Być może Jeff Nichols potrafi zabawnie opowiadać o swoim życiu, jednak sztuka ta na pewno nie udaje się reżyserowi filmu "Życie idioty". Jest kilka zabawnych scen i to wszystko. Film raczej przygnębia, niż daje zabawę, a to za sprawą nieszczęsnego głównego bohatera. Filmowy Jeff to człowiek gnębiony przypadłościami, ma niższą niż normalna inteligencję, dyslekcję, dysgrafię, zespół turreta i wiele wiele innych. Wszystko to czyni z niego istny magnes katastrof i kompromitacji. Nic dziwnego, że był alkoholikiem i szczerze mówiąc nie bardzo wiem, czemu przestał nim być. Jeff jest poczciwy, ale nieszczęśliwy. I w wykonaniu Seanna Williama Scotta jest mi go raczej szkoda i wcale nie mam ochoty się śmiać (no poza dwiema sytuacjami). Scott poradził sobie całkiem nieźle z rolą, ale przy tej reżyserii nie było szans na dobry film.