Craig jako Bond przekonał mnie już w poprzednim filmie i teraz też w tej roli moim zdaniem dobrze wypadł.Współczuję jednak tym, którzy nowego Bonda nie trawią.Zauważyłem,że dużo osób wybrzydza na brak tradycyjnych Bondowskich elementów(bryka, gadżety, martini z wódką...) ale zmiany nie są aż tak drastyczne i film w dalszym ciągu utrzymany jest w Bondowskiej konwencji.Warto tutaj dodać, że już dużo wcześniej modyfikowano postać agenta, kiedy to chociażby scenarzyści żenili go, odbierali licencję na zabijanie czy też wysyłali w kosmos...Największym minusem są niestety śladowe ilości humoru i koszmarna piosenka Jacka White'a, która po prostu w ogóle nie pasuje do filmu głównie ze względu na jego zniewieściały, krzykliwy wokal(utwór Cornella z CR rządił!!!).Szkoda także, że film jest zbyt krótki i prawie cały czas naładowany akcją co nie daję chwili oddechu-mimo to wszystkie sceny akcji zrealizowane są perfekcyjnie i robią spore wrażenie, szczególnie jeśli chodzi o walkę wręcz.Dziewczyny Bonda potraktowane za mało poważnie raczej do historii nie przejdą ale obie zaprezentowały się bardzo okazale(i to nawiązanie do "Goldfingera" przy okazji uśmiercenia Fields).Z kolei rola głównego przeciwnika-Greene'a została dobrze napisana i zagrana przez charakterystycznego, świetnego Mathieu Amalrica.
Ogólnie film mi się podobał ale niestety nie przebija swojego poprzednika, mam nadzieję, że następna część będzie nieco bliższa(choć nie za bardzo, dla zachowania pewnej tożsamości odcinków z Craigiem)tradycyjnym Bondom a za kamerą stanie ktoś inny niż Marc Forster.
Moja ocena:7+/8- (za mało humoru i treści)