Film cieszył się dużym zainteresowaniem mojej skromnej osoby w zasadzie już od premiery w polskich kinach. Człowiek usłyszał o przesłaniu, efektach specjalnych, wielkiej przygodzie oraz o filozofii życia... Chciałem aby pochłonął mnie piękny, przytłaczający obraz podkreślony rozważaniem nad sensem ludzkiego życia, roli Boga w tym życiu, wreszcie o niezmordowanej ludzkiej woli przetrwania... Niestety w kinie nie dane mi było zobaczyć ten kolorowy obraz. Zostało dvd... A potem został niedosyt i w dużym stopniu rozczarowanie...
Przygoda piękna, niesamowita, momentami wciągająca ale tak cholernie, nachalnie "ugrzeczniona", że aż zęby bolą... Jak filiżanka herbaty z której wysypuje się cukier...
Efekty specjalne na wysokim poziomie. Zacieranie się granic pomiędzy kadrami, znaczne natężenie barw, ciekawa próba przedstawienia ruchów tygrysa błądzącego po szalupie (oczywiście próba bo ogólnie myślałem, że będzie to bardziej naturalnie wyglądać), a także innych zwierząt (za wyjątkiem hieny). Piękne obrazy, jak choćby scena w basenie w Paryżu, kiedy wydaje się, że człowiek płynie po niebie... Niestety efekty są wszędzie w tym filmie, przy czym obraz atakuje z każdej strony sporą dawką sztuczności. Nawet krajobrazy podrasowane, przecież naturalna przyroda potrafi być piękniejsza niż wyobraźnia grafika! Dodatkowo bardzo sztucznie wyglądająca scena sztormu z zatonięciem statku. Efekty nienaturalnie wyglądające!
Grzeczność w ukazaniu przygody życia tytułowego Pi. Wydaje mi się, że o ile ochrona młodego widza przed niepotrzebną brutalnością w scenie w zoo z tygrysem w roli głównej jest uzasadniona, to jednak brak właściwej dramaturgii w rywalizacji młodego mężczyzny z dzikim tygrysem jest już sporym nadużyciem. Grzeczne dialogi przy rodzinnych posiłkach. Brak zarostu na twarzy Pi po tylu dnich żeglugi. Nawet narracja z Bogami, bardzo inetersująca ale również bardzo grzeczna. Wszystko jakby na pół gwizdka...
Film, jak i główny bohater rzucają tezami, teoriami, grożą ciężkimi argumentami ( "sam zdecydujesz w co wierzysz", "zobacz czy się przekonasz", "odkryłem Boga"). Ale niestety nie ma argumentów. Wszystko jest poruszone, zaczęte, zaznaczone a widzowi pozostaje niedosyt, a później chyba już tylko rozczarowanie i złość.
Film próbuje opowiedzieć o wszystkim, opowiadając właściwie o niczym. Rzuca komunałami, hasłami, tryska symboliką. Truje słodkością. Ale na szcżęście nieśmiertelnie. Chwile, w których Pi poddaje się woli najwyższego podczas sztormu w szalupie są najpiękniejszymi i chyba najbardziej wartościowymi momentami tego obrazu. Człowiek staje się nagim w oku lwa.. A może bezgranicznie ufa dobru najwyższego?
Myślałem, że będę miał przyjemność wyruszyć razem z Pi w podróż jego życia, zarówno tą fizyczną, ale także duchową i ideologiczną. Niestety postanowił mnie ze sobą nie zabrać.