"Casino Royale" zdobyło moje uznanie i dało nadzieję na ponowne "odrodzenie" filmowej sagi o Jamesie Bondzie. Przede wszystkim wyważona proporcja pomiędzy scenami akcji (całkiem realnymi, patrząc przez pryzmat poprzednich filmów o super agencie) jak i tymi, bardziej nastawionymi na psychologiczną prezentację postaci nadały temu filmowi iście nowatorski charakter. A dziś po obejrzeniu "Quantum Of Solace", które może i kontynuowało w pewien sposób historię z "Casino Royale", muszę stwierdzić, że obraz ten był jednym, wielkim "teledyskiem akcji" z krótkimi przerwami na dialogi i pewne fabularne wyjaśnienia. I ja tego nie kupuję.....Olga też w sumie nie dorównała Evie Green, choć to już może wina tak okrojonego scenariusza. Moja ocena to takie 6,5/10, głównie ze względu na sentyment do wielkiego poprzednika.