Prowadząca próbuje bawić rażącą ignorancją i to jest bardziej żenujące niż zabawne. Opowiada oczywistości w niby prześmiewczy sposób, ale ludzi nauki nie wprawia - jak w opisie - w zakłopotanie, a co najwyżej w zażenowanie. Zadaje tak głupie pytania, jak np. „Czy wszyscy mamy DNA, czy jedni mają D, a inni A” (haha… że niby N rozumie jako skrócone ‚and’, no boki zrywać).
Jak dla mnie to taki poziom żenady jak późny Kuba Wojewódzki, próbujący na siłę robić bekę z gości, przekraczając moment kiedy przestaje być zabawny, a staje się irytujący i napastliwy dla gościa który próbuje odpowiedzieć na pytanie.
No ale czego oczekiwać… to Netflix.
Trochę się zgadzam, a trochę nie. Rzeczywiście dużo żartów tu jest na siłę. Tak samo nie podobało mi się, że sceny rozmów ze specjalistami są tak poucinane, a przecież to one są najlepsze w serialu. Zabrakło tu pomysłu i pewnie reakcje rozmówców nie nadawały się do emisji. Z drugiej strony jakość niektórych żartów na pewno jest o wiele lepsza dla ludzi, dla których język angielski jest pierwszym językiem. Czasami samo brzmienie zdań mogło rozbawić, jak np. pojawiające się wielokrotnie "our souls". Ale może szukam plusów na siłę.