Wypowiedź swoją zacznę od tego o czym nikt do tej pory nie pomyślał a co zasadniczo jest chyba
najważniejsze - gusta i guściki... Można naturalnie spierać się co kwestii słuszności odbiegania w Quantum
i RC od utartych "bondowych" schematów i tradycji ale wszystkie dywagacje na ten temat sprowadzają się
do jednego - czego widz (konkretny widz) oczekuje od filmu. W zależności od tego jednego czynnika
będziemy więc oceniać formę ewolucji filmu jako pozytywną bądź negatywną. Chciałbym jedynie - zupełnie
na marginesie - przypomnieć wypowiadającym się poniżej tradycjonalistom, że to właśnie tacy jak Wy
pierwsi kładli głowy podczas wszystkich rewolucyjnych przewrotów. Jako jedna kategoria - nie elastyczni.
A teraz do meritum. Moim skromnym zdaniem QoS (oraz łącznie z nim rozpatrywane RC - uważam, że oba
obrazy powinno się oceniać nierozerwalnie jako jeden) świetnie trafia w oczekiwania dzisiejszej, myślącej,
części społeczeństwa. Nareszcie widzimy człowieka z krwi i kości a nie nażelowaną postać otoczoną
niewidzialnym polem siłowym, odpychającym kule i ciosy wymierzone w "śliczną i gładką buzię". Nareszcie
mamy przed sobą agenta, który na początku ścieżki kariery nie do końca radzi sobie jeszcze z
oddzieleniem uczuć i emocji od pracy, którą wykonuje. Taki właśnie jest James Bond w wykonaniu Daniela
Craiga. Prawdziwy. Młody - relatywnie - człowiek, który cierpi, krwawi i jeszcze przez chwilę wierzy, że
wcale nie musi chować się za cynizmem i ironią. Czasami jest niezgrabny. Sprawia pozory topornego
'kloca', ale to przecież dopiero jego początki... Wyrobi się. Przecież wszyscy oglądaliście pozostałe odsłony
przygód 007.
I właśnie tak powinno się oceniać dwa ostatnie filmy o 007. Jako wgląd w pierwsze lata kariery Bonda. Z
jednej strony widzimy tu twardego, zimnego i bezwzględnego agenta, który spycha człowieka z dachu nie
zastanawiając się nawet specjalnie nad jego tożsamością a z drugiej mężczyznę, który niezgrabnie wyznaje
kobiecie miłość (scena na plaży z CR). Nie mieliście wrażenia, że te słowa zupełnie nie pasują? Bo ja właśnie
tak go widziałem - jako faceta, który nagle zdaje sobie sprawę z tego, że ma uczucia i że nagle okazuje
się, że ma w życiu alternatywę. Dopiero później przekonuje się o ile bezpieczniejszy jest styl życia jakie
oglądaliśmy we wcześniejszych 20 częściach. No cóż... może przekonuje się to nie jest najlepsze
określenie, bo przecież decyzja nie należała wcale do niego.
Nawiązując jeszcze pokrótce do tak nurtującej wszystkich piosenki... to moim zdaniem doskonale pasuje on
a do klimatu QoS. Jest ostra, niespokojna. Miejscami niezgrabna. Ale pojawia się w nim przecież tajemnicza
- w 100 % 'bondowa'- linia fortepianu. Pojawia się intensywne preludium. Jest dokładnia taka, jak film i
postać grana przez Daniela Craig'a. Wydaje mi się, że partnera dla Alici Keys wybrano nieprzypadkowo...
Potrzebny był głos, który jej czyste brzmienie 'wzbogaci' o to, co Daniel Craig wniósł w mydłkowatą postać
dotychczasowego Bonda.
O sławnych tekstach, drinku i gadżetach (całe szczęście, że już ich nie ma... to nie sf) już nawet nie
wspomnę bo na ten temat napisano już dużo.
Nowy Bond, to film dla widowni dojrzałej, która zna swojego bohatera i potrafi spojrzeć na dwa ostatnie
odcinki w kontekście całości...
