasi "bohaterowie" startują z teherańskiego lotniska i... po pięciu minutach są już poza granicami Iranu. Jest to niemożliwością. Wystarczy spojrzeć na mapę :)"
nie wiem skad wziales to 5 min, jak w filmie nie ma zadnej wzmianki o czasie ktory trwa od wystartowania samolotu do opuszczenia strefy powietrznej Iranu. Ramy czasowe nie sa scisle okreslone, rownie dobrze moglo to trwac 15 min, wiec twoj argument jest glupi. Ben Afleck akurat dba o realizm w swoich filmach, wiec wszystko jest cacy.
co do PPM to malo bylo filmow w tej konwencji, poniewaz malo filmow jest o bohaterach z zaburzeniami psychicznymi, ktorzy odkrywaja siebie nawzajem. Film zreszta jest w konwencji kina niszowego, takze ni jak mi tutaj nie smierdzial tanimi romantycznymi komedyjkami. Jest watek romantyczny, ale zuplenie odniennie pokazany.
W kwestii tych 5 minut. Masz rację. Nigdzie nie była podana informacja w stylu: "30 MINUT PÓŹNIEJ". Chodzi mi o to, że w "Operacji Argo" cały ten "wylot" pokazany jest w dziwny sposób... jakoby Teheran było miastem przygranicznym, a tak przecież nie jest. Żeby wylecieć z irańskiej strefy lotów potrzeba by było coś koło godziny czasu (może i więcej). Nie wierzę więc do końca w to co w filmie pokazali (ten cały pościg na pasie startowym). Gdyby tak było "rewolucyjne służby bezpieczeństwa" miałyby aż zanadto czasu by udać się do kontroli lotów (co też w filmie jest ukazane) i zmusić kontrolerów do zawrócenia Boeinga. Dlatego owe "5 minut-10 minut" powinno być tak ważne dla filmu. Tu - moim zdaniem - Affleck popełnił spore niedopatrzenie.
PPM: Fakt, muszę się z tobą zgodzić. Stosunkowo niewiele jest obrazów zajmujących się osobami z problemami emocjonalnymi, psychicznymi i ich stosunkiem do Świata. Jeżeli jednak ktoś się bierze za takową historię często wychodzi z tego coś ciekawego ("Ptasiek", "Mechaniczna pomarańcza", "X-Pax", "Podziemny krąg"). I podobnie jest z PPM, z tą tylko różnicą, że wlewa w nasze serca dużo pozytywnej energii. Bohaterów - mimo ich wad - nie da się nie lubić i im kibicujemy ku szczęśliwemu finałowi. Jest to w pewnym momencie wręcz oczywiste. I człowiek zadaje sobie pytanie, kiedy nasi bohaterowie się "zgadają"? Co prawda Bradley Cooper i Jennifer Lawrence grają osoby pokrzywdzone przez los , ale mniej więcej 30 minutach (po scenie w restauracji: kłótnia naszych bohaterów) film zdecydowanie łagodnieje... i właściwie wiemy jak to się skończy.
Argo jest filmem na podstawie autentycznych wydarzen, wiec musialo tak byc. To byly lata 70te, sluzby bezpieczenstwa nie dzialay tak wzorowo jak w chwili obecnej, ja nie widze nic w tym dziwnego. W zacofanym kraju w latach 70 mieli problem z procedura kontroli wylotu samolotu? Tak z pewnoscia, to nie ameryka po 11 wrzesnia. Afleck jest drobiazgowy jesli chodzi o takie zabiegi, nie wiem czy widziales jego filmy jak Gdzie jestes Amando lub Miasto Złodziei? Wszystko tosadnie realistyczne, w kazdym drobiazgu, wiec nie sadze zeby ten wylot byl wtopa z jego strony.
