W "Scarface" Pacino oddał kawałek siebie, co zaowocowało filmem genialnym.
Tutaj zrobił dokładnie to samo... ale nie wyczuwam tutaj nic rewelacyjnego.
Al Pacino to bardzo wiarygodny aktor, wczuwa się w role, które gra. Jest jednak wiele rzeczy, które MNIE (zaznaczam, bo to tylko moja opinia) się nie podobają. Przekrzykiwanie się podczas kłótni na ten przykład to nie dla mnie. Nie lubiłam tego w żadnym filmie z tym panem w roli głównej i tutaj też nie mogłam znieść jego darcia się. Ten film mnie nie powala. Ale fabularnie jest bardzo dobry. Ale punkcik mniej za drobne głupoty.
A mnie zawsze drażniła sztuczność kina, gdy każdy ma dokładnie tyle do powiedzenia ile spodziewa się druga osoba, ile jest w scenariuszu. Żadnego przekrzykiwania się, żadnego wchodzenia w słowo, przerywania wypowiedzi, kpiny, grymasu twarzy. Wyobraźmy sobie, gdy jeden aktor ma do wypowiedzenia kwestię a drugi ma zacząć zaraz po nim, jednak ten drugi robi coś spontanicznego - przerywa pierwszemu mówiąc coś w stylu "Bzdury! Nie mogę już tego słuchać!". Czasem mam wrażenie, że albo Al Pacino naprawdę tak robi, albo scenariusze są pisane pod niego. Bo czy tak właśnie nie jest w życiu? A może to tylko typowe dla naszego wspaniałego kraju i butnej, sarmackiej natury (5 minut transmisji obrad z sejmu - jak ktoś komuś nie przerwie to cud). Ja to kupuję. W życiu przerywamy innym, inni przerywają nam. Zapominamy o kulturze rozmowy i podnosimy głos bo... bo czujemy emocje a nie sztucznie czytamy "scenariusz życia". Życie to nie książka, nie skrypt. Tu czasem ludzie mówią jednocześnie a nie jeden po drugim. Ukłon w stronę Ala i całej jego twórczości, albowiem właśnie to jest prawdziwe kino! Ale jest to moja opinia i, jak też moja przedmówczyni, pragnę to zaznaczyć. Może niektórzy mają dość prostactwa, buty, chamstwa i ciągłych krzyków. Dla takich osób ... And justice for all nie pozwoli zapomnieć, jak wygląda "dialog" w prawdziwym życiu. Pozdrawiam
Silyen: podoba mi się twoje wypowiedź.
Kyrie: też nie znoszę bezsensownego darcia ryja na ekranie, ale z ust Ala go nie uświadczysz w tym filmie. [W jednej z pierwszych scen popełnił ten błąd Jeffrey Tambor, ale można się tego było spodziewać po poślednim aktorze.] Pacino doskonale wie kiedy podnieść głos, tak jak zauważył(a) Silyen - było to wyrazem emocji.
Ostatnia scena - EPICKA! Zburzenie "czwartej ściany" przez Ala jeszcze spotęgowało wrażenie. Film bardzo trafnie ukazuje jak popaprane jest życie, jak do cna zbutwiałe są instytucje, które deklarują praworządność (podobna tematyka w Serpico, ale nie tak skrupulatnie i adekwatnie zinterpretowana). Bardzo życiowy film, Pacino gra jak to on właśnie potrafi najlepiej,10/10
Och, jak miło zauważyć post tak wcześnie. (:
Nie twierdzę, że ich nienawidzę, po prostu do mnie nie trafiły. Arthur Kirkland wydawał mi się człowiekiem, który angażował się całym sobą we wszystko, co robił. Dlatego bardzo się zdziwiłam, gdy zobaczyłam scenę jego osta... ostan.. ostacyj.. ym.. byle jakiego zachowania względem swojej randki, nawiązania głośnej kłótni, zażerania się z otwartą gębą (co akurat Pacino robi często - a może się mylę) chińskim żarciem. Romantyzm jak cholera. Może masz inne zdanie?
I błagam, przypomnij mi, o jakie słowo mi chodzi, bo nie zasnę w nocy. OSTENTACYJNE! Już wiem. (:
Serpico i Pieskie popołudnie to wg mnie najlepsze role Pacino jakie dotychczas widziałem. Za chwilę będę oglądał I sprawiedliwość. Może dojdzie do dwóch wyżej wymienionych.