A tym, którym nowa koncepcja Jamesa Bonda się nie podoba polecam ostatnią linię dialogową filmu:
"M: I need you back
JB: I never left..."
Starałem się zachować obiektywizm... Jeżeli któregoś z czytelników nie przekonują powyższe słowa to do
powiedzenia mam Wam tylko jedno...
"Documentos por favor"
Wczoraj byłem w kinie i powiem szczerze, że po seansie przekonywałem do nowego Bonda swoją dziewczynę używając tych samych argumentów co mój przedmówca :-)Ewolucja serii (choć właściwie CR i QOS to prequele)idzie w dobrym kierunku. Cóż- brak zmian i postępu to przecież cofanie się!
Pozdro!
Najlepszy temat na jaki tutaj trafiłem narazie. Pięknie i konkretnie zilustrowane zalety nowego Bonda. Zgadzam się w zupełności, a "documentos por favor" na moim seansie rozbroiło wszystkich ;).
Dziękuję pięknie za miłe słowa :)
Zwłaszcza, że to mój pierwszy post na filmwebie.
Pozdrawiam obu Kolegów!
w zupełności się zgadzam i popieram twoją recenzję nowego bonda.I chcę jeszcze od siebie dodać że bond grany przez Craiga zachowuje sie jak prawdziwy twardy man a nie jak poprzedni cipkowaci formani
Dzięki za ten temat. Taka mała 'instrukcja' Quantum of Solace przyda się paru osobom. Mnie już ręce opadają od niektórych postów, strasznie marudni są dzisiejsi internauci... Pozdrawiam.
Gdybym miał coś napisać na temat "QoS" napisałbym dokładnie to samo! Pozdrawiam autora!
No wreszcie... Ja często powtarzałam, że to w końcu początek Bonda nie mógł być od razu idealny.
Już zaczynałam czuć się gorsza, dlatego, że nie brakowało mi gadżetów, Q, Astona i przede wszystkim Bonda jak z obrazka. A tu jednak głosy za tym, że Bond się zmienia na dobre i,że nie zapycha nas czasem fajnymi lecz czasem "przedobrzonymi" elementami całości serii, które stawały się czasem karykaturalne.
Bond ludzki z emocjami i dylematami- to mi się podoba.
gdybym tylko potrafiła nazwać i powsadzać w 'ramy' to co myślę na tema tego filmu - napisałabym coś takiego jak TY. Zgadzam sie w 100%.
nigdy bonda nie lubiłam - gadżeciarski film o czymś czego nie ma. A teraz... Bond to prawdziwy facet. I to jaki!!
Zgadzam się w 100%, wreszcie ktoś mądrze przedstawił losy nowego Bonda i chwała ci za to, bo to co tu piszą to aż oczy same się proszą, żeby tego nie czytać. Nowy Bond to postać bardziej zbliżona rzeczywistości niż postacie z pozostałych filmów z Bondem. Napiszę to dużymi literami, żeby ci co narzekają zobaczyli to i zrozumieli: TO JEST NOWA WIZJA BONDA, KTÓRA ZACZEŁA SIĘ OD CASINO ROYAL NA NOWO, poprostu na całą historie Bonda zostało rzucone nowe światło, po co robić coś co już było i odgrzewać kotleta jak to się mówi, po mówiąc łagodnie klapie ostatniego filmu z Brosnanem, trzeba było wprowadzić coś nowego, świeższego i to twórcą się udało, a nie naśladowali pozostałych, tylko zaczeli od nowa tworzyć Bonda i to jest duży plus. Wszyscy też mają zarzuty do Craiga, ale ja uważam, że sprostał zadaniu na 110%, chociaż z początku typowałem kogoś innego na Bonda, ale nadał tej postaci nowy wymiar, po którym widać, że nie jest lalką barbi, on żyje, ma uczucia itd. A najbardziej co mnie rozśmieszyło to jak ktoś napisał wcześniej, że Bond chodzi cały czas, czy przez większość filmu brudny. No ludzie wy chyba nie ruszacie inteligencją, jak ktoś kto rzuca się, walczy w takich brudnych, zakurzonych itd miejscach się nie pobrudzi, tak było dawniej, że się rzucali wszędzie i niebyło nawet śladu że są brudni, tylko odrazu byli czyści, wyżelowani i z makijażem. Najlepiej radze iść na budowe, potarzać się trochę i zobaczyć czy jesteście czyści, proszę o trochę inteligencji tylko. I żeby ktoś nie pomyślał to nie jestem fanem Bonda od CR, bo widziałem wszystkie Bondy. A na koniec zacytuje, nie wiem czy akurat dokładnie, ale moją ulubioną kwestie, taki urywek no :) z QoF:
G: Damage Good!