Co do PPM, fakjtr kazdy wiedzial, jak sie skonczy film po jakims czasie, ale czy nie o to chodzilo? Film mial na celu budowac z minuty na minute blizsza relacje pomiedzy bohaterami, tak zebysmy im kibicowali, film mial na celu budowac pozytywne nastawienie i takie zbudowal :)
Nie miałem przyjemności zapoznać się z jego wcześniejszą twórczością. Spróbuję to nadrobić. Dzięki za propozycje :)
Naprawde swietne filmy robi, takjie troche w stylu Clinta Eastwooda Rzeka Tajemnic
To że film jest oparty na wydarzeniach autentycznych nie znaczy że wszystko co jest w nim pokazane wydarzyło się w rzeczywistości. Po pierwsze, operacja była tajna i nikt z filmowców nie miał nie ma i nie będzie miał do akt, więc cały scenariusz to tak naprawdę wizją reżysera tego co mogło się dziać, a z faktami łączy go tylko zakończenie. Drobiazgowość dodaje mu autentyczności lecz nie daj się na to nabrać. Spójrz chociażby na K. Bigelow - za Hurt Lockera została potępiona przez weteranów z Iraku, a teraz za "Wroga..." władze amerykańskie (które tu akurat próbują bronić się lub zapobiec krytyce po pokazaniu przez tą panią CIA torturującego więźniów). Reżyserom nie zależy na 100-procentowej wierności faktom, tylko żeby film się przyjemnie oglądało.
Tylko ze w USA tajne akta sa odtajniane po uplywie 30 lat wiec raczej mial wglad w akcje.
oscar za muzykę, efekty, scenariusz adaptowany. mam nadzieję, że do tego dojdzie za najlepszy film, reżyserię i montaż.
Dla mnie oskar za efekty to jedna wielka zagadka. W Avengersach niczym nie zachwycały, bo to już było widać w każdym z filmów o bohaterach. W Hobbicie wydawały się niedopracowane, bo często raziły sztucznością. Więc może Pi?
Oczywiście masz rację, nie może być wiarygodna, skoro członkowie reprezentują głównie jedną grupę w społeczeństwie.
Ale Oscar za efekty przynajmniej w teorii powinien być obiektywny, nie ocenia się fabuły, tylko technikę. I wygrał tygrys, przegrało całe Uniwersum.
Ej no, wszyscy tu mówią, że tygrysa nie ma i jest to wytwór wyobraźni Pi. No to jest prawdziwy, czy nie?
Zależy to wylącznie od ciebie, którą uważasz za autentyczną. Bo koniec końców, obie wersje się nawzajem wykluczają, a fakty typu: Statek zatonął, Pi stracił rodzinę, ale przeżył - się nie zmienią w zależności czy uwierzysz, że towarzyszył mu tygrys czy nie. Moim zdaniem Pi zbyt często podkreślał obecność Richarda Parkera i jego rolę by to był tylko wytwór wyobraźni, ponieważ gdy go spotykamy jako dorosłego człowieka z rodziną, wydawałoby się, że powinien odpuścić sobie alegorie, ale zanim zaczął opowiadać historię wspomniał, że Richard Parker był jego towarzyszem podróży, że on nie był sam na morzu.
Ale myślę, że autorowi poprzedniego postu chodziło o efekty specjalne.
Oczywiście wybrałam wersję z tygrysem, bo tygrys to tygrys :)
Dla mnie Pi dalej opowiada historię o tygrysie, żeby skonfrontować słuchacza z samym sobą. Podkreślam - to jest moja prywatna opinia :) On pogodził się z przeżyciami i może już o nich opowiadać podając zarówno jedną, jak i drugą wersję.
ALE UWAGA
to dotyczy Pi nie z filmu, tylko Pi, którego sama sobie stworzyłam w głowie :D mój Pi ma sens i nie miesza boga w swoje opowieści, Pi z filmu nie lubię, to bufon.
Bufon? Na jakiej podstawie?
Ja go odebrałam jako skromnego chłopaczka, który dzięki swojej pogodzie ducha udało mu się przetrwać. Pi potrzebował tej wiary, dlatego jego dzieciństwo było w ten, a nie inny sposób pokazane- że poszukiwał swojej drogi,oraz te jego bezpretensjonalne podejście - ponieważ nikogo nie indoktrynował, ale też nie wskazał, które wyznanie jest jedynym słusznym- ponieważ wszystkie są. Każde oddaje cześć Bogu, a biedny Pi chcial mieć tylko pewność, że jego głosik zostanie usłyszany :)
Ja to odbieram jako bardzo skromne marzenie i dowód, że Pi był naprawdę bardzo uduchowionym człowiekiem.
