Wydaje mi się, że film aspirował do bycia filmem ambitnym, o mocnym, interesującym przekazie - jednak ani nie jest specjalnie ambitny, a przekaz jest wręcz kiepski. Moim zdaniem cały przekaz jest dokładnie tym, czym była filmowa historia z tygrysem itp. Jest bujdą. Mimo tego, co na przykład w naszym państwie nasze kochane władze nam wmawiają - że żyjemy na zielonej wyspie, że jako jedynie mamy wzrost gospodarczy itp - jest to bzdura. Nie ważne czy w to uwierzysz czy nie - rzeczywistości nie zmienisz. Co więcej - chowanie głowy w piasek powoduje, że rzeczywistość dopadnie i uderzy nas jeszcze mocniej.
Tak samo uciekanie od tego co nas spotkało zamiast zmierzenia się z problemem i 'zaakceptowania' go - jest mało realne i raczej skutkuje chorobami psychicznymi (czasem nawet psychofizycznymi) niż pełnym harmonii życiem, jakie miał w filmie dorosły już Pi.
Jeśli chodzi o odniesienie do Boga - sądzę, że było to postawione na głowie, gdyż tak naprawdę żyć z Bogiem jest trudniej niż udając, że Go nie ma. Jest to jednak temat na inną dyskusję, zresztą w kontekście wydarzeń przedstawionych w filmie można to zrozumieć w inny sposób.
Oczywiście uznaję świetne zdjęcia, całkiem niezłą miejscami grę aktorską.