Mozna zacząć od tego, jak Bond się zmienił, jaki jest, co przeżywa i co w filmie jest, a czego już nie ma. Można, tylko po co? Słusznie zuważyłeś, że wszystko jest kwestią oczekiwań widza, choć niezgrabnie naznaczyłeś preferencje inne od twoich jako "guściki". Dywagacje na temat tego jak Bond się zmienił prowadzone były już przy premierze Casino Royale i każdy zapewne został przy swoim, więc temat jest trochę odgrzewany.
Dla jasności, jednak, można jeszcze trochę ten temat pomęczyć i przyjąć, że widzowie w większości chcą oglądać bohatera budzącego i czującego emocje, bohatera silnego charakterolgicznie i walczącego w jakiejś sprawie tak bardzo, że poświęca swoje człowieczeństwo. Do tego, cała komiksowa otoczka, która przecież (zgodnie z trendami) nawet w adaptacjach komiksów jest redukowana, wyrażająca się w Bondzie zarówno w gadżeciarstwie jak i pragnących zagłady świata antagonistach, jest tylko ograniczeniem uniemożliwiającym serii bycie czymś więcej niż bajką dla większych dzieci.
Na koniec, ja osobiście, mogę stwierdzić, że ze wszystkim wymienionym powyżej, i tym pominiętym, choć wymienianym wcześniej, się zgadzam, i wręcz jestem całym sobą za tymi zmianami.
A teraz możemy przejść do filmu, który już istnieje i wyjść poza oczekiwane zmiany i uwspółcześnienia. Quantum of Solace wbrew temu co piszesz z Casino Royal tyleż łączy co dzieli.
Łączy go fabuła, tzn. mamy dalszy ciąg intrygii zapoczątkowanej w CR. Z drugiej strony, jeśli chodzi o złożoność fabuły, złożoność postaci, a nawet logiczność niektórych scen, QoS okazuje się być filmem z innej bajki. (proponuje zapoznać się z tematem w którym popełniłem kilka tekstów o konkretach http://www.filmweb.pl/topic/1026303/O+co+chodzi.html)
Bond w tym filmie jest naprawdę głęboko naznaczony emocjami, co wyraża się zarówno w jego postępowaniu, jak i nielicznych dialogach tego tematu dotykających. I to jest dużym plusem tego filmu, zgodnym z przyjętą formułą zmian (o ile ktoś na tę formułę się zgodził).
Zwróćmy jeszcze uwagę na postać Greene'a. Gra Mathieu Amalrica dała tej postaci niesamowitości, ale przyglądając się bliżej tej postaci znajdziemy parę "ale". Przede wszystkim "obślizłgły typ" roztacza nieprzyjemną aurę, ale, co ciekawe, niektórzy zaczucają mu nijakość. Ja sam mam z tą postacia problem, czy naprawdę jest aż tak intrygująca (w swojej chciwości?) ? Greene rysowany jest jako główny przeciwnik Bonda, podczas gdy dla Bonda jest naprawdę tylko pionkiem, a raczej narzędziem. 007 potrzebuje od niego tylko informacji, i gdyby on ich nie miał, jego niecne zamiary dotycznące Boliwijskiej wody, szukający winnych śmierci Vesper Bond miałby w głębokim poważaniu. Ten brak konfliktu jest odczuwalny. Tymczasem postać, o której nawet widz wie, że jest dużo ważniejszy, jest odsunięta na bok, chodzi oczywiście o Mr White'a.