Ponadto troska jaką otaczał Richarda Parkera mnie urzekła. Robił co mógł by zająć się tygrysem, w końcu dla niego był on tym czynnikiem co go zmuszał do walki. Dla mnie to bylo piękne i wzruszające. A jednocześnie ironiczne, że wegetarianin, co szanował życie wszystkich istot utkwił na szalupie z drapieznym mięsożernym zabójcą.
O czym innym mówimy. Pytasz czemu Życie Pi ma Oscara za efekty, to ci mówię, że choćby za komputerowe wygenerowanie tygrysa, który wygląda jak prawdziwy.
W takim razie Oscar powinien dostać Ted, gdzie wygenerowano pluszowego misia, który jest jak autentyczny ożywiony pluszowy miś :D I miał więcej czasu antenowego niż tygrys w Życiu Pi!
A na poważnie - nie odmawiam Pi fajnych efektów ani stworzenia świetnego tygrysa. Ale przecież w Hobbicie jest o wiele więcej efektów i o wiele więcej postaci wygenerowanych na komputerze, niż w Pi.
Obiektywnie sam powiedz, gdzie jest więcej pracy, w ujęciach ryczącego tygrysa, który rycząc zawsze wygląda tak samo, czy w ujęciu np. Króla Goblinów, który mówi, rusza całym ciałem oraz ma mimikę odpowiednią do każdego jego nastroju, a pokazał ich cały wachlarz?
No proszę cie, odpowiedz szczerze, bez oglądania się na to, który film lubisz, pytanie czysto techniczne :)
Czysto technicznie, to po 1) chodzi o jakość, nie ilość, a po 2) wszystkie komputerowe stwory w Hobbicie były sztuczne - Król Goblinów jest tak perfidnie komputerowy, że aż głowa boli. Tak samo Azog czy wargowie. Patrząc na nich nie wierzę, że mogliby istnieć naprawdę (a wierzyłem w LotR). Za to gdybym nie wiedział, że tygrys z Pi jest komputerowy, to śmiało uznałbym, że po prostu mieli jakiegoś tresowanego. Zresztą było tam więcej efektów, bardziej subtelnych i wizualnie piękniejszych, niż te w Hobbicie, które przypominają dziesiątki innych, które już widzieliśmy.
Tam było trochę więcej niz tylko tygrys. To tak jakbyś powiedziała, że jedynym efektem specjalnym we władcy Pierścieni był golum.
Sztorm, podwodne sceny (gdzie była pokazana cała fauna), zwierzęta znajdujące się na szalubie zanim pozostał tylko Tygrys, kilka ujęć na surykatkowej wyspie, kiedy to zwłoki zatrutych ryb wypływały na powierzchnię. Trochę było przy tym roboty.
No ale http://4.bp.blogspot.com/-QbX_LgpuAwQ/T-uq_6hTTJI/AAAAAAAAAyA/pO2MihU-OGQ/s1600/ HatersGonnaHatePanda.jpg
Hobbit: Erebor, Dali, atak smoka, miasto goblinów, gobliny, orkowie, trolle, Rivendell, Orły, walka o Morię, walka z Azogiem na koniec, kamienne olbrzymy, Dol Guldur, scena pościgu, sceny ucieczki w mieście goblinów, pająki, Sebastian, GOLLUM itd...
Życie Pi: zwierzęta na łodzi (przez chwile, potem już tylko 1), wyspa z surykatkami, nocna scena na wyspie, nocna scena z wielorybem i świecącym morzem, latające ryby, złote morze.
Akademia z gry skreśliła Hobbita bo material, który spokojnie zmieściłby sie w jednym filmie rozdzielili na trzy fimy, żeby jak najwięcej zarobić na sławie Władcy Pierścieni. A czy te efekty wbijały w fotel? Tutaj akurat zdania są podzielone. W życiu Pi efekty nie dość, że były starannie wykonane, to były po prostu piękne. Ponadto temat był bardzo odświeżający moim zdaniem.
