Którą wersję wybieramy?
Tę, którą ukazana jest przez większość filmu - piękną walkę o przetrwanie; kolorową, baśniową aczkolwiek zmyśloną i nieprawdziwą historię. Czy może brzydką, brutalną, LUDZKĄ aczkolwiek prawdziwą wersję?
A teraz przenieśmy to na pole wiary w istnienie Boga. Czy wierzymy w Boga, życie wieczne, zbawienie, czy w chwilach największych dramatów możemy zawsze opierać się na boskiej miłości, na nadziei, że w przyszłym życiu będzie lepiej, że Bóg jest wszystkim? Czy może wszystko jest szare, zwykłe, brutalne, pozbawione głębszego sensu........ ale prawdziwe?
Nasuwają mi się jednoznaczne wnioski czy film ten po prostu miał utrzeć nosa osobom wierzącym czy może wręcz przeciwnie, ale został on zawalony na poziomie scenariusza i stawia pytania w niewłaściwy sposób? Dodam, że jestem osobą wierzącą natomiast katolikiem zostałem mimowolnie i nie praktykuję ;)
Tak poza tym film ogląda się przyjemnie, ale wyjątkowo irytujący główny bohater, zarówno stary, ale zwłaszcza młody Pi. Szczególnie drażniło mnie kiedy mówił "Riciard Parkier"
1. Życie bez boga może być kolorowe, dobre, z głębokim sensem i prawdziwe - zapewniam :)
2. Mam to samo wrażenie, główny bohater jest denerwujący we wszystkich stadiach swojego życia. Drażnił mnie jako dzieciak, nastolatek i jako dorosły, jak to się udało twórcom? :o
3. Film został zmaszczony w warstwie fabularnej. Został sprowadzony do 1 banalnego pytania: czy wolisz historie o tygrysach i czy ludożercach. Zgodnie z logiką tego filmu twoja odpowiedź decyduje czy wolisz życie z Bogiem, czy bez Boga.
Ad. 1 Tutaj całkowicie się z Tobą zgadzam. Niewłaściwie ująłem w słowa to, co miałem na myśli. Chodziło mi po prostu o to, że po seansie, wyciągając logiczne wniski z filmu, nasuwa się na myśl takie przesłanie: wierzysz w Boga - wierzysz w fikcję. Twórcom filmu chyba jednak nie o to chodziło...
Nie jesteś jedynym, który doszedł do takiego wniosku :) już kilka osób na filmwebie zadało sobie pytanie, czy o takie przesłanie twórcom chodziło.
I właściwie - o co im chodziło!
Jak dla mnie to nie chodzi tu o wiarę w Boga, przynajmniej żadnego konkretnego. W pewnym momencie Pi mówi coś takiego, że wierzy zarówno w Boga, jak i w Allaha, Wisznu i inne hinduskie bóstwa. Wierzy w COŚ, w jakąś siłę, która pomaga człowiekowi w trudnych chwilach, opiekuje się nim itd. I metaforą tego CZEGOŚ jest właśnie historia "zwierzęca". Ojciec sugeruje mu wiarę w rozum, naukę. Wydaje mi się, że Pi zdaje sobie sprawę ze "sztuczności" swoich bogów, ale świadomie wybiera wiarę w coś nierealnego, po prostu potrzebuje tego, by móc radzić sobie z, w jego przypadku traumatyczną i straszną, rzeczywistością.
A mi się główny bohater bardzo spodobał, był taki jaki powinien być, a ja bardzo lubilam jak on mówił do Richarda Parkera, zawsze wywoływało to uśmiech na mojej twarzy, bo to imię tak nie pasowało do dzikiego zwierzęcia, że aż to było zabawne. Poza tym świadczyło to jak chlopak przywiązał się do zwierzęcia nawet jeśli przez większość filmu miał chrapkę na niego.