Możemy rozwodzić się nad subtelnościami bohaterów i fabuły, ale nowy Bond został skrojony na kino akcji, i trzeba nie lada wysiłku, żeby go w ten sposób nie odbierać. Co gorsza, moim zdaniem, nie odbieranie go w ten sposób, jeszcze obniża możliwą ocenę - w ogóle jest chyba nie możliwe.
A jako film akcji Bond wypada źle. Być może sceny akcji są w tym filmie pokazane inaczej niż dotychczas, ale nie jest to zmiana na plus. To co w (stałe porównanie) Bourne'ach było nowatorską prezentacją akcji z samego jej środka, tutaj zostało ordynarnie wypchnięte za granice wytrzymałości widza (przynajmniej mnie), a już na pewno poza granice możliwości percepcji (świadczy o tym nie jeden wątek na tym forum i nie jedna opinia w recenzji). Dawniej przyjmowano, że szybki montaż i bliskie ujęcia to sposób na pokazanie akcji tak, żeby właściwie nic widać nie było. Tymczasem w Bondzie wydano 230 mln $ a efekt jest taki, że też nieraz nic nie widać.
Dla jasności, ja nie jestem fanem kina akcji, można nawet powiedzieć, że przyjmuje je tylko w najwyższej formie. Ale ja się o taki film nie prosiłem. Casino Royale, mimo całego inwentarza zmian, takim filmem nie było, i żadne Twoje zaklęcia, o odbirze tych dwóch filmów jako całości mi nie pomogą.
QoS jest mieszanką dramatu (tak!) i kina akcji. Gdyby proporcje były zachowane, wątki dramatyczne być może ratowałyby ten film. Moim zdaniem wymagałoby to jednak większej złożoności fabuły (choć niekoniecznie). Jednak nacisk został postawiony na kino akcji. To może rozgrzeszać dość prostą fabułę i słabe postacie drugoplanowe. Warunkiem są wybitne sceny akcji. Moim zdaniem to jest niestety najważniejsze kryterium dla tego filmu. Ja już o scenach akcji napisałem. Na koniec dodam, że podczas ich oglądania moje oczucia wachały się między zmęczeniem (tymi scenami), a znudzeniem.
PS
Wyłapałem kilka twoich stwierdzeń, które moim zdaniem idą za daleko. Piszesz je z autorytatywną pewnością, nie wiem czy na pewno uzasadniną:
"trafia w oczekiwania dzisiejszej, myślącej, części społeczeństwa" (skąd to "myślacej"? Czy aby na pewno to jest kluczem?)
"Nowy Bond, to film dla widowni dojrzałej, która zna swojego bohatera i potrafi spojrzeć na dwa ostatnie
odcinki w kontekście całości..." (nie jestem pewien tej dojrzałości)
"oraz łącznie z nim rozpatrywane RC - uważam, że oba obrazy powinno się oceniać nierozerwalnie jako jeden" (mimo wszystko QoS to oddzielny film)
"gusta i guściki" (wolę: "bywają różne gusta")
Pozdrawiam
Cieszę się, że sprowokowałem Cię do tak długiej wypowiedzi. I to mimo faktu popełnienia przez Ciebie
kilku innych tekstów na powyższy temat.
Ponieważ Twój post jest w swej formie kwadratem mojego, aby nie rozwlekać i nie nużyć innych
zainteresowanych, skupię się jedynie na dziwnych, acz przyznaję delikatnie zaznaczonych "zarzutach" czy
też - jak kto woli - uwagach, którymi byłeś uprzejmy się z nami podzielić.
Ocenę zgrabności pozostaw każdemu do indywidualnego rozpatrzenia. Wcale nie twierdzę, że moje
preferencje należą do kategorii "gustów" a wszystkie pozostałe do "guścików". To Twoja interpretacja...
(jakiś utajony kompleks...?)
A teraz już szybko i bez zbędnych dygresji:
W pewnym wieku można pozwolić sobie na autorytatywne wypowiedzi.
Przynależność do określonej grupy (tu: ludzi myślących i dojrzałych) upoważnia do wysuwania powyższych
wniosków. Jakkolwiek pamiętać należy, że kategorie te są niezwykle nieostre więc niektórym tylko zdaje się,
że należą do wymienionych grup. Łatwo się pomylić.