Czyli skreśliła za coś, co nie jest merytorycznym kryterium? Ukarali Jacksona bo chciał się nachapać?
Z ciekawości zapytam - byłaś na Hobbicie?
Ej nie obwiniaj mnie, bo ja nie jestem Akademią, powtórzyłam to co przeczytałam na internecie. A było na jakieś stronie napisane, że pomysł podzielenia Hobbita na 3 części spotkał się ze sporą dezaprobatą. Z czym się zgadzam bo Hobbit jest tylko prequelem, wstepem, sama książka jest znacznie cieńsza niż Trylogia. Równie dobrze mobliby Harrego Pottera i Kamień filozoficzny na trzy części podzielić.
Czy oglądalam Hobbita? Wtedy stać mnie było tylko na jeden seans 3D, i mając do wyboru "Życie Pi" oraz "Hobbita" wybrałam pierwszą pozycję, bo stwierdziłam, że Władca Pierścieni ma taką rzeszę fanów, że i tak sobie nieźle zarobi, a książkę wcześniej czytałam więc wiedziałam o czym to będzie, natomiast przy Pi widziałam tylko bardzo zachęcający zwiastun, i stwierdziłam, że motyw wygląda bardzo odświeżająco.
Natomiast z tego co widziałam - już nie w 3D- , to te efekty choć wiadomo lepsze od Władcy Pierścieni(z racji lepszej technologii) to wciąż pod względem tematyki były te same. Smoki, pościgi, potwory. Te motywy już się pojawiły w Trylogii Władcy Pierścieni, ale były lepiej wykonane.
Mój brat i kolega, którzy poszli na Hobbita stwierdzili, że to był bardzo dobry film, ALE kolega który był na obu filmach uznał, że to "Życie Pi" jest filmem który go dogłębnie poruszył.
nie wiem czy ta odpowiedź ciebie usatysfakcjonuje, ale powiem, że jestem fanką Władcy Pierścieni ale nie lubię kiedy uprzedzenie spowodowane sentymentem powinno zaważyć na ocenie. Dlatego, mimo iż jestem fanką równiez i Pottera nigdy nie ocenialam filmów na wyżej niż 8 (a to było tylko i wylącznie w stosunku do dwóch pierwszych filmów bo były najbardziej wierne książkowemu pierowzorowi) a potem oceny zaczęły iść w dół.
Staram się być jak najbardziej obiektywna.
Przede wszystkim - mi chodzi tu o efektach specjalnych :) Osobiste sympatie i antypatie odstawiłam na bok :)
W kwestii efektów specjalnych może być tak, że może być bardzo głupi film ze świetnymi efektami, ale może być też fantastyczny film, który zszarpie duszę, ale efekty będą na poziomie lat 80' :)
Obejrzałam Hobbita w 3D i 2D. Obie wersje zrobiły na mnie ogromne wrażenie wizualnie, dla mnie to była uczta dla oka. Nie mogę się doczekać DVD z dodatkami, z materiałów na necie wynika, że ekipa ponownie wykonała gigantyczną pracę. (dlatego jest dla mnie szok, ze przegrali z tygrysem, a w kostiumach z Les Mis)
Kwestii co sądzę o filmie nie będę poruszała, bo to nie to forum ;)
No ja na pewno kupię życie Pi jak wyjdzie na DVD, Hobbita również. Ale fakt, że Pi tchnął nieco świeżości jeśli chodzi o filmy, które zostały wystawione, to wolę jego faworyzować. WP miał swój czas, trzeba dać szansę innym filmom.
Les Miserables nie widziałam. Ale cieszę się, że krolewna śnieżka i łowca NIE dotastali oscara, to by była paranoja- sama nominacja mnie zaskoczyła, bo te czarne kryształowe ludziki były marnie wykonane, a w zaczarowanym lesie, króliczki wiewiureczki i jeleń wyglądały gorzej niż nasze rodzime reklamy piwa Żubr ;f.