Przykro mi, że nie trafiłem w guściki Szanownego przedmówcy. Jednakowoż pocieszające jest, że nie
wszyscy czytelnicy tego wątku wykazują tak daleko idącą potrzebę deprecjonowania wypowiedzi innych
osób i skupiają się na meritum.
Z poważaniem,
życzliwy.
Szkoda, że nie dałes się wciągnąć do dyskusji na temat wartości artystycznych samego filmu.
Nie wiem co znaczy, że mój tekst jest kwadratem twojego. Na oko patrząc 1/3 to streszczenie porusznego przez Ciebie aspektu. Streszczenie to miało odsunąć nieistotne, w każdym razie, moim zdaniem, nie decydujące o "słabości" filmu, aspekty. Szkoda, że pozostałe 2/3 pominąłeś..
Część psychologiczno-socjologiczną pominę, bo mnie nie interesuje, jeśli nie odnosi się w żaden sposób do kina.
W moje guściki nie trafił film! Z twoją wypowiedzią się najwyżej nie zgadzam, choć cenię jej walor estetyczny.
wg mnie jest to nie tyle ewlocuja serii co również wzbogacanie serii. Nie podobają mi sie głosy że umarł Bond... czego wy ludzie oczekujecie.. że ciągle będzie to samo !? Ja QoS i CR bardzo popieram choć w QoS strasznie irytowały mnie zbiegi okoliczności ...
@andrzej.wloch
Jeszcze jedno: "Jednakowoż pocieszające jest, że nie wszyscy czytelnicy tego wątku wykazują tak daleko idącą potrzebę deprecjonowania wypowiedzi innych osób i skupiają się na meritum."
Wygląda na to, jakbyś źle znosił krytykę. Przecież jeśli piszesz taką wypowiedź powinieneś się liczyć z tym, że nie wszyscy przyklasną.
Żeby było śmieszniej, to przecież ja się jakoś znacząco z twoimi poglądami na nową wizję Bonda nie różnie. Wskazałem tylko, że wg mnie, nie dlatego Bond jest słaby, a nawet jest słaby POMIMO spełnienia nowych, pożądanych warunków.
Dla ostatecznej jasnści:
Casino Royale 9/10
Quantum of Solace 6/10 (zastrzegam, że być może po ponownym seansie ocena może skoczyć do 7 - czasem tak bywa)
Faktycznie, co do ewolucji Bonda nie mam zastrzeżeń, a raczej do jego uwstecznienia (w końcu QoS i RC to prequele). Ogólnie ciężko nie przyznać Ci racji kiedy charakteryzujesz postać agenta 007 przentowaną w nowym filmie. Jednakże zdecydowanie obrażasz "dzisiejszą, myślącą część społeczeństwa" oraz "widownię dojrzałą", gdyż nie wszystkim z nich przypadłby nowy Bond do gustu, z jednego prostego powodu: z agenta jego królewskiej mości zrobili postać, poniekąd wyrazistą, zdecydowanie niekuloodporną i krwawiącą, preferującą brutalne, nieprzemyślane szarże na wroga. Pozwolę sobie zapytać skąd my to znamy? Ano chociażby z pierwszego lepszego filmu akcji produkcji USA jak Die Hard, Rambo, Blade, czy cokolwiek w ten deseń trafiające. Bond stracił to mrugnięcie okiem w stronę widza, ten wieczny, szarmancki uśmiech mówiący: "Tak, znowu się przedstawie powtarzając swoje nazwisko", stracił ten wyróżniający go element w gronie filmów akcji.
Owszem zmiana jest na pewno atrakcyjniejsza od powtórzonego schematu, ale dzięki tej zmianie wpadliśmy w sidła powielonego wielokrotnie częściej scenariusza filmów akcji, gdzie fabuła to tylko pretekst do wydania niebagatelnych kwot na efekty specjalne.
A te emocje o których wszyscy się tak rozpisują? Jeżeli uważacie że kamienna twarz głównego bohatera zdradza je wszystkie to gratuluję spostrzegawczości. Dla mnie Bond biegał i zabijał bez większej ideologii. Nie szukałem igły w stogu siana analizując każde jego posunięcie pod kątem nieistniejących emocji jakie nim targały. Natomiast upijanie się i bezsenne noce to nie jedyne symptomy wewnętrznej rozterki, chociaż w Amerykańskich produkcjach zdecydowanie mają na to monopol.
Na koniec polecę nowego Bonda, choć nie wiem komu skoro wszyscy już go chyba widzieli, przestrzegając jednak że nowe dzieło o agencie 007 jest bliżej Pentagonu niż Królowej.
P.S. duet Alicia Keys i Jack White spłodził opening song jakich mało, mój osobisty numer 1.
Faktycznie, co do ewolucji Bonda nie mam zastrzeżeń, a raczej do jego uwstecznienia (w końcu QoS i RC to prequele). Ogólnie ciężko nie przyznać Ci racji kiedy charakteryzujesz postać agenta 007 przentowaną w nowym filmie. Jednakże zdecydowanie obrażasz "dzisiejszą, myślącą część społeczeństwa" oraz "widownię dojrzałą", gdyż nie wszystkim z nich przypadłby nowy Bond do gustu, z jednego prostego powodu: z agenta jego królewskiej mości zrobili postać, poniekąd wyrazistą, zdecydowanie niekuloodporną i krwawiącą, preferującą brutalne, nieprzemyślane szarże na wroga. Pozwolę sobie zapytać skąd my to znamy? Ano chociażby z pierwszego lepszego filmu akcji produkcji USA jak Die Hard, Rambo, Blade, czy cokolwiek w ten deseń trafiające. Bond stracił to mrugnięcie okiem w stronę widza, ten wieczny, szarmancki uśmiech mówiący: "Tak, znowu się przedstawie powtarzając swoje nazwisko", stracił ten wyróżniający go element w gronie filmów akcji.
Owszem zmiana jest na pewno atrakcyjniejsza od powtórzonego schematu, ale dzięki tej zmianie wpadliśmy w sidła powielonego wielokrotnie częściej scenariusza filmów akcji, gdzie fabuła to tylko pretekst do wydania niebagatelnych kwot na efekty specjalne.
A te emocje o których wszyscy się tak rozpisują? Jeżeli uważacie że kamienna twarz głównego bohatera zdradza je wszystkie to gratuluję spostrzegawczości. Dla mnie Bond biegał i zabijał bez większej ideologii. Nie szukałem igły w stogu siana analizując każde jego posunięcie pod kątem nieistniejących emocji jakie nim targały. Natomiast upijanie się i bezsenne noce to nie jedyne symptomy wewnętrznej rozterki, chociaż w Amerykańskich produkcjach zdecydowanie mają na to monopol.
Na koniec polecę nowego Bonda, choć nie wiem komu skoro wszyscy już go chyba widzieli, przestrzegając jednak że nowe dzieło o agencie 007 jest bliżej Pentagonu niż Królowej.
P.S. duet Alicia Keys i Jack White spłodził opening song jakich mało, mój osobisty numer 1.
Argumenty które przytaczasz odnośnie do zalet którymi cechowały się poprzednie odsłony przygód 007 są
istotne właśnie z punktu widzenia tego nieszczęsnego gustu (czy też guściku). Nie mam im absolutnie nic
do zarzucenia z logicznego oraz faktycznego punktu widzenia (rozróżnienie wprowadzone celowo...). Nie
mogę mieć, ponieważ są to argumenty które przytoczy każdy, kto po prostu woli Jamesa Bonda
prezentowanego w opisywany przez Ciebie sposób. Ironicznego, wysublimowanego i szarmanckiego.
Jako przedstawiciel drugiej grupy widzów cieszę się, iż twórcy zrezygnowali z tego wszystkiego czego
Tobie w filmie oraz wykreowanej postaci zabrakło.
I już... banalny fakt różnicy poglądów bezlitośnie ścina głowę ewentualnej dyskusji na temat wyższości X
nad Y.
Jednak nie mogę się powstrzymać przed powrotem do jednego argumentu. Z punktu widzenia fana
poprzedniego Bonda jest to chyba jedyny argument, który mógłby wprowadzić nieco zamętu do Twojej
wypowiedzi i podważyć jej słuszność - co nie jest bynajmniej moim celem, jako że odrębność zdania
szanuję.
Mam na myśli kwestię podstawową do której wciąż wracamy - RC i QoS pokazują Bonda
niedoświadczonego, zbuntowanego, brutalnego i niekiedy bezmyślnie szarżującego na wroga. Ten cynizm,
ironia i szarmancki uśmiech jeszcze się u niego wykształcą.
No ale żeby wkładać mu w usta MacClane'owskie "ipi-ka-jej mother***" to już drobna przesada...
Nie mogę się zgodzić, że Bond w wydaniu Craiga stracił ów wyróżniający go "element". Nie stracił go,
ponieważ murem stoi za nim dwadzieścia filmów w których James Bond jest właśnie taki. A my, widzowie,
wiemy o tym fakcie bo oglądaliśmy te dwadzieścia filmów. Wiemy więc o uśmiechu, o drinkach, o ogładzie i
przedziałku. Wiemy o tym, że to Bond. James Bond. Wiemy, że ma zegarek z laserem, pasek z harpunem i
teczkę z gazem łzawiącym a w samochodzie rakiety ziemia powietrze i karabin maszynowy, który porwie
na strzępy znienawidzoną instrukcję obsługi. Wiemy o tym wszystkim. Ale wydaje mi się, że twórcy serii jak
i sam Bond są coś winni rzeszy widzów, którzy przez te wszystkie lata oglądali szarmanckiego eleganta,
który z kotłowaniny przy barze w luksusowej restauracji wychodzi cało z niestłuczonym kieliszkiem martini,
przestępując nieruchome ciała nieprzytomnych wrogów. Są im winni wyjaśnienie co się stało, że "James...
Oh James..." jest właśnie taki a nie inny.
Zacytuję więc po raz kolejny ostatnie zdanie, które wypowiada nasz bohater:
"I never left"
i polecę Wam do przeczytania ten oto wątek autorstwa Kolegi Thin_Mana http://www.filmweb.pl/topic/1026838/Bond+umarł%2C+niech+żyje+Bond%21.html
który moim skromnym zdaniem trafia w samo sedno poruszonych przez mojego przedmówcę kwestii.
"Ten cynizm,ironia i szarmancki uśmiech jeszcze się u niego wykształcą."
Przy tym aktorze odgrywającym Bonda jakoś trudno mi to sobie wyobrazić;) Mi bardziej przypomina Gołotę, iż inteligentnego kolesia...ale to tylko moje zdanie;)
Postawiłbym inną tezę, nowa seria Bondowska może ma pokazać, że nawet z mięsistego "muła" zrobisz elegancika, kto wie. (wiem...nie uważam na słowa i obrażam...trudno;)
A ja właśnie powiem coś o tych 'nieistotnych' gadżetach chociażby - to jest właśnie to po czym można rozróżnić serie o bandzie od innych.
Wg mnie to już jest stała, nierozerwalna część tego filmu. Nie mówię że trzeba odrazu dawać mu latające buty czy teleportujący się samochód ALE cokolwiek powinien mieć - chociażby po to żeby podtrzymać tą kilkudziesięcioletnią serie... Wiem że to agent który dopiero zaczyna swoją pracę w wywiadzie ale cokolwiek powinien mieć.
Jeśli chodzi o głównego aktora i jego 'normalności' czy jak ktoś woli 'upodobnienia do prawdziwych ludzi'. No kurcze, wszyscy kochali bonda właśnie za to że miał nieskalane maniery, że potrafił zabijać, walczyć z taką elegancją jak nikt inny. Właśnie to, serie 007 odróżniało od setki innych filmów sensacyjnych. Idąc w kierunku normalności bond idzie w kierunku tych właśnie zwykłych filmów. To właśnie bond miał zawsze najlepsze stroje które nawet w czasie walki wyglądały elegancko, umiał zaskakiwać wysublimowanymi tekstami i nawet zabijając nie był brutalny.
Aktor też nie do końca ciekawy. Może i najgorszy nie jest ale nie pasuje do tej 'idealności' bonda. Przecież był on człowiekiem niezwykle przystojnym i eleganckim. Craig wygląda jak by był jakimś terminatorem (który pod koniec filmu wygląda jak gołota po 30 sekundach walki - czyli okropnie).
Niby większość powie że przecież to było nienaturalne - ta 'idealność' bonda, te zabaweczki itd. Zgadzam się, było to nienaturalne ALE była to kwintesencja tych filmów, tej serii. To tak jak by nakręcić nowego harrego pottera który by nie czarował i miał 40 lat - czyli brak czegoś co odróżnia go od innych filmów i co pierwsze przychodzi nam na myśl słysząc ten tytuł (czary) oraz brak tej młodzieńczości która przyciąga wielu do tej serii (gdyby miał 40 lat).
Niektórym to się podoba, jak większości w tym temacie - oki, każdy ma prawo do własnego zdania dlatego szanuje to. Niektórym się to nie podoba, a czytam dużo opinii i jest bardzo wiele tych niechlubnych - którzy uważają że bond stracił tych kilka cech co odróżniało go przez KILKADZIESIĄT LAT od setek innych filmów. Mam nadzieje że w kolejnej części czyli tak jak by 3 części tej 'opowieści', bond jednak wróci do korzeni (chociaż niestety aktora pewnie nie zmienią).
pozdrawiam :)
Jestem fanem serii od kiedy pamiętam -i nigdy nie przeszkadzały mi "realistyczne zwroty" w serii. Przecież "Casino Royale" to nie pierwszy taki zwrot. Seria ewoluowała już wielokrotnie. Pierwsze 6 Bondów -realistyczne. Od "Diamenty są wieczne" do "Moonrakera" -nie. Potem od "Tylko dla Twoich oczu" do "Licencji na zabijanie" -tak. I za Brosnana -znowu nie. I tak w kółko. Powiem tak: jako fan Bonda potrafię zaakceptować wszelkie zmiany i nadal świetnie się bawić -jeśli (oczywiście) po prostu film sam w sobie jest dobry (a więc taki, na jaki zasługuje ta najstarsza w historii kina seria). Wszyscy malkontenci najwidoczniej fanami Bonda nie są. Bo miłość do tej serii nie znaczy siedzenia w kinie z listą tego, co "powinno" być w każdej części (i odhaczania kolejnych rzeczy), ale: dorastania wraz z nią, dojrzewania wraz z nią (a przy okazji: wciąż pozostawania dzieckiem, które podniecają podobne historie). Powiem tak: po Bondzie z kina zniesmaczony wyszedłem tylko raz -i było to po "Śmierć nadejdzie jutro" -bo jest to film żenująco kiepski -i nie da się go oglądać. Choć (to muszę przyznać malkontentom) jest bardziej "bondowski" (cokolwiek to znaczy) od "Quantum of Solace". Tylko co z tego, skoro to gniot? A "Quantum of Solace" to świetna produkcja. Może nie tak genialna, jak "Casino Royale", niepozbawiona wad, jasne, ale to wciąż kino na wysokim poziomie, a więc na takim, na jakie zasługuje postać Bonda. I tyle w tym temacie. :P
Bond jest dla mnie naprawdę dobry - wszystko jest realistyczne bardziej niż zazwyczaj, ale to chyba taka tendencja ostatnio - batman też nie był już tak bardzo "nierzeczywisty" - ludzie tęsknią za tym co namacalne, codzienne, choć nie zupełnie zwykłe.
daniel craig jest dla mnie uosobieniem wszystkiego, co powinien mieć agent - wymieniać chyba nie trzeba - walory widać gołym okiem, choć nie o powierzchowność tylko się rozchodzi.
Jeśli chodzi o muzykę - jak dla mnie strzał w 10 - energetyczna, chwilami niespokojna - dodaje klimatu.
